Pomimo tego że wątek dawno nie odwiedzany, nie mogę się powstrzymać, by czegoś nie napisać.
Rywalizacja w kręgach hodowców- nie tylko kanarków- była i będzie, bądŹmy szczerzy, ważne, żeby była to uczciwa rywalizacja, a nie zniechęcanie młodych hodowców do dalszej hodowli, bo "nie daj Boże wyhodują coś lepszego ode mnie". Takie podejście jest chore, Starsi hodowcy, dla których osobiście mam wielki szacunek za ich wiedzę (mam na myśli znanych mi ludzi) powinni zachęcać, dzielić się wiedzą, udostępniać dobre kanarki a nie tylko zostawiać w swojej hodowli. Inaczej- no cóż, nikt nie żyje wiecznie, a cała ich wiedza i dorobek hodowlany zniknie wraz z nimi.
Nie piszę tak bez powodu. Ja sama miałam Dzidka- hodowcę kanarków i drobnej egzotyki. Dziadek urodził się w 1913 roku, zmarł w 1998, kiedy ja miałam 18 lat. Kanarki hodować zaczął jakoś od razu po wojnie, zanim jeszcze ożenił się z Babcią

. Pamiętam, że od małego dziecka sadzał mnie na biurku i razem karmiliśmy kanarki i inne ptaki, póŹniej uczył mnie obrączkować pisklęta, prześwietlać jajka, dużo opowiadał jaki kanarek ma jakie cechy, jak najlepiej łączyć barwy kanarków, ogólnie- uczył mnie wszystkiego, co powinnam wiedzieć. Chciał, żebym "przejęła" jego hodowlę, na pogrzebie Ksiądz wspomniał "Marzeniem Jana Adamczyka był kontynuowanie pasji jego życia przez wnuczkę".
Cóż- prawda jest taka, że nie doceniałam tego co mam. Z informacji które przekazał mi Dziadek dzisiaj pamiętam jedynie podstawy hodowli, a z odziedziczonych dwóch par kanarków (pod koniec życia dziadek nie był w stanie sam zajmować się ptakami i babcia zlikwidowała hodowlę liczącą ok.30 sztuk stada podstawowego, zostawiając tylko te dwie pary...) nie dochowałam się potomstwa. To był taki głupi okres w moim życiu- bardziej liczyli się przyjaciele, imprezy, chłopak... Dzisiaj z perspektywy czasu bardzo żałuję, że nie pociągnęłam dalej hodowli na ptakach dziadka- były zdrowe, zawsze starannie wyselekcjonowane, mając trzy pary (jedna była moja, wzięta wcześniej) mogłam spokojnie kontynuować hodowlę. Dzisiaj, po latach, zaczynam od zera.
Ale zeszłam z tematu. Pamiętam właśnie jaki był dziadek- przychodzili do Niego koledzy z PZKiPE, wymieniali się ptakami, wspólnie ściągali np. koroniaki niemieckie z NRD- co wtedy nie było łatwe. Towarzyszyłam Dziadkowi w jego odwiedzinach w hodowlach znajomych- nie zawsze jadąc po ptaka, czasem po prostu szliśmy "coś" obejrzeć

, była herbatka i rozmowy o kanarkach, ja-jako dziecko, miałam trochę "szczególne względy"- raz nawet dostałam pięknego samczyka czerwonego- których wtedy nie było tak dużo jak teraz- jako prezent "dla wnuczki"

Nie wiem czy czasy się zmieniły, ludzie na pewno w nieustannym pościgu za pieniądzem, ale takich hodowców jakich opisał założyciel wątku mam nadzieję nigdy nie spotkać.
OdpowiedŹ nasuwa mi się sama. Powiedział, że samiczka nie nadaje się do lęgów, bo chciał, żebyś kupił samicę od niego

. Gadał na oddział, a pewnie sam coś nawywijał i przeniósł się, bo "nie darzono go sympatią" co po przeczytaniu wcale mnie dziwi... Ale świat jest mały, a prawda i tak wyjdzie- wystarczy, jak zapytasz któregoś ze starszych hodowców (oczywiście nie od razu) co myśli o tym panu i opiszesz swoją "przygodę". I jakoś mi się wydaje, że nie usłyszysz pochlebnych słów;)... (Hoduję również psy pod znakiem Związku Kynologicznego- niby inna bajka, a ludzie wszędzie tacy sami... Dlatego to c piszę, jest oparte na moim własnym doświadczeniu, kiedy sama sie "przejachałam" na pewnym hodowcy...).
Pzdr.