Witam serdecznie. To chyba dobry dział na to pytanie.
A więc doczekałam się wcale nieplanowanych albinosów. Dziwne to bo matka jest zielona, a ojciec łaciaty i wszystkie młode zawsze wyglądały jak wróble. Jakież było moje zdziwienie

... Niestety, radość nie trwała długo - z siedmiu przeżyły dwa.

Większość nie mogła opuścić jaja i musiałam je obrać na mokro z przylepionej do ciała skorupy. To był horror. Dwa przyczepiły się matce do brzucha, w połowie jeden był jeszcze w jaju i tak z nimi latała bo całe się kleiły od białka, które wyciekło z jaja i musiałam jej powyrywać wszystkie pióra aby ich od siebie uwolnić. Jeden przez to spadł gdzieś w trawę w czasie lotu matki ale w końcu znalazłam go!! Był lodowaty jak go podniosłam ale żYJE do dziś!
Wieczorem znalazłam resztę zdeptaną i martwą na dnie gniazda, ale z pełnymi wolami, co jeszcze bardziej bolało. Miały wolę życia, ale zbyt mało siły aby nie dać się zdusić. Jeden miał krwiak na pępowinie. To chyba moja wina bo ja ją próbowałam odciąć nożyczkami i nie wiedziałam w którym miejscu to zrobić, jaka pępowina powinna być długa, a na końcu tej pępowiny pod palcami mi się ślizgała jakaś maŹ przytwierdzona do skorupy.
W tej chwili dwa ocalałe mają kilka dni (mimo, ze odkładałam jaja, to jest między nimi 3 dni różnicy jakimś cudem), otwierają swoje różowe oczka ale ogólnie są jakieś nierechlawe, mało silne, jak jedzą to nie stoją , tylko matka karmi je na leżąco.
Moje pytanie brzmi : czy albinosy wymagają jakiejś specjalnej opieki , specjalnego jedzenia. W związku z tym, że matka zbudowała gniazdo na balkonie i lata po całym ogrodzie, to karmi je wszystkim. Ja wystawiam jej w misce jajko, marchew, wodę i ziarno. Natomiast niedługo zabieram je wszystkie do domu aby nie uciekły i jak wtedy mam o nie dbać?