Od kwietnia zeszłego roku jest z nami Duduś, zaliczyliśmy wszystkie święta około 160 km i wakacje w zeszłym roku nad morzem.
Zabieramy go po prostu w klatce, ma w niej wszystko oprócz huśtawki. Trzymam klatkę na kolanach żeby troszkę zamortyzować ewentualne hamowania lub wyboje, a poza tym sprawia mi przyjemność obserwowanie go. Pod poidełkiem wkładam zwinięty ręcznik papierowy który wchłania wychlapującą się wodę, ostatnio jak w czasie wyjazdu do rodziny naszło go na kąpiel właśnie w poidełku.
Do podróży jest przyzwyczajony, ogląda co się dzieje za oknem, je, pije tylko jeszcze nie śpiewał

Podróż nad morze też ok, właśnie kolejna czeka nas w sobotę mmmm już się nie mogę doczekać

W zeszłym roku wracając z urlopu utknęliśmy w 4 godzinnym korku, zaskoczył mnie Duduś nie z tej ziemi, schował główkę i poszedł spać jak się ściemniło i lekkie bujanie w ogóle go nie zniechęciło. Obudził się dopiero jak wysiadaliśmy.
Przed pierwszą podróżą bardzo się bałam żeby się nie stresował, tyle się naczytałam o transportowaniu a tu szok - zachowywał się tak jak w domu. Wprawdzie od początku klatkę przenosiliśmy z miejsca na miejsce. Lubi na parapecie ale jak jest za duże słońce to na stolik - jest u siebie i tylko to się liczy.
Myślę że to może być kwestia konkretnego osobnika ale innego nie miałam i nie mam pojęcia jak inne się zachowują:)