Zdjęcie miesiąca

Kanarki - Wortal Jacky & Mark
Marzec 29, 2024, 10:10:45 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Tutaj poznasz wszystko o kanarkach i ptakach egzotycznych.
   
  Strona główna Pomoc Linki Zaloguj się Rejestracja  

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej Polityce prywatności.

Strony: 1 ... 10 11 [12] 13   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Lęgi 2009 u feno-typa  (Przeczytany 90390 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
feno-typ
Gość
« Odpowiedz #165 : Czerwiec 10, 2009, 12:55:22 »

Polęgowe wystudzanie samiczek jest chyba najgorszym i najbardziej nienaturalnym okresem w całorocznym cyklu hodowlanym; z jednej strony mamy do czynienia z ptakami, które dalej chciałyby odbywać lęgi i znosić jajka i mają w związku z tym duże zapotrzebowanie na bogate wyżywienie, a z drugiej strony musimy podawanie tegoż pokarmu zredukować, eliminując z niego przede wszystkim produkty pobudzające samiczki do składania kolejnych jajek, jak pokarm białkowy (jajeczny) czy zawierające witaminę E skiełkowane ziarno...

Ten dylemat prowadzi czasem do niebezpiecznych komplikacji – wczoraj miałem okazję przekonać się o tym w sposób niezwykle dramatyczny...

Po powrocie z pracy, jak każdego dnia, posprzątałem pokój i zabrałem się za popołudniowe uzupełnianie zjedzonego przez ptaki w ciągu dnia pokarmu. Dopiero po kilkunastu minutach zauważyłem, że jedna z samiczek w wystudzarce śpi na pojedynczej żerdce tuż przy samej podłodze, z główką wtuloną pod skrzydełko. Takie drzemki w ciągu dnia są w zasadzie zupełnie normalne, ale w przypadku tej samiczki od razu wydało mi się to podejrzane, bo akurat ten ptaszek jeszcze wczorajszego ranka najbardziej zapamiętale „kręcił młynki”, uparcie „budował” gniazdko na półce z żywnością i w ogóle był najaktywniejszy z całej wystudzanej piątki samiczek... Mój niepokój przerodził się w pewność, kiedy przyszła kolej na uzupełnienie pokarmów w wystudzarce. Samiczka obudziła się wprawdzie, ale dalej siedziała na żerdce nasowiała i apatyczna. Wziąwszy pod uwagę jej uprzednie zachowanie, a także fakt, że po przebudzeniu ptaszek co chwila napinał się, jakby nie mógł się wypróżnić, natychmiast postawiłem właściwą diagnozę – samiczka cierpiała na zaparcie jajka... Bez zastanowienia wsunąłem ostrożnie rękę do fruwalki, a biedna samiczka, chcąc uniknąć złapania, próbowała podfrunąć, ale była już tak słaba, że spadła jedynie na podłogę... Wziąłem ją ostrożnie w dłoń i obejrzałem brzuszek. Były nienaturalnie nadęty, a więc cierpienia samiczki musiały trwać już dość długo... Ponieważ z tą przypadłością nie miałem jeszcze w mojej hodowli nigdy do czynienia, gorączkowo przypominałem sobie, co w takich przypadkach zalecają autorzy poradników... Jest tam mowa o masażu brzuszka, o natarciu kloaki oliwką, o nagrzewaniu ptaszka lampą podczerwieniową i – w przypadku braku poprawy – o niezwłocznej wizycie u weterynarza... W jednym z niemieckich opracowań była też mowa o możliwości ostrożnego  przekłucia miękkiej błony jajka, gdy pod wpływem masażu brzuszka ukaże się ono w ujściu jajowodu, ale autor poradnika „rezerwował” taki zabieg dla bardzo doświadczonych hodowców, za jakiego sam siebie ciągle jeszcze nie uważam...

Jedno wszakże było pewne, stan ptaka był bardzo zły; kompletnie osłabiona samiczka balansowała na granicy życia i śmierci, więc nie było czasu na wizytę u weta i trzeba było działać natychmiast samemu. Zacząłem więc od natarcia odbytu ptaka oliwką i masażu, ostrożnie spychając palcem wskazującym miękką kuleczkę w kierunku ujścia kloaki. Ptaszek kilka razy starał się mi „pomóc”, napinając z wysiłkiem brzuszek, ale wiotkie jajeczko zmieniało tylko formę i nie dawało się wypchnąć. Przez chwilę dałem odpocząć zupełnie wyczerpanej, przymrużającej z bólu oczy samiczce, po czym powtórzyłem próbę przepchania zapartego jajeczka... Tym razem, po kilku próbach ujście kloaki rozwarło się nieco i nagle zobaczyłem niebieskawą błonkę jajka. Trwało to ułamek sekundy, po czym samiczka na nowo wciągnęła jajko do brzuszka, a kloaka zamknęła się zupełnie... Byłem zdecydowany powtórzyć zabieg i w przypadku ponownego ukazania się jajka, nakłuć je odkażoną drewnianą ostrą wykałaczką. Posadziłem więc ptaszka na kilku papierowych ręczniczkach i przygotowałem sobie potrzebne „narzędzia”. Samiczka dyszała szybko przez uchylony dziobek i była tak wyczerpana, że nawet nie próbowała ucieczki...

Przytępiłem nieco końcówkę wykałaczki i zanurzyłem ją dla odkażenia w czystym spirytusie. Potem położyłem sobie w zasięgu ręki kilka wacianych, kosmetycznych pads, nałożyłem na nos mocniejsze okulary i ponownie wziąłem do ręki ptaszka.

Masaż nie trwał nawet długo; mnie więcej po minucie błona jajeczka ponownie ukazała się w rozwartym otworze kloaki. Natychmiast chwyciłem za wykałaczkę i ostrożnie przebiłem oporne jajeczko, starając się nie zranić napiętego jajowodu. Z otworu wyciekło najpierw przezroczyste białko, a tuż za nim na papierowy ręcznik plusnęło zupełnie nienaruszone żółtko... Zaraz potem ptaszek nerwowo napiął brzuszek i jako ostatnia wypadła z kloaki ściśnięta w wąski paseczek jasno-niebieskawa błona. Wytarłem samiczce pulsującą kloakę wacikiem, usuwając resztki oliwki, po czym wsadziłem obolałą biedaczkę do niewielkiej transportówki, próbując usadowić ją na żerdce, ale osłabiony ptaszek spadał  ciągle na podłogę, więc go tam w końcu zostawiłem... Klateczkę wyniosłem na stół do jadalni, jak najdalej od kanarkowego zgiełku, a w o odległości kilkudziesięciu centymetrów od klatki, na niewielkim podwyższeniu z książek, umieściłem lampę podczerwieniową, skierowując ciepły strumień światła na dyszącego ptaszka... Usiadłem sobie tuż obok na krześle i uważnie obserwowałem dalszy rozwój sytuacji.

Przez dobrą godzinę samiczka siedziała napuszona, ciężko oddychając i przymrużając oczy. Co chwilę rozwierała dziobek, więc pomyślałem sobie, że pewnie chce pić. Napełniłem więc rurkowe poidełko świeżą wodą z dodatkiem wzmacniającego Betaminoru i wkleszczyłem je między kratki klateczki. Samiczka nie zareagowała od razu, ale widać było, że dochodzi do siebie, bo kiedy zbliżyłem się do klatki, zrobiła się wysmukła i bacznie śledziła moje ruchy. Po godzinie ptaszek niespodziewanie otrząsnął się, poprawił piórka w okolicach obolałej kloaki i napił się wreszcie z poidełka. Odetchnąłem z ulgą, bo teraz nie miałem już wątpliwości, że „operacja się udała”, a pacjent jednak „przeżyje”... Ok. godziny 20-tej samiczka zaczęła wskakiwać na żerdkę i popiskiwać nawołująco, więc ostrożnie wyjąłem ją z transportówki i ponownie przeniosłem do fruwalki. Ptaszek prawie natychmiast zabrał się za jedzenie...

Dzisiaj rano po wczorajszych kłopotach nie było śladu, samiczka zachowywała się absolutnie normalnie, chociaż nie zdradzała już żadnego nerwowego lęgowego niepokoju, więc być może incydent z jajeczkiem zakończył ostatecznie jej gehennę...

Oczywiście obserwując wczoraj powracającego do zdrowia, wymęczonego zabiegiem ptaka, przez cały czas zastanawiałem się, dlaczego doszło do zaparcia jajeczka. Przecież pomimo bardziej skąpego żywienia, akurat okruchów wapnia w często zmienianym piasku i w formie umieszczonych w specjalnym karmidełku pokruszonych skorupek, nigdy w fruwalce nie brakowało... Dopiero po głębszym zastanowieniu się przypomniało mi się, że od kilku dni w celach leczniczo-dezynfekcyjnych zacząłem podawać moim ptaszkom wodę do picia z wzbogaconą niewielką ilością octu jabłkowego (5-10 ml na litr), a ten jako kwas, rozkłada przecież wapno i inne minerały przyjmowane w pokarmie przez ptaki i to on mógł być przyczyną kłopotów samiczki...  Kląłem na siebie w duchu za ten kompletny brak wyobraŹni, który nie powinien mi się przydarzyć. Ocet jabłkowy jest bardzo wskazany i skutecznie dezynfekuje wodę pitną, zwłaszcza latem, ale akurat wystudzanym samiczkom podawać go nie należy, bo gorzej karmione i tak cierpią już na różnorakie niedobory, więc kwas neutralizujący minerały i wapno jest dla nich zabójczy! Oczywiście zaraz po przeniesieniu samiczki do wystudzarki wymieniłem poidełko z „octówką” na inne, z wzmacniającym, zawierającym w swym składzie witaminy (zwłaszcza kompleksu B) oraz minerały Betaminorem... 

Także kanarki w drewnianej wolierce, gdzie wraz z młodzieżą siedzą dwie inne wystudzane samiczki, na wszelki wypadek nie będą dostawały wody z octem jabłkowym, chociaż te nie powinny mieć problemów, już chociażby ze względu na bogatą i różnorodną żywność jaką mają do dyspozycji...

Pozdrawiam

« Ostatnia zmiana: Lipiec 01, 2009, 09:55:27 wysłane przez feno-typ » Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #166 : Czerwiec 14, 2009, 08:44:28 »

Wczoraj trójka ostatnich w tym sezonie kanarcząt opuściła gniazdko, a ich mama w pustej i wyczyszczonej przeze mnie muldzie natychmiast rozpoczęła formowanie następnego... Ponieważ oliwkowa samiczka opiekuje się pisklętami samotnie i póki co musi jeszcze przez dobre 8-10 dni dostawać zarówno pokarm jajeczny jak i skiełkowane ziarno, bez kolejnych jajek się raczej nie obędzie. Aby w klatce nie dochodziło do jakichś anomalii, np. do skubania piskląt, pozwolę samiczce znieść jajka i być może nawet je jakiś czas „wysiadywać“, zanim przeniosę ją do wystudzarki... Akurat ten ptak za każdym razem, nawet siedząc już na nowym gnieŹdzie, bardzo solidnie wykarmiał kolejne pisklęta, więc i tym razem powinien jakoś pogodzić ze sobą te dwie sprawy. Pisklęta w takim przypadku są automatycznie karmione nieco rzadziej, więc zwykle o wiele szybciej stają się samodzielne... Na szczęście moje obawy co do szekowatości tej ostatniej trójki okazały się bezzasadne. U obrączkowanych piskląt nie da się jednak nic powiedzieć o kolorze pazurków, bo te, chociaż wydają się jasne, mogą z czasem stać się ciemniejsze.

Tak więc statystyka szekowatości u kanarków oliwkowych wypadła nieco korzystniej; na 18 ptaków tylko piątka ma rozjaśnienia – reszta jest „bez skazy“. Mam nadzieję, że z pozostałej 13-ki uda mi się skomletować chociażby jedną, solidną kolekcję, bo ptaki są warte pokazania na wystawach.

Meblowa wolierka zapełniła się młodzieżą. Siedzi w niej cały drugi i trzeci lęg z klatek 3 i 4, a także drugi lęg weteranki wraz z mamą – razem 21 ptaków. Ponieważ do tej woliery trafią również po rozpoczętym pierzeniu się samce, docelowo będzie w niej 25 kanarków, czyli akurat tyle ile trzeba. Oczywiście po okresie pierzenia się część kanarków trafi do klatek treningowych, więc miejsca będzie jeszcze więcej.

Także żółto-czarny przychówek, poza trójką ostatnich piskląt, został już rozmieszczony w dwóch dużych fruwalkach. Jako że pierwsze dwa szekowate pisklęta od samego początku siedziały w wolierce z czerwono-czarnymi kanarkami pierwszego lęgu i teraz pod wpływem podawanej kanataksantyny nabierają pomarańczowego koloru Uśmiech , pozostawię tą dwójkę już do całkowitego wypierzenia się w tej wolierce, przez co w obu fruwalkach będzie siedziało tylko po osiem kanarków, przy 9 miejscach noclegowych w każdej klatce... Myślę, że tłoku nie będzie, ale sprzątać trzeba będzie częściej, co 3 – 4 dni... Oczywiście ta szesnastka nie dostaje już czerwonej kantaksantyny, ale żółtą luteinę, więc kanarki będą takie jak trzeba.

Wczoraj w południe ponownie wybrałem się do naszego lasku po zielsko i trawy dla ptaków. Był piękny, słoneczny dzień, więc zrobiłem kilka nowych fotek. Ugór na skraju trzęsawiska, z którego zbieram zioła i trawy dla kanarków, zmienił się od ostatniego razu; przybyło mnóstwo różnych nowych roślin, a trawy dojrzały już ostatecznie.

      

Tym razem zabrałem ze sobą brezentowy koszyk i przyniosłem do domu o wiele więcej chwastów niż zwykle.



Mam teraz zapas na kilka dni, a kanarki były tak zadowolone, że do wieczora zjadły tylko połowę zwykłej, codziennej dawki innych pokarmów... łupanie nasionek traw i chwastów to ich żywioł, więc w wolierach i klatkach przez kilka godzin panowała kompletna cisza... Obserowanie ptaków, jak sprytnie radzą sobie z „młóceniem“ chwastów, sprawia mi zawsze ogromną satysfakcję...

Pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Czerwiec 16, 2009, 08:18:01 wysłane przez feno-typ » Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #167 : Czerwiec 14, 2009, 11:56:18 »

Kilka aktualnych fotek młodych kanarków na chwastach

                  


Poniżej fotka weteranki w wolierce





A to trójka ostatnich piskląt wraz z mamą




Pozdrawiam
Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #168 : Czerwiec 19, 2009, 03:40:18 »

Trójka ostatnich tegorocznych oliwkowych piskląt jest już w zasadzie samodzielna i jutro zabiorę je z klatki lęgowej. Samiczka niestety dalej składa jajka, więc dam jej na nich posiedzieć i dopiero gdy sama porzuci gniazdko, przeniosę ją do wspólnej wolierki.

Trzy samiczki w wystudzarce dalej kręcą młynki; od czasu do czasu na półce lub dnie klatki pojawia się jakieś pojedyncze jajko... Tylko dwie samiczki w wolierce z kanarczą młodzieżą zapomniały już chyba ostatecznie o lęgach, a jedna z nich rozpoczęła nawet bardzo intensywne pierzenie się.

Pierzą się też coraz obficiej kanarczęta pierwszego lęgu, a także pojedyncze ptaki lęgu drugiego. Pokój kanarkowy codziennie „tonie” zatem w piórkach, których każdego popołudnia są dosłownie setki!

Wzrósł także niesamowicie apetyt mojej „bandy”, a barwiony pokarm jajeczny i kiełki muszę uzupełniać popołudniami, bo zwykle wszystkie karmidełka są puste... Nie nadążam też z donoszeniem chwastów i traw; ptaki młócą je jak najęte, a ja tylko wieczorami wyciągam z wolier ogołocone badyle...

Od jakiegoś już czasu podaję moim „pierzakom” dokładnie umyte liście kalarepy, które dostaję za darmo w naszym supersamie. Kanarki bardzo chętnie je jedzą; dwudziestka młodziaków potrafi uporać się z liściem wielkości talerzyka śniadaniowego w ciągu niecałej pół godziny... Oczywiście wybieram zawsze tylko bardzo zdrowe i w pełni zielone liście, które w sklepie mogą być nawet przywiędłe, bo wstawione w domu po umyciu do wody, już po kwadransie są ponownie żywe i jędrne. Powodzeniem cieszą się też brokuły... Te muszę już niestety kupować, ale jarzyno nie jest zbyt drogie, więc moje kanarki dostają je codziennie. Wybieram brokuły nieco bardziej wyrośnięte, których kwiatostan nie jest zbyt mocno zbity (jak np. u kalafiora) i ptaki mogą bez przeszkód obskubywać poszczególne pączki. Zwykle zjadają też większą część łodyżek...

Dzisiaj zamówiłem u „Grafa” pierwszą partię klatek wystawowych. W zasadzie jest jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia właściwych  treningów, ale przynajmniej cztery klateczki będą mi potrzebne do zawieszenia na drzwiczkach wolier i fruwalek, aby kanarki miały możliwość zapoznania się z nimi i mogły sobie do nich do woli wskakiwać i wyskakiwać. Jest to ponoć najlepsza metoda stopniowego przyzwyczajania młodych ptaków do ciasnoty klateczek i prawie wszyscy znani mi hodowcy tą metodę stosują...

Pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Czerwiec 19, 2009, 03:44:32 wysłane przez feno-typ » Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #169 : Czerwiec 21, 2009, 07:01:53 »

Młode kanarki powędrowały do osobnej klatki i bez problemów dają sobie radę. Jedzą samodzielnie mokre skiełkowane ziarno i pokarm białkowy, „zapijając“ te potrawy... jabłuszkiem i ogórkiem Uśmiech  Ponieważ są bardzo ciekawskie, z pewnością wkrótce odkryją również poidełko.

Ich mama wygrzewa trzy jajeczka... Ograniczyłem jej jedzonko do samego ziarna i jarzyn. Prawdopodobnie dam jej wysiadywać jajka aż do dobrowolnego porzucenia gniazdka, bo nie chcę mieć kolejnych problemów z wystudzaniem. Zresztą ta samiczka rozpoczęła lęgi najpóŹniej, bo w około miesiąc po pojawieniu się pierwszych jajek w innych gniazdkach, więc gdybym teraz chciał ją na siłę wystudzać, byłyby z tym kłopoty.

W sobotni poranek byłem w lesie po zielsko i po raz pierwszy udało mi się zebrać rdest ptasi. http://pl.wikipedia.org/wiki/Rdest_ptasi
Nie rośnie go jeszcze zbyt wiele, ale gdzieś za tydzień będzie to podstawowa zielonka w mojej hodowli. Roślina najsmaczniejsza jest podczas gdy kwitnie, to właśnie jej lilowe kwiatuszki kanarki zjadają najchętniej. Rdest jest wskazany w przypadku kanarków melaninowych, bo skarmiany regularnie podczas pierzenia się, przyciemnia rysunek u ras agatowych i czarnych. W dobrych sklepach zoologicznych i u internetowych hurtowników można kupić rdest wysuszony i starty na proszek, który doskonale nadaje się do wzbogacenia pokarmu białkowego czy też jajecznego, chociaż oczywiście najkorzystniej (i za darmo!) jest podawać go w formie świeżej zielonki.

Jako proszek wygląda on tak: http://www.graf-versand.de/?itemId=1712&categorieId=957

Jak widać na załączonych zdjęciach, moje kanarki były z podanych chawstów i traw zadowolone Uśmiech

         


Pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Lipiec 01, 2009, 09:54:12 wysłane przez feno-typ » Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #170 : Czerwiec 22, 2009, 07:59:17 »

Poniżej zamieszczam kilka fotek kanarków drugiego i trzeciego lęgu zajadających na półce pokarmowej liść kalarepki.

          

Pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Czerwiec 22, 2009, 08:02:29 wysłane przez feno-typ » Zapisane

Granos
Gość
« Odpowiedz #171 : Czerwiec 22, 2009, 08:36:20 »

Witam! kilkanaście postów temu poruszany był watek szekowatości pod względem pazurków.. Tutaj moje pytanie:Czy taka szekowatosć nie dopuszczalna jest tylko u ras ,które nie moga byc szekami jak kanarki czerwone czy żółte lipochromowe czy także u ras takich jak gloster  ,border gdzie szekowatość to cos normalnego?
Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #172 : Czerwiec 23, 2009, 07:00:38 »

Witam! kilkanaście postów temu poruszany był watek szekowatości pod względem pazurków.. Tutaj moje pytanie:Czy taka szekowatosć nie dopuszczalna jest tylko u ras ,które nie moga byc szekami jak kanarki czerwone czy żółte lipochromowe czy także u ras takich jak gloster  ,border gdzie szekowatość to cos normalnego?

U wielu ras kanarków szekowatość jest dopuszczalna, w niektórch przypadkach tylko do pewnego stopnia. Musiałbym poprzeglądnąć standardy, aby bardziej precyzyjnie odpowiedzieć Ci na Twoje pytanie, bo jak wiesz sam hoduję kanarki czarne, u których nie ma prawa być absolutnie nic „jasnego“ (lipochromowego).

Jeśli interesuje Cię jakaś konkretna rasa, np. gloster czy border, mogę podać Ci wymagania standardów odnośnie szekowatości. Napisz więc, konkretnie, która rasa Cię interesuje, bo – jak już napisałem – szekowatość dopuszczalna jest u wielu kanarczych ras, ale nie u wszystkich w takim sammym stopniu...

Pozdrawiam
Zapisane

Granos
Gość
« Odpowiedz #173 : Czerwiec 23, 2009, 08:50:06 »

Konkretnie interesuja mnie gloster i border mini. Był bym wdzieczny za odpowiedŹ Uśmiech.
Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #174 : Czerwiec 23, 2009, 10:27:31 »

Konkretnie interesuja mnie gloster i border mini. Był bym wdzieczny za odpowiedŹ Uśmiech.

Oczywiście opieram się na standardach odnalezionych na stronie niemieckiego DKB, ale myślę, że są to też powszechnie obowiązujące standardy C.O.M Uśmiech

Zarówno u glosterów jak i u borderów szekowatość jest dopuszczalna bez ograniczeń we wszystkich kanarczych kolorach, tzn. można wystawiać ptaki szekowate na równi z jednobarwnymi (melaninowymi czy lipochromowymi). Niedopuszczalny jest tylko czerwony kolor upierzenia i to we wszystkich odcieniach, oczywiście także u ptaków szekowatych. Przy borderach jest jeszcze wzmianka, że u szeków i kanarków melaninowych obowiązuje tzw. klasyczna melanina.

Oto odpowiednie, mówiące o tym zdania po niemiecku:

„Der Gloster ist in allen Kanarienfarben einschließlich der Schecken, außer in rot, zugelassen.“

(Źródło: http://www.dkb-online.de/Rasse%20%20Beschreibungen/DKB_Gloster_D.pdf )

„Der Border ist in allen Kanarienfarben einschließlich der Schecken, außer in rot, zugelassen. Bei den Melaninspielarten sind nur die klassischen Melaninvögel zugelassen.“

(Źródło: http://www.dkb-online.de/Rasse%20%20Beschreibungen/DKB_Border_D.pdf )

Pozdrawiam
Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #175 : Czerwiec 23, 2009, 11:08:08 »

Kilku forumowiczów zwróciło się do mnie z prośbą o zamieszczenie na wortalu w miarę  wyraŹnych fotek rdestu ptasiego, który wskutek moich sugestii chcieliby podawać swoim skrzydlatym pupilom.

Spełniając tą prośbę, zamieszczam pod tym wpisem: "Rdest – cenne Źródło pigmentów w hodowli kanarków melaninowych" (Dieta, Zielonki) kilka wykonanych dzisiaj fotografii tej rośliny.

Pozdrawiam
Zapisane

Granos
Gość
« Odpowiedz #176 : Czerwiec 23, 2009, 01:13:25 »

Dziękuje za odpowiedŹ!!!    Byłem ciekawy ponieważ jeden z piątki borderów ma jeden pazurek innego koloru ale na szczęście wynika z tego ,ze sienie muszę martwić.
Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #177 : Czerwiec 24, 2009, 10:59:44 »

Kilka najbardziej zaawansowanych w wymianie piór młodych kanarków pierwszego lęgu zaczyna nabierać czerwonego koloru. Zaczerwieniły im się już duże połacie piersi i piórka na kuperku. Cieszy mnie to, bo w tym roku postanowiłem barwić ptaki tylko poprzez pokarm białkowy i trochę się obawiałem, czy ta metoda rzeczywiście „zafunkcjonuje”. Barwienie poprzez wodę do picia jest skuteczniejsze, ale dla hodowcy bardziej uciążliwe, bo nieustannie musi on usuwać plamy po rozchlapywanym napoju, które z czasem pokrywają wszystko dookoła... Pokarm białkowy natomiast jest mniej kłopotliwy, ale nie wszystkie kanarki jedzą go w tych samych ilościach i często jesienią przytrafiają się jakieś niedobarwione „niejadki”... Dlatego też postanowiłem wzbogacać podawany pokarm różnymi atrakcyjnymi dodatkami jak marchew, drożdże piwne czy nawet dodatkowe, ugotowane na twardo jajka, bo zauważyłem, że kanarki jedzą taki treściwszy pokarm o wiele chętniej niż tylko Blanco Espagnol z barwnikiem i proszkiem pigmentowym...

Tak a’propos barwienia, ostatnio miałem okazję zobaczyć u znajomego Berlińczyka mojego, sprzedanego mu jesienią, nieintensywnego ptaka i doznałem prawdziwego szoku. Otóż kanarek ten nie był przez znajomego niczym dobarwiany, a ponadto z jakichś niezrozumiałych względów rozpoczął wymianę piór już w maju. Teraz czerwoną ma jeszcze tylko niewypierzoną główkę; reszta upierzenia, poza ciemną melaniną jest jasno beżowa! To niesamowite, jak bardzo się zmienił jego wygląd. Zawsze wydawało mi się, że niebarwione czerwone kanarki pozostaną jakoś tak blado-czerwone lub nawet brązowo-czerwone, a tu nagle taka jasna „kawa z mlekiem” Uśmiech Kanarek wyglądał zupełnie jakby był innej rasy, tym bardziej, że pojaśniały mu także nóżki i dziobek, co u starszych ptaków jest akurat normalne...

* * *

Czwórka z sześciu samiczek „dała za wygraną” i przestała kręcić młynki. Dwie pierzą się już nawet dość intensywnie, a dwie pozostałe także powoli zaczynają gubić pierwsze piórka. Tylko dwie oliwkowe uparły się i dalej tkwią w lęgowym rozbudzeniu. Jedna jak wiadomo wysiaduje pilnie cztery puste jajka; w sumie zniosła sześć, z których dwa pierwsze, ze względu na przebywające z nią jeszcze wtedy w lęgówce pisklęta usunąłem, a druga rozsiadła się od poniedziałku na półce pokarmowej, na której teraz codziennie znajduję kolejne jajeczko... Co gorsza, na tej niewielkiej półce stoi „jeż”, czyli deseczka z pręcikami, na które nabijam jarzynki, a do którego „wysiadująca” samiczka nie pozwala się nawet zbliżyć pozostałym dwóm towarzyszkom... Mam nadzieję, że w końcu znudzi się jej to wysiadywanie na pustej, twardej deseczce, bo teraz nie ma innej możliwości, jak zganiać ją z niej od czasu do czasu, aby dwie pozostałe mogły najeść się spokojnie jarzynek...

Wczoraj byłem u weta z jednookim kanarkiem i okazało się, że biedak stracił jednak oczko bezpowrotnie. Prawdopodobnie wydziobał mu je ojciec, który dość radykalnie karcił młode kanarki po wyfruwie z gniazdka. Cały czas miałem nadzieję, że ptaszek może mieć tylko zrośnięte powieki, ale niestety rzeczywistość okazała się bardziej przykra... Na szczęście ptaszek doskonale daje sobie radę z jednym okiem i z daleka można poznać go tylko po bardziej intensywnym wykręcaniu na wszystkie strony główki. Lustrowanie okolicy jednym okiem opanował jednakże tak dobrze, że nie ma z niczym kłopotów: prawidłowo fruwa po wolierce, bez problemów skacze po żerdkach i półce pokarmowej... Prawdopodobnie jest to nieintensywna samiczka, bo ma stosunkowo jasne młodzieżowe upierzenie, a przy jego numerku w moim notesie nie ma jeszcze ani jednego krzyżyka, które stawiam ptaszkom, przyłapawszy ich na śpiewie...

Pozdrawiam
Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #178 : Czerwiec 27, 2009, 09:49:50 »

Dzisiejszego ranka, podczas sprzątania klatek segmentowych, w których siedzą samczyki, zauważyłem, że jeden z nich, ten od nieudanej parki, dość intensywnie gubi piórka. Na dnie klatki były nawet cztery piórka długie, więc co do rozpoczętego pierzenia się nie mogło być żadnych wątpliwości. Oczywiście samczyk natychmiast powędrował do meblowej wolierki. W klacie tej, obok drugo- i trzeciolęgowej młodzieży, siedzi także weteranka, ale ani pierzący się samczyk, ani moja dzielna samiczka zupełnie nie zwracali na siebie uwagi, więc co do tych dwoje można być raczej pewnym, że tegoroczny okres lęgowy zakończony został u nich ostatecznie.

Tym bardziej zdziwiłem się, że inna z samiczek, która bardzo intensywnie gubi piórka, zniosła dzisiaj niespodziewanie jajko. Ptak w związku z wymianą piór dostaje nieco barwionego pokarmu jajecznego, więc całkiem prawdopodobne, to on był przyczyną tej niespodzianki... W tym przypadku jednak nie mogę reagować ograniczeniem diety, bo pomijając już kwestię barwienia, kanarzyca, która po odbytych lęgach zaczyna obficie się pierzyć, nie może w żadnym wypadku być głodzona. Nawet gdyby znosiła dalsze jajka, dalej będzie dostawała bogaty pokarm, ale wydaje mi się, że chyba na tym jednym jajku sprawa się jednak zakończy. Nie wyobrażam sobie, aby ptak, któremu tak obficie wypadają piórka upierał się dalej przy lęgach...

Jak każdej soboty, zaraz po wysprzątaniu klatek, porozwieszałem baseniki, a moje „pierzaki” natychmiast rozpoczęły ogólną kąpiel. W okresie wymiany piór ptaszki powinny się kąpać tak często, jak tylko jest to możliwe, bo obok kwestii czysto higienicznych, poranna kąpiel w zimnej wodzie jest dla nich czystą przyjemnością, a ciężkie od wody piórka łatwiej wypadają podczas po kąpielowej toalety...

Poniżej zamieszczam fotki moich „pierzaków”; na ostatniej widać ptaszka, który powoli zaczyna się „czerwienić”, wymieniając piórka na piersiach i brzuszku. Ptaszki wyglądają teraz okropnie, ale właśnie w tej trudnej fazie trzeba o nie dbać jak najlepiej, bo zaowocuje to już wkrótce nowym, pięknym upierzeniem...

               

Pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Lipiec 01, 2009, 09:52:54 wysłane przez feno-typ » Zapisane

feno-typ
Gość
« Odpowiedz #179 : Czerwiec 28, 2009, 08:14:45 »

W piątek nadeszła pierwsza partia zamówionych u Grafa klatek wystawowych, typu „Wursterkäfig“, ale dopiero w sobotę rozpakowałem je w piwnicy i sprawdziłem, czy nie mają jakichś mankamentów. Muszę przyznać, że byłem mile zaskoczony jakością tych niewielkich klatek; od razu widać, że ktoś przemyślał każdy najdrobniejszy szczegół. Świetne rozwiązania, np. z plastikową szufladką, dobrze dopasowane, nie chyboczące się żerdki, nienaganne wykończenie – słowem bardzo ładne klatki! Oczywiście widziałem je już na wystawach setki razy, ale tam człowiek koncentruje się raczej na ptakach i dopiero teraz mogłem przekonać się „z bliska“ o doskonałej funkcjonalności tych klatek.

Trzy klatki zabrałem do domu, aby sprawdzić, czy podobają się one również moim kanarkom. Nie miała to być jeszcze inauguracja właściwego treningu, bo na ten jest jeszcze trochę za wcześnie, a jedynie taka pierwsza „przymiarka“. Przyciąłem więc ze sztywnego stalowego drutu odpowiednie haczyki i po kilku próbach pozawieszałem te leciutkie w sumie klateczki na drzwiczkach obu wolierek, a także przy fruwalce, w której siedzą kanarki żółto-czarne z pierwszego lęgu. Potem przygotowałem sobie aparat fotograficzny i notes, po czym usiadłem w pobliżu i czekałem na reakcję moich młodych podopiecznych.

W jednej z moich mądrych książek wyczytałem, że metoda zawieszania klatek wystawowych na drzwiczkach wolierek, jest ponoć najlepszym i najskuteczniejszym sposobem przyzwyczajenia do nich ptaków. Wiadomo, że kanarki są bardzo ciekawskie i cechę tę można wykorzystać właśnie podczas treningów z klateczkami wystawowymi. Otwarta, łatwo dostępna klateczka, do której ptaki mogą sobie swobodnie wskakiwać i wyskakiwać, traktowana jest przez wolierkową młodzież jak dodatkowa atrakcja, z której natychmiast trzeba skorzystać. Ponieważ moje ptaki są już częściowo oswojone i ufne, byłem niemalże pewny, że także pierwszą „przymiarkę“ do tych nowych, dziwnych „skrzynek“ umocowanych przez „ich człowieka“ potraktują bez obaw. No i nie pomyliłem się!

Najszybsze okazały się kanarki pierwszego lęgu z metalowej woliery. Dosłownie już po dwóch, trzech minutach pierwszy kanarek wskoczył na otwarte drzwiczki klatki, porozglądał się wokoło i bez jakichkolwiek obaw wskoczył do środka na pierwszą żerdkę. W drzwiczkach natychmiast ukazał się następny, potem trzeci i nim zdążyłem przygotować aparat, w klateczce siedziało już kilka kanarków! Mało tego, przy wejściu do klateczki rozgorzała zacięta walka o dostęp; nagle wszystkie ptaki zapragnęły dostać się do środka!

Przyznam szczerze, że czegoś takiego się zupełnie nie spodziewałem! W pamięci miałem jeszcze zeszłoroczne treningi w przedzielonych na połowę lęgówkach... Po rozmieszczeniu w nich młodych kanarków rozpoczęły się dantejskie sceny – ptaki przez kilka dni nie myślały o niczym innym jak tylko wydostaniu się z tych klatek, które i tak były o wiele większe od tych małych wystawowych. Oczywiście gdzieś po tygodniu kanarki zaczęły się uspakajać, ale pierwsze dni były po prostu straszne... Nie wiem jak dla kogo, ale na mnie widok kompletnie spanikowanego ptaka, próbującego nieustannie zwiać przez przeŹroczyste karmidełko z mieszanką, robi absolutnie deprymujące wrażenie...

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że co innego zwiedzać zawieszoną na drzwiach wolierki klateczkę, z której w każdej chwili można wyskoczyć, a co innego po miesiącach wolierkowej swobody zostać zamkniętym w nieporównywalnie mniejszej klatce... Myślę jednak, że gdyby moje zeszłoroczne ptaki miały możliwość stopniowego przyzwyczajenia się do mniejszych klatek właśnie poprzez takie dobrowolne „zwiedzanie“, panika byłaby niewspółmiernie mniejsza...

Zupełnie podobnie zareagowały kanarki z meblowej wolierki, a także „oliwkowe“ z fruwalki. Po kilkunastu minutach wszystkie ptaki zachowywały się tak, jakby w tych klateczkach były jakieś nadzwyczajne smakołyki; momentami siedziało w nich tyle kanarków, że zaczynało brakować miejsca... Co ciekawe - ptaki zostawały w nich nawet wtedy, gdy przechodziłem obok, zupełnie nie przejmując się moją bliskością. Trzeba wiedzieć, że klatki w pokoju kanarkowym stoją w ten sposób, że w środku między nimi jest zaledwie kilku dziesięciocentymetrowe przejście, więc po zawieszeniu klateczek, trzeba się było między nimi dosłownie „przeciskać“. Przechodząc obok klatek, siłą rzeczy musiałem ocierać się o nie, a mimo to ptaki kompletnie mnie ignorowały! Jeszcze w kilka godzin póŹniej pojedyncze kanarki siedziały w tych klatkach, czyszcząc upierzenie czy też po prostu odpoczywając z dala od wolierkowego rozgardiaszu...

Tak więc pierwszy test wypadł bardzo pozytywnie i teraz już wiem, że z bezstresowym (a przez to bardzo korzystnym!) przyzwyczajaniem przyszłych kandydatów na wystawy do ciasnych klateczek nie będzie raczej większych problemów Uśmiech Właściwy trening rozpocznę co prawda dopiero pod koniec sierpnia, ale już teraz od czasu do czasu będę zawieszał klateczki wystawowe na drzwiczkach wolierek, już chociażby dla urozmaicenia sponiewieranym „pierzakom“ monotonnej wolierkowej codzienności...

            

      

Pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: Lipiec 01, 2009, 09:50:52 wysłane przez feno-typ » Zapisane

Strony: 1 ... 10 11 [12] 13   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Zdjęcie miesiąca

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2018, Simple Machines
Kanarki - Wortal Jacky & Mark
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!