|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #120 : Kwietnia 03, 2009, 03:00:34 » |
|
Dzisiaj dzień wielkiej przeprowadzki… Kanarcza młodzież przeniesiona zostanie do pierwszej z moich dwóch wolierek. Zaraz po powrocie do domu skręcę „klatę”, dno wysypię świeżym piaskiem, zamocuję oświetlenia, półeczkę na jarzynki i owoce, pozawieszam karmidełka, i poidełka, dopasuję świeże żerdki... Każdego roku jest to dla mnie chwila wielkiej radości, bo nie ma nic piękniejszego, jak widok rozpieranych energią młodych ptaszków, które nagle mogą sobie rzeczywiście zdrowo pofruwać!
Tak przy okazji, zrezygnowałem jednak z przemalowania całej wolierki na kolor beżowy, ograniczając się jedynie do odnowienia wnętrza szuflady na piasek. Dotychczasowy, ciemno-niebieski kolor dna wolierki nie był zbyt korzystny, bo pod wpływem brodzenia ptaków, spod piasku wyzierały ciemne granatowe „plamy”, robiąc wrażenie nieporządku. Beżowe dno będzie wyglądało o wiele ładniej, bo ma kolor piasku... Ponieważ wolierka stoi w pokoju, zawsze osłaniam ją z dwóch boków całkowicie, a z przodu i z boku, który ustawiony jest w kierunku okna, do połowy. W ten sposób ptaki można sobie bez przeszkód oglądać, do wolierki przez otwarte okno wpada słońce, a na zewnątrz nie wydostają się żadne brudy. Także osłonięte ściany pozostają czyste.
Już nie mogę doczekać się powrotu do domu...
W klateczkach nr. 3 i 4 dzisiejszego ranka było już siedem piskląt. Niewyklute pozostały jeszcze tylko oba jajeczka końcowe, ale oba miały już wyraŹne rysy, więc prawdopodobnie po południu w gniazdka będą już komplety... Niestety, z jakichś niezrozumiałych względów obie samiczki tak zaciekle atakowały swoich samczyków, że musiałem porozdzielać parki przegrodami. Dziwi mnie trochę ta agresja, bo w czasie pierwszego lęgu jej nie było... Oczywiście po jakimś czasie, prawdopodobnie już jutro lub najpóŹniej w niedzielę spróbuję ponownie połączyć parki, bo zależy mi na tym, aby ojcowie pomagali w wykarmianiu młodych. Od obu samiczek oczekuję pod koniec tego miesiąca następnego, trzeciego lęgu, a wtedy opieka samczyków nad dziatwą stanie się niezbędna...
Sierotki jedzą już same, a samczyk tylko je od czasu do czasu dokarmia, więc zaraz po zwolnieniu fruwalek, cała piątka powędruje do jednej z nich uczyć się samodzielności, a samczyk przejmie wychowywanie trójki oliwkowych kanarcząt z klatki nr. 1. Ich matka zniosła dzisiaj rano swoje czwarte jajko i od jutra zacznie właściwe wysiadywanie...
Weteranka doniosła dzisiaj rano piąte, końcowe jajeczko...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 03, 2009, 06:43:01 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #121 : Kwietnia 05, 2009, 02:21:35 » |
|
I znowu musiałem wykazać sie elastycznością; opiekun sierotek nie chciał przejąć wykarmiania trójki oliwkowych piskląt, więc nie pozostało mi nic innego, jak zwrócić je wysiadującej drugi lęg matce. Ku memu kompletnemu zaskoczeniu, samiczka regularnie schodzi z jajek i dokarmia domagające się głośno jedzenia dwudziestodwudniowe pisklęta. Te z kolei coraz śmielej zaglądają do kamionkowych miseczek z pokarmem jajecznym i kiełkami, więc już za dzień lub dwa, będę mógł je przesadzić do zwolnionej fruwalki... Niestety dopiero w sobotę przeprowadziłem kanarczą młodzież do pierwszej wolierki; składanie jej i wyposażanie zajęło mi całe piątkowe popołudnie, i nie chciałem pkrzekwaterowywać kanarków wieczorem. Tak więc przeprowadzka miała miejsce dopiero w sobotę. Kanarki były kompletnie oszołomione ogromem kalty i przez dobry kwadrans siedziały tylko na żerdkach, rozglądając się dookoła. Czasem któryś z odważniejszych zrywał się do lotu, trzepał skrzydełkami jak motyl i natychmiast wracał na dawne miejsce... Dopiero po pewnym czasie ptaszki rozbiegły się po wolierce, zaczęły obdziobywać jarzynki na półce, po kolei odkrywały rozwieszone i napełnione karmidełka... Poniżej zamieszczam kilka fotek. Do jednej ze zwolinonych fruwalek przekwaterowałem sierotki, które natychmiast zabrały się za jedzenie z miseczek, więc nie spodziewam się raczej żadnych problemów... W lęgówkach 3 i 4 wykluły się pozostałe pisklęta; niestety piąte pisklę z lęgówki nr. 3 padło następnego dnia z nieznanych mi powodów... Było to jak dotychczas jedyne stracone w tym roku pisklę i mam nadzieję że dalszych nie będzie. Tak więc obie samiczki mają po cztery pisklęta i wraz z ponownie połaczonymi z nimi partnerami zajmują się ich wykarmianiem. Do drugiego legu przygotowuje się samiczka, która wychowała sierotki; ponieważ samczyk nie podjął się opieki nad trójką oliwkowych, połączyłem ponownie parkę i już po kilkunastu minutach doszło do pierwszych prawidłowych kopulacji. Pozdrawiam 
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 05, 2009, 02:30:13 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #122 : Kwietnia 07, 2009, 11:22:15 » |
|
Dzisiaj rano prześwietliłem pięć jajek weteranki – wszystkie wydają się być zapłodnione. I tak to właśnie powinno wyglądać; ptaszek zniósł jak dotychczas 9 jajek i wszystkie były zapłodnione, a z czterech pierwszych wykluły się już (i usamodzielniły) młode... Ta samiczka jest naprawdę wyjątkowa i bardzo się cieszę, że zdecydowałem się pozostawić ją sobie do dalszej hodowli... Wczoraj póŹnym popołudniem, przy okazji spaceru z psem, przyniosłem z parku spory bukiet świeżej gwiazdnicy. W domu zielsko przebrałem, usuwając inne, zerwane przy okazji rośliny, następnie dobrze spłukałem pod bieżącą wodą, otrząsłem z grubsza, związałem gumką i w ciężkiej szklance odstawiłem na balkon do przeschnięcia. Dzisiaj rano, przy okazji zadawania karmy, ustawiłem pięknie się prezentujący bukiecik na półce w wolierce. Młode kanarki przyglądały się roślinom jakiś czas z nieufnością, ale potem po kolei sfruwały w jej pobliże i rozpoczęły obskubywanie delikatnych, małych listków... Jestem pewien, że do dzisiejszego popołudnia gwiazdnica „zniknie” w całości w kanarzych żołądkach, a w szklance zostaną tylko resztki łodyg... Tak to, od wczorajszego dnia rozpoczął się u mnie oficjalny sezon na dzikie zielonki i chwasty. W miarę rozwoju wegetacji, roślin w parku będzie przybywać, a bukieciki w wolierce staną się bardziej różnorodne. Poniżej zamieszczam dwie fotki bukieciku gwiazdnicy w wolierce.  * * * Oliwkowa samiczka dzieląca swój czas na opiekę nad dziatwą i wysiadywanie kolejnego lęgu, coraz trudniej daje sobie radę z nachalnymi, wszędobylskimi pisklakami. Przeszkadzają one matce prawie bez przerwy, wskakując na gniazdko, podskubując ją lub domagając się głośno jedzenia. Jestem pełen obaw o losy lęgu, bo z mojej winy powstała sytuacja, która nie gwarantuje prawidłowego przebiegu wysiadywania. Co prawda pisklęta mają już 23 dni i prawdopodobnie w Wielki Czwartek powędrują do fruwalki, ale do tego czasu wszystko może się zdarzyć. Zmuszona sytuacją samiczka robi bardzo długie przerwy w wysiadywaniu, więc nie spodziewam się raczej prawidłowych zalężeń... Gdyby natomiast zdecydowała się porzucić gniazdko, nie będę jej tego brał za złe, tylko dam odpocząć przez dobry tydzień, a potem, jeśli się będzie tego domagała, ponownie połączę ją z samczykiem... Jutro prześwietlę jej jajeczka i akurat tym razem wolałbym, aby były czyste... Pisklęta w lęgówkach nr. 3 i 4 skończyły już pięć dni i dzisiaj po południu założę im obrączki. Obie parki w wychowywaniu dzieci spisują się bardzo dobrze; wszystkie dawne nieporozumienia i swady ustały, a ptaki skoncentrowały się wyłącznie na wykarmianiu i „obsłudze” potomstwa. Druga z oliwkowych samiczek, której pisklęta skończyły dzisiaj 13-ty dzień życia, weszła w fazę intensywnego przykucania do krycia, więc w okolicach Wielkanocy spodziewam się pierwszego jajeczka trzeciego, ostatniego lęgu... Na klatce wiszą już co prawda dwa gniazdka, ale samiczka jak na razie budową następnego nie jest zainteresowana. Ponieważ parka od samego początku siedzi razem, a samczyk sumiennie karmi młode, nie spodziewam się żadnych niespodzianek i skoro tylko samiczka rozpocznie znoszenie jajek, samczyk wraz z dziatwą powędruje do zwolnionej przez sierotki fruwalki. Te z kolei zostaną przeniesione do starszej młodzieży w wolierce... Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 14, 2009, 12:31:28 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #123 : Kwietnia 14, 2009, 12:20:26 » |
|
Święta, święta… i po świętach.
Od mojego ostatniego wpisu upłyną tydzień, w czasie którego zaszło tyle zmian, że nie bardzo wiem od czego zacząć:)
Może w takim razie po prostu opiszę kolejno, co działo się i dzieje w poszczególnych klatkach.
Wolierka
Kanarcza młodzież rozwija się przepysznie! Ptaszki osiągnęły już swoje właściwe rozmiary i prezentują się doskonale. Kilka z nich wyróżnia się doskonałą postawą, świetnym upierzeniem i bardzo ciekawym melaninowym rysunkiem. Co prawda ptaszki czeka jeszcze młodzieżowe pierzenie, ale zgodnie z logiką, następne piórka powinny być jeszcze piękniejsze, więc już teraz zacieram ręce:) Niektóre z młodziaków zaczynają już pierwsze próby śpiewu. Dla łatwiejszego rozpoznania płci sporządziłem sobie tabelę, w której znajdą się numery wszytkich zaobrączkowanych ptaków i w której następnie będę stawiał krzyżyki zawsze wtedy, gdy w przeciągu następnych miesięcy przyłapię jakiegoś ptaszka na próbach śpiewu. W miarę upływu czasu po ilości krzyżyków przy numerach, wyłonią się „pewniaki” czyli prawie 100%-we samczyki, bo chociaż młode samiczki też czasem „podśpiewują” sobie trochę, to jednak nie są tak wytrwałe jak samczyki i w rejestrze mają zdecydowanie mniej krzyżyków... Ta metoda, zastosowana przeze mnie po raz pierwszy w zeszłym roku, doskonale się sprawdziła – nie pomyliłem się co do płci ani razu.
Kanarczęta z coraz większym apetytem wcinają zielonki. Do bukiecików doszedł mlecz i szczaw, więc wraz z gwiazdnicą moje ptaki mają codziennie coraz bardziej urozmaiconą zieleninię. Zauważyłem też , że młodzież chętnie łupie ziarenka mieszanki, której z dnia na dzień muszę podawać nieco więcej. Obok pokarmu białkowego i kiełków, ptaki dostają regularnie świeżego ogórka, jabłko i dwa razy tygodniowo stosunkowo drogie o tej porze roku brokuły...
Fruwalka Nr. 1.
Od czterech dni zajmuje ją trójka oliwkowych kanarcząt z lęgówki nr. 1. Ptaszki radzą sobie doskonale; dzisiaj po raz pierwszy zrezygnowałem z kamionkowych miseczek na dnie, bo kanarczęta odkryły już zwenętrzne karmidełka i bez problemów z nich korzystają. Jeden z ptaszków ma kilka białych piórek w lewym skrzydełku, drugi prawie całą stopkę jasną (wraz z pazurkami), ale za to trzeci nie jest „zewnętrznym” szekiem, co trochę mnie zaskoczyło, bo przy obrączkowaniu wydawało mi się, że również on będzie miał jeden jasny pazurek. Tak przy okazji, także co do czwórki piskląt drugiej z oliwkowych samiczek (o których jeszcze napiszę) pomyliłem się w ocenie, bo teraz, gdy ptaszki podrosły okazało się, że tylko jeden jest zewnętrznym szekiem (dwa jasne pazurki), a pozostała trójka żadnej szekowatości na zewnątrz nie objawia! Wychodzi na to, że przy obrączkowaniu stopki piskląt są jeszcze zbyt małe i jasne, więc łatwo można się pomylić... Strasznie się z tego powodu cieszę, bo również te ptaszki mają wspaniały melaninowy rysunek, więc chyba jednak nie będzie tak Źle, jak przypuszczałem i niektóre z nich da się przeznaczyć do dalszej hodowli.
Fruwalka nr. 2.
Od tygodnia zajmuje ją piątka piskląt, w tym cztery sierotki. Także i te ptaszki rozwijają się wspaniale, mają piękną melaninę i dobrą postawę. Szkoda, że sierotki nie doczekają się już dalszego rodzeństwa... Prawdopodobnie w okolicach czwartku przeniosę je do wolierki, bo fruwalka będzie potrzebna dla czwórki oliwkowych kanarcząt z lęgówki nr. 5.
Lęgówka nr. 1.
Oliwkowa samiczka zniosła aż siedem jajeczek, z których – jak przypuszczałem – tylko dwa pierwsze były zapłodnione. Nawet mnie to specjalnie nie martwi, bo samiczka, która jeszcze do niedawna opiekowała się trójką piskląt, przez moją głupotę miała straszne kłopoty z prawidłowym składaniem jajek, więc tym razem, jako samotnie wychowująca pisklęta, z dwójką kanarcząt będzie miała o wiele mniej roboty...
Lęgówka nr. 2.
Niestety, ta parka (tak wspaniale spisująca się w wychowaniu sierotek) ma problemy z własnym potomstwem. Prawdopodobnie któreś z ptaszków ma jakiś genetyczny defekt; jak dotychczas parka doczekała się tylko dwójki własnych piskląt (jedno wychowało się z sierotkami i nawet nie umiem go od nich odróżnić), a pozostałe zarodki w dalszych jajeczkach zawsze obumierały... Nieintensywna samiczka w tej parce jest ptakiem od Perriego, a ponieważ inne jego ptaki jak dotychczas świetnie się sprawdzają, podejrzewam, że defekt genetyczny leży raczej po stronie samczyka, którego jej przydzieliłem. Jest to bardzo intensywny samczyk mojego chowu, ale od samego początku był on najmniej aktywny godowo i chociaż jako opiekun sierotek spisywał się nienagannie, dość niedbale zajmował się samiczką. Krył ją rzadko i jakoś tak bez przekonania, prawie nigdy nie dochodziło między parką do godowych gonitw i klasycznego „obśpiewywania” partnerki przez samczyka... Po oddzieleniu sierotek, samiczka uwiła nowe gniazdko i złożyła doń pięć jajek; pojutrze przypada czwarty dzień wysiadywania, więc dokonam kontroli lęgu... Gdyby i tym razem doszło do obumarcia embrionów, będzie to ostatni lęg tej parki...
Lęgówka nr. 3.
Czwórka piskląt kończy dzisiaj 11 dzień życia; ptaszki są już opierzone i mają całkowicie otwarte oczka. Niestety ich rodzice często się ze sobą kłócą, czasem dochodzi nawet do zaciętych, powietrznych pojedynków, w których lecą piórka... Kiedy jestem w pobliżu staram się przerwać te harce, ale czasem ptaki są tak zacięte, że po moim oddaleniu się od klatki, natychmiast ponownie wszczynają walki... W ciągu ostatnich świątecznych dni, kilkakrotnie musiałem parkę oddzielać siatką, pozostawiając wraz z pisklętami na przemian, raz samczyka, a raz samiczkę. Po godzinie usuwałem przegrodę lub też wysuwałem ją tylko częściowo, tak, aby ptaki mogły być choćby częściowo „rozdzielone”... Nie rozumiem tak do końca tego zachowania, chociaż wydaje mi się, że bójki prowokuje zazdrosna o pisklęta samiczka. Ponieważ samczyk bardzo troskliwie karmi młode, nie chciałbym parki rozdzielać na stałe, więc liczę na to, że już wkrótce samiczka zacznie interesować się trzecim lęgiem i walki ustaną...
Lęgówka nr. 4.
W tej klatce sytuacja jest diametralnie różna od tej u „sąsiadów z dołu”. Parka bardzo harmonijnie troszczy się o czwórkę dorodnych piskląt, a od wczorajszego ranka samiczka zaczęła przykucanie do krycia, więc dzisiaj rano zawiesiłem jej drugi koszyczek z filcowym wkładem w środku i podałem materiał na gniazdko. Samiczka natychmiast zabrała się do dzieła, więc na weekend powinno pojawić się pierwsze jajeczko. Dobrze, że budowa gniazda przypada na okres, w którym kanarczęta są jeszcze w gniazdku, bo ta samiczka zdradzała w przeszłości skłonności do podskubywania... Zresztą z chwilą rozpoczęcia znoszenia jajeczek kanarczęta opuszczą gniazdko i będę je mógł wraz z ojcem przenieść do fruwalki...
Lęgówka nr. 5.
Druga z oliwkowych samiczek zniosła dzisiaj swoje czwarte jajko chociaż w klatce lęgowej dalej siedzi czwórka jej piskląt drugiego lęgu wraz z ojcem. W Niedzielę Wielkanocną, zaraz po wyfruwie młodych z gniazdka spróbowałem przenieść je wraz z ojcem do wolnej lęgówki nr. 8, ale samczyk tak rozpaczliwie tęsknił za partnerką, że w ogóle nie interesował się dziećmi, tylko „rozbierał klatkę”, usiłując wydostać się na zewnątrz... Chcąc nie chcąc, połączyłem więc parkę następnego dnia i natychmiast wszystko się wyciszyło; oboje rodziców karmi młode kanarki, a te na szczęście nie przeszkadzają mamie w wysiadywaniu atrap... Dopiero tuż przed zmierzchem rozdzielam rodzinę przegrodą, parkę pozostawiając w połowie z gniazdkiem, a pisklęta same w drugiej połówce. Robię to celowo, bo zauważyłem, że podczas wieczornych ceremonii „szukania miejsca noclegowego”, czyli monotonnego przeskakiwania po żerdkach, samczyk dość brutalnie atakował nieporadnie jeszcze skaczące po klatce pisklęta... Czasem w zapale wyrywał im nawet kilka piórek... Poprzez przedzielenie lęgówki wieczorem, ten problem ustał; rano przegrodę usuwam, aby kanarczęta dalej mogły być karmione przez rodziców. Oczywiście na dnie stoją już wypełnione kamionkowe miseczki, a kanarczęta coraz śmielej do nich zaglądają. Myślę, że już wkrótce, najpóŹniej po zniesieniu jajeczka końcowego, będę je mógł zabrać do fruwalki, a parkę pozostawić w lęgówce... Jak już wspomniałem, tylko jedno pisklę wykazuje szekowatość, pozostała trójka wygląda „rasowo” i jest po prostu piękna...
Lęgówka nr. 6.
Jutro u weteranki kluje się piątka piskląt drugiego lęgu. Ostatnia kontrola przeprowadzona przed świętami wykazała prawidłowy rozwój zarodków, więc nie spodziewam się żadnych przykrych niespodzianek. Dzisiaj rano ptaszek dostał nieco pokarmu białkowego i trochę więcej kiełków. Po południu umożliwię samiczce porządną kąpiel.
Lęgówka nr. 7.
Nudzi się w niej nieintensywny samczyk Perriego, po którym mam już w sumie 10 piskląt, a jutro u weteranki dojdzie prawdopodobnie następna piątka. Samczyk śpiewa od rana do wieczora, czasem szaleje krótko po klatce, ale w sumie wygląda na zadowolonego. Być może pozwolę mu na asystowanie w wychowie piskląt ostatniego, trzeciego lęgu weteranki... Oczywiście tylko wtedy, gdy będzie dla niej miły... Zobaczymy.
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 14, 2009, 12:32:02 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #124 : Kwietnia 15, 2009, 12:09:26 » |
|
Coś nie mam szczęścia do tych oliwkowych! Wśród przychówku roi się od szeków, a teraz jeszcze samczyk zawiódł mnie na całej linii jako opiekun dorastającej kanarczej dziatwy...
Wczoraj pisałem o jego wieczornej agresji w stosunku do czwórki piskląt pierwszej z jego dwóch samiczek. Piskalki mają dopiero 21 dni (wykluły się 25 marca) i ciągle jeszcze powinny być karmione przez rodziców, a przynajmniej przez ojca lub innego samczyka-opiekuna. Niestety samczyk oprócz prawidłowego karmienia, czasami dość brutalnie je atakuje, zwłaszcza wieczorami... Przedwczoraj odgrodziłem go od dzieci przegrodą siatkową, którą usunąłem dopiero rano, ale kiedy po południu wróciłem z pracy okazało się, że klatka upstrzona jest wieloma piórkami... Samiczka wysiaduje już następne jajka, w gniazdku piórek nie było, więc podskubywać młodziaki musiał właśnie ojciec. Pomyślałem sobie, że jedną z przyczyn może być zbytnia ciasnota klatki lęgowej, więc zaraz po zadaniu karmy przeniosłem piątkę wyrośniętych już całkowicie sierotek do metalowej wolierki, a w zwolnionej obszernej fruwalce umieściłem oliwkowego ojca wraz z dziećmi.
Na samym początku wszystko wyglądało nieŹle; samczyk karmił młode, od czasu do czasu tylko popiskując nawołująco w kierunku odpowiadającej mu z gniazdka samiczki. Mijały godziny, a mnie powoli zaczęło się wydawać, że po przeniesieniu do fruwalki problem agresji samczyka został opanowany. Oczywiście wieczorem na wszelki wypadek miałem zamiar zabrać go z fruwalki, ale kiedy tuż przed zmierzchem wszedłem do pokoju kanarkowego, już z daleka usłyszałem przeraŹliwy skrzek, a gdy zajrzałem do fruwalki oniemiałem z przerażenia. Jedno z piskląt leżało pod żerdką na dnie brzuszkiem do góry i rozpaczliwie starało się odwrócić na nóżki, a samczyk „tańczył” nad nim nastroszony i co chwilę dziobał je gdzie popadło. Od razu zauważyłem, że pisklę ma zupełnie pokrwawione skrzydełko, więc czym prędzej odegnałem samca, pozbierałem biedaka z podłogi i pod lampą dokonałem dokładniejszych oględzin. Zupełnie przerażony biedak miał wyrwane trzy pierwsze , nie całkiem jeszcze wyrośnięte, lotki prawego skrzydełka, a z ogromnych otworów po tych piórkach sączyła się krew. Poza tym na skutek tej nieszczęśliwej pozycji na brzuszku i rozpaczliwych prób odwrócenia się, oczka ptaszka były całkowicie zabrudzone piaskiem.
Zabrałem go więc do kuchni, przetarłem mu wilgotnym wacikiem oczka, potem dokładnie przemyłem i odkaziłem mu spirytusem rany na skrzydełku, następnie delikatnie namaściłem je specjalną maścią i umieściłem go w małej, wyłożonej miękkimi chusteczkami higienicznymi, klateczce transportowej. Klateczkę przykryłem ręcznikiem i ustawiłem na półce obok ciepłego kaloryfera... Potem wróciłem do pokoju i natychmiast usunąłem z fruwalki samczyka, który właśnie atakował następne pisklę, brutalnie wyrywając mu z boku kilka piórek... Wpuściłem go ponownie do lęgówki z wysiadującą samiczką i kompletnie skołowany zacząłem zastanawiać się, co począć dalej... Sytuacja wydawała się bez wyjścia, tym bardziej, że żadne z czterech piskląt nie próbowało nawet pożywiać się samo i jeszcze przez dobre dwa, trzy dni karmienie przez dorosłe kanarki wydawało mi się wręcz nieodzowne. Z drugiej strony samczyk do piskląt wrócić już nie mógł, bo ryzyko następnych poważnych okaleczeń byłoby zbyt duże. Samiczka wysiaduje jajka i kompletnie przestała interesować się kanarczętami, a w pozostałych klatkach nie było akurat żadnej możliwości „podrzucenia” piskląt innym parkom...
Pozostawienie piskląt w fruwalce z rozstawionymi na podłodze miseczkami z jedzeniem wydawało mi się jedynym możliwym rozwiązaniem, ale nie bardzo wiedziałem, czy pisklęta będą się z nich pożywiać... Kwestię zaspokojenia pragnienia można by ewentualnie rozwiązać kilkoma kawałeczkami soczystego ogórka lub jabłka, ale dalej pozostawał problem, w jaki sposób pomóc głodnym pisklętom w odnalezieniu tych wszystkich rzeczy...
Zaraz z rana po zadaniu karmy przesadziłem ranne pisklę do fruwalki. Okazało się, że malec po wczorajszym wypadku całkiem nieŹle się pozbierał i robił wrażenie zupełnie zdrowego. Po kwadransie młode kanarki coraz głośniej zaczęły domagać się karmienia, a ponieważ samczyk wyraŹnie na te piski reagował, przeniosłem go do na chwilę do fruwalki. Ptak natychmiast rozpoczął karmienie i to właśnie od rannego pisklęcia na podłodze fruwalki... Niestety zaraz po nakarmieniu ostatniego pisklaka, ponownie zainteresował się jego upierzeniem... Nie było rady; musiałem zabrać go z fruwalki...
Pocieszałem się myślą, że pisklęta są przynajmniej na razie syte, ale czekał je jeszcze cały długi boży dzień, więc musiałem wymyśleć jakieś rozwiązanie... I wtedy to wpadłem na pomysł przeniesienia do fruwalki trójki miesięcznych piskląt drugiej z oliwkowych samiczek, które zajmowały dotychczas sąsiednią fruwalkę. Ptaszki są już całkowicie samodzielne, ale na tyle młode, że nie walczą między sobą o pokarm, więc także dla mojej czwórki nieboraków nie będą zagrożeniem. Chociaż pożywiają się już z karmidelek, w przypadku wstawienia na dno klaty miseczek z pokarmem, na pewno będą z nich korzystać, stając się przez to doskonałym przykładem dla młodszych pół-braci. Na wszelki wypadek ustawiłem na podłodze aż cztery miseczki, po dwie z kiełkami i pokarmem białkowym; w kratki fruwalki wkleszczyłem kilka żeberek jabłka i ogórka oraz dwa poidełka przy najniższych żerdkach, tak, aby dziatwa łatwo na nie natrafiła. Dodatkowo, dla starszych kanarcząt napełniłem też dwa karmidełka zewnętrzne...
Po połączeniu ptaszków, starsze kanarczęta natychmiast sfrunęły na miseczki i rozpoczęły „wielkie żarcie”, a nieszczęsne młodziki uważnie się im przyglądały z pobliskich żerdek. Wreszcie jeden z tych odważniejszych sfrunął na dno klatki i podreptał w kierunku jednej z miseczek... Po chwili za jego przykładem poszedł następny... Starsze kanarczęta wcale nie zwracały na maluchów uwagi, pozwalając im bez przeszkód dołączyć do wspólnej „uczty”... Małe kanarki natomiast najpierw nieśmiało, a potem z coraz większym apatytem dziobały okruszyny pokarmu białkowego...
Odetchnąłem z ulgą. Byłem już niemalże pewny, że w miarę wzrastania głodu młode ptaszki z jeszcze większym zapałem wyruszą na poszukiwanie jedzenia, podpatrując przy tym starszych pół-braci. Trochę martwił mnie tylko ten ranny maluch, ale tuż przed wyjściem do pracy zauważyłem, że i on rozpoczął „penetrację” dna klatki, więc prędzej czy póŹniej również trafi na łatwo dostępny pokarm i zacznie się pożywiać...
Co tu dużo gadać – jestem niespokojny... Boję się tego, co mogę zastać po powrocie do domu, ale innej rady nie było. Liczę na instynkt samozachowawczy maluchów i na przykład starszych kanarcząt. Jeśli uda im się bez szwanku przeżyć następne dwa, trzy dni – będzie po kłopocie...
Jedno jest pewne: tuż po lęgach agresywny samczyk zostanie w pierwszej kolejności przeznaczony na sprzedaż...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 15, 2009, 01:30:51 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #125 : Kwietnia 16, 2009, 09:41:36 » |
|
Maluchy w fruwalce powitały mnie wczoraj po południu głośnym, proszącym popiskiwaniem. Widać było, że jednak nieŹle głodowaly, więc natychmiast przesadziłem je do lęgówki z rodzicami. Ptaszki rozpoczęły taki "rejwach" i obskakiwanie matki i ojca, że przez chwilę widziałem tylko kłębowisko ogonków, dziobków i roztrzepanych skrzydełek. Po kilkunastu minutach wszystkie cztery maluchy zostały nakarmione, samiczka wróciła na gniazdko (z sześcioma jajkami!), a samczyk rozpoczął toaletę piórek. Na wszelki wypadek przedzieliłem klatkę przegrodą, pozostawiając syte pisklaki w jej prawej części, a parkę z gniazdkiem w lewej.
Do wieczora trzy razy usuwałem przegrodę, pozwalając rodzicom obsłużyć pisklęta, ale za każdym karmieniem oddzielałem je ponownie przegrodą. Zaskoczyła mnie przy tym gorliwa aktywność samiczki, która pomimo rozpoczętego wysiadywania, za każdym razem również zeskakiwała z gniazdka i pomagała samczykowi w karmieniu. Najbardziej cieszyłem się z faktu, że właśnie ona faworyzuje poranione pisklę, które w ten sposób bardzo szybko powraca do sił.
Widząc jak dobrze ta metoda funkcjonuje, postanowiłem dzisiaj pozostać w domu i przez cały dzień właśnie w ten sposób łączyć i rozdzielać ptaki, robiąc coraz dłuższe przerwy, dla wymuszenia zainteresowania piskląt ustawionymi na podłodze miseczkami z pokarmem... Myślę, że do wieczora uda mi się przyzwyczaić maluchy do skutecznego poszukiwania jedzenia i już bez obaw o zbytnie wygłodzenie, będę mógł umieścić je ponownie w fruwalce wraz z trójką starszych kanarcząt. Jutro ptaszki rozpoczną 24 dzień życia, więc zainteresowanie samodzielnym poszukiwaniem jedzenia powinno jeszcze bardziej wzrosnąć...
W gniazdku weteranki wykluło się, niestety, tylko czworo piskląt; jedno jajeczko okazało się obumarłe. Na wszelki wypadek pozostawiłem je w gniazdku do dzisiejszego ranka, ale potem, po bardzo dokładnym prześwietleniu i spławieniu w ciepłej wodzie, stwierdzilem, że nie ma w nim życia... Zarodek musiał obumrzeć niedawno, bo jeszcze przed świętami wszystkie embriony żyły. Samiczka bardzo dobrze troszczy się o nowo wyklute pisklęta, karmi je systematycznie i długo ogrzewa.
W klatkach nr 3. i 4. trwają intensywne przygotowania do trzeciego lęgu. Obie parki mają do dyspozycji nowe koszyki i budulec; pisklęta zostały przeniesione w inne miejsce... Nawet kłótliwa parka z lęgówki nr. 3. już się uspokoiła; widocznie te harce były jakąś taką bardziej żywiołową formą ponownych godów...
Wszystkie pięć jajeczek parki nr. 2 wydaje się być zapłodniona; ciekawe czy i tym razem dojdzie do ich wczesnego obumierania...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 16, 2009, 10:04:48 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #126 : Kwietnia 17, 2009, 11:31:40 » |
|
Jeden dzień w życiu młodego kanarka jest jak miesiące czy nawet lata w życiu człowieka... Po wczorajszym dniu systematycznego karmienia i intensywnej „nauki” poszukiwania pokarmu w stojących na podłodze miseczkach, czwórka oliwkowych kanarcząt „wydoroślała” nie do poznania. Dzisiejszego ranka, zaraz po ostatnim obfitym nakarmieniu przez oboje rodziców, kanarczęta powędrowały ponownie do wspólnej fruwalki, w której jeszcze przedwczoraj nie za bardzo sobie radziły. Tym razem wszystko wyglądało o wiele lepiej! Ptaszki rozbiegły się po klacie, dreptały za starszymi pół-braćmi, próbowały skubać ząbki jabłuszka i ogórka, wskakiwały do miseczek i – co najważniejsze – całkiem wyraŹnie jadły znajdujące się tam potrawy! Sprawiały przy tym wrażenie, jakby w fruwalce mieszkały od wyklucia... Najbardziej aktywny był poraniony przez ojca maluch, któremu skrzydełko zupełnie się już wygoiło... Starsze kanarki, które od kilku dni jedzą już z zewnętrznych karmidełek, były kompletnie zdziwione z powodu ponownie rozstawionych na podłodze o wiele wygodniejszych i łatwo dostępnych miseczek i wielkim apetytem zabrały się za jedzenie, nie odganiając jednakże maluchów, więc wychodząc do pracy byłem w zasadzie zupełnie spokojny o los 23-dniowych młodziaków i mam nadzieję, że się nie pomyliłem:)
W gniazdku lęgówki nr. 4 powinno pojawić się jutro pierwsze jajeczko. Samiczka ma mocno zaokrąglony brzuszek i nieustannie opycha się pokarmem białkowym i pokruszonymi skorupkami jajek... Jej sąsiadka „z dołu” (z lęgówki nr. 3) zaczęła mościć gniazdko i nieustannie przykuca samczykowi do krycia, więc i ona w najbliższych kilku dniach powinna rozpocząć składanie jaj trzeciego lęgu. Cieszę się z tego powodu, bo właśnie od tych parek mam najładniejszy przychówek, więc oby i tym razem piskląt było jak najwięcej! Dwutygodniowymi pisklętami drugiego lęgu zajmują się teraz przeważnie ojcowie, chociaż czasami robią to także obie kanarcze mamy...
Pojutrze przypada termin klucia w lęgowce nr. 1 u drugiej z oliwkowych samiczek. Wysiaduje ona tylko dwa zalężone jajka, ale jest to jej drugi lęg, więc mam nadzieję, że za trzecim razem piskląt będzie więcej...
Weteranka dostała dzisiaj barwiony pokarm białkowy; jutro rozpocznę skarmianie jarzynek, a w niedzielę dojdą zielonki. Obserwując wczoraj nieco dłużej dobór przyjmowanych potraw, którymi samiczka karmiła jej dwudniowe pisklęta, zauważyłem, że największe „wzięcie” miały kiełki, ale ptaszek wybierał w zasadzie tylko kiełki mniejszych ziarenek jak murzynek, sienie sałaty i rzepik. Czasem dochodził do tego łuskany kanar. Najciekawsze było jednak to, że samiczka nie karmiła piskląt natychmiast po powrocie na gniazdko, jak to mam miejsce przy wykarmianiu starszych piskląt, ale siadała na kilka minut, prawdopodobnie czekając, aż połknięte jedzenie się nieco przetrawi i dopiero potem „wlewała” do otwartych dziobków półpłynną papkę... Po zakończonym karmieniu cierpliwie czekała, aż pisklęta wypróżnią się, następnie bardzo sumiennie czyściła gniazdko i ponownie się na nim rozsiadła...
W sobotę będę przymierzał się do złożenia drugiej wolierki. Ponieważ „mebel” stał dotychczas w piwnicy, trzeba go będzie porządnie odkurzyć i umyć; zamierzam też wymienić kółka na większe i bardziej obrotne, bo te, które do dna wolierki zamontował producent są zbyt delikatne i za małe, przez co odkurzanie pod wolierką sprawiało mi zawsze sporo kłopotów. Ustawienie wolierki wymaga także zdemontowania kilku półek i zmianę koncepcji wyposażenia pokoju, więc korzystając z okazji porządnie wszystko w nim poodkurzam i posprzątam... Czeka mnie zatem znowu dość pracowity weekend.
Pozdrawiam
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #127 : Kwietnia 18, 2009, 08:37:50 » |
|
Oliwkowe maluchy wydają się być ostatecznie usamodzielnione:) Wczoraj po powrocie do domu zastałem całą czwórkę przy kamionkowych miseczkach. Ptaszki nie piszczały prosząco (jak to miało miejsce jeszcze przed dwoma dniami), ale siedziały sobie spokojnie, a po ubrudzonych pokarmem i resztkami kiełków dziobakach bez trudu można było poznać, że są syte. Także jabłko i ogórek były objedzone prawie do samej skórki, więc maluchom niczego nie brakowało. Niestety, wieczorem musiałem przenieść starsze kanarki do drugiej fruwalki, bo przy „poszukiwaniu“ miejsc noclegowych, dość brutalnie atakowały maluchy. Ponieważ lekcja korzystania z miseczek została przerobiona, starsze ptaszki nie były już malcom potrzebne, a druga fruwalka i tak narazie stała pusta... Dzisiaj rano maluchy już bez żadnych problemów sfrunęły na napełnione świeżym pokarmem miseczki, jedno z piskląt skorzystało nawet z poidełka. Poniżej przedstawiam kilka fotek tej czwórki.  Nie wytrzymałem i prześwietliłem szóstkę jajeczek oliwkowej samiczki, matki czwórki maluchów. Chociaż minęła dopiero druga doba, pięć jajeczek wydaje mi się zalężonych; wszystkie mają poważnie powiększone (rozlane) żółtka, a to jest dość wyraŹny znak zalężenia. żółtka jajek czystych nie są jednorodne kolorystycznie, ale intensywność zmniejsza się od środka ku brzegom, które są wyraŹnie bledsze... Oczywiście dopiero kontrola jajeczek w poniedziałek powinna przynieść całkowitą pewność, więc w gniazdku pozostało także szóste jajeczko końcowe, które wydaje mi się niezalężone... Wolierkowa banda kanarczej młodzieży dokazuje coraz mocniej; wśród ptaszków trwa nieustanna rywalizacja i powoli wykształca się coś w rodzaju wolierkowej „hierarchii ważności“. Narazie nie ma jakichś nieustannie gnębionych kanarcząt, które trzeba by przenieść do innej klatki, ale ta faza dorastania młodzieży wymaga szczególnej czujności i wnikliwych obserwacji, aby nie dochodziło do szykan i innych nieprzyjemnych niespodzianek. O dziwo, nawet piątka niedawno przeniesionych do wolierki sierotek daje sobie doskonale radę i niczym nie ustępuje starszym kuzynom. Największe przepychanki mają miejsce przy uwielbianych przez młodzież brokułach, których kawałeczki zawsze muszę rozmieszczać w kilku miejscach, tak, aby każdy miał szansę poskubania. Ptaszki zjadają dosłownie wszystko; wieczorem pozostaje tylko mały niedojedzony kikut łodyżki...  W klatkach 3 i 4 trwają intensywne przygotowania do trzeciego lęgu. Obie samiczki ukończyły już budowę gniazd i lada dzień spodziewam się pierwszych jajek. Bardziej zaawansowana wydaje mi się samiczka z lęgówki nr. 4, ale jej sąsiadka „z dołu“ w stosunku do wczorajszego dnia wyraŹnie nadrobiła „zaległości“... Pisklęta weteranki zasmakowały dzisiaj świeżego ogórka i brokułów. Jutro samiczka dostanie listek sałaty i nieco jabłuszka. Pisklęta rosną bardzo szybko, co nie powinno dziwić przy tak doświadczonej kanarczej mamie... Dzisiaj wieczorem mija trzynasta doba wysiadywania dwóch zalężonych jajeczek drugiej z oliwkowych samiczek, więc najpóŹniej jutro spodziewam się klucia piskląt. Jeśli wyklują się oba pisklęta, będę miał już 40 ptaszków tegorocznego przychówku... Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 18, 2009, 08:40:42 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #128 : Kwietnia 19, 2009, 03:29:04 » |
|
Czterdziesty pisklak wykluł się dzisiejszej nocy. Tuż o brzasku, jeszcze przed porannym zadaniem przeze mnie karmy, oliwkowa samiczka wyniosła z gniazdka skorupkę... Jego gniazdkowy współtowarzysz, czyli ptaszek nr. 39 poradził sobie z oswobodzeniem się z jajka już wczorajszego wieczora. Cieszę się, że właśnie ta samiczka doczekała się piskląt, bo przez zbyt wczesne dopuszczenie do niej samczyka, niepotrzebnie skomlikowałem jej drugi lęg i naraziłem biedaczkę na możliwy do uniknięcia stres... Ale, jak to się mówi, „nie na tego złego, co by na dobre nie wszło“ – z dwójką piskląt ptaszek będzie miał mniej obowiązków i w ten sposób wynagrodzi sobie problemy z trójką kanarcząt drugiego lęgu...
Czwórka piskląt w lęgówce nr. 4 opuściła wczoraj po południu gniazdko. Przy tej okazji nie odbyło się bez komplikacji, bo maluchy, porozglądawszy się po klatce, wróciły do gniazdka, ale nie do swojego lecz do tego drugiego, uwitego przez ich mamę dla trzeciego lęgu... Ta „zamiana" gniazdka spowodowała, że samiczka, która dzisiaj zniosła swoje pierwsze jajko, bezskutecznie próbowała wrócić na „swoje“ gniazdko i w nim przenocować, więc trzeba było szybko znaleŹć jakieś rozsądne rozwiązanie. Ponieważ czwarta lęgówka usytułowana jest bardzo wysoko, pisklęta nie oswoiły się z moim widokiem i za każdym razem reagowały panicznym starchem i gwałtownym wyfruwem z gniazdka, skoro tylko wchodziłem na taboret i "pojawiałem się" w pobliżu ich klatki. Same wyfruwy nie byłyby jeszcze takie groŹne, ale one niestety ciągle wracały do gniazdka samiczki, zupełnie ignorując ich wyczyszczone i na nowo wyściełane własne gniazdko, po drugiej stronie klatki lęgowej. Przy którymś z kolejnych powrotów pisklęta w gniazdku zastały już mamę, a mimo to bez pardonu wpakowały się na nią, wdeptując ją dosłownie w muldę gniazdkową... Najprostszym sposobem rozwiązania problemu byłoby przedzielenie klatki lęgowej, ale pomyślałem sobie, że zanim ucieknę się do tego radykalnego posunięcia, mógłbym spróbować po prostu przenieść ptaszki wraz z gniazdkiem na drugą stronę lęgówki. Tak więc o zmroku, bardzo ostrożnie zdjąłem od spodu klateczkę gniazdkową wraz czwórka pisklaków z drzwiczek i powoli przeniosłem ją na drugą stronę. Bałem się, że ptaszki ponownie się spłoszą, ale jakoś się jednak udało... Zaraz potem zawiesiłem samiczce puste, wymoszczone przeze mnie gniazdko, a ona natychmiast się na nim rozsiadła...
Pisklęta nocowały więc na swoim „starym“ miejscu, samiczka zniosła swoje pierwsze jajeczko do „własnego“ gniazdka i póki co wszystko jest ok., ale gdyby wystąpiły jakieś komplikacje, będę musiał rodzinę jednak podzielić...
Pisklęta w lęgówce nr. 3 wykluly się w tym samym dniu co ich kuzyni „z góry“, ale ciągle jeszcze siedzą w gniazdku, a ich mama chyba dopiero jutro zniesie pierwsze jajko, więc i tutaj problem może się powtórzyć. Tym razem jednak nie popełnię błędu z pierwszego lęgu i nie przeniosę podlotów raz z ojcami do fruwalek; samczyki, które tracą z oczu samiczkę, mogą stać się agresywne w stosunku do piskląt, więc lepiej pozostawić rodziny tak długo jak jest to możliwe w przedzielonej siatką klatce lęgowej. Przy takim rozwiązaniu powstaje coprawda problem z zadawaniem karmy, bo w takiej podzielonej klatce są tylko dwa karmidełka, a ojciec do wykarmienia dziatwy potrzebuje conajmniej trzech pojemniczków: na mieszankę, kiełki i pokarm białkowy, więc którąś z potraw trzeba podawać w miseczce na dnie kaltki... Ponieważ połówka klatki jest ciasna, ptaszki zabrudzają taką miseczkę bardzo szybko, co nie jest specjalnie korzystne... W obszernej fruwalce jest o wiele wygodniej, ale brakuje bliskości samiczki...
* * *
Drewniana wolierka ma już nowe, gumowe kółeczka, została gruntownie wymyta i czeka na złożenie... Prawdopodobnie nastąpi to za tydzień lub nawet dwa tygodnie, kiedy ósemka piskląt z klatek 3 i 4, a także czwórka piskląt weteranki wydorośleje ostatecznie... Wraz z nimi do wolierki trafi jeszcze reszta czerwono-czarnych piskląt trzecich lęgów z tych trzech klatek. Natomiast wszystkie oliwkowe pisklaki będą musiały zadowolić się fruwalkami, bo w okresie pierzenia się otrzymywać one muszą inną, niebarwioną karmę i nie będzie je można trzymać razem z czerwono-czarnym przychówkiem po ptaszkach Perriego... Nie spodziewam się jednakże więcej niż 17-18 żółto-czarnych ptaszków, więc dwie fruwalki będą dla nich w sam raz...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 19, 2009, 05:31:25 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #129 : Kwietnia 20, 2009, 02:03:17 » |
|
Wszystkie pięć jajek oliwkowej samiczki są zalężone! Dzisiaj rano prześwietliłem je raz jeszcze i bardzo się ucieszyłem z rezultatu. Gdyby z wszystkich wykluły się pisklęta parka ta zamknęłaby sezon lęgowy jedenastoma pisklętami w trzech lęgach (2+4+5), co można uznać za niezły wynik... Cieszyłbym się tym bardziej, że jak dotychczas od tej parki tylko połowa piskląt wykazuje szekowatość, ale za to wszystkie wyróżniają się doskonałym melaninowym rysunkiem i nienaganną formą.
Niestety dzisiaj rano musiałem przenieść czwórkę piskląt wraz z ojcem z lęgówki nr. 4 do wolnej klatki nr. 8; pisklęta zaraz po przebudzeniu ponownie zajęły gniazdko znoszącej jajka matki i mimo kilkakrotnego zganiania, ciągle na nowo doń wracały. Najpierw spróbowałem rodzinę rozdzielić siateczką, ale małe kanarczęta, trzepiąc skrzydełkami, nieustannie próbowały sforsować przegrodę, wprowadzając taki harmider, że samiczka zamiast skupić się na znoszeniu drugiego jajka, ciągle sfruwała z gniazdka i próbowała im jakoś pomóc... Kiedy wreszcie samczyk stracił cierpliwość i dość brutalnie skarcił jedno z piskląt, zdecydowałem się na przeprowadzenie małych panikarzy do innej, obszernej klatki... Zaraz potem samiczka zniosła jajko, a samczyk solidnie nakarmił maluchy. Ponieważ dorosłe ptaki bardzo rzadko się nawoływały, pozostawię ojca z dziećmi aż do całkowitego usamodzielnienia...
Wczorajszego popołudnia rozpocząłem oswajanie wolierkowej młodzieży. Zdecydowałem się na to nie tylko dla własnej satysfakcji i w ramach bardzo wczesnego przygotowywania ptaków do okresu jesiennych wystaw, ale z czysto praktycznych względów. Kanarczęta w tym wieku są bardzo płochliwe, więc za każdym razem gdy otwierałem drzwiczki wolierki, aby podać pokarm lub dokonać jakichś innych, niezbędnych czynności, wybuchała panika, w czasie której nie trudno o skaleczenia i urazy. Ptaszki rozbijały się o lamelowe żerdki przy suficie, oblegały kratki, wdrapywały się jeden na drugiego, zderzały się w powietrzu, a czasem wręcz umykały z wolierki pod moją ręką i trzeba je potem było wyłapywać na pokoju siateczką... Takie zachowanie jest bardzo niekorzystne, bo oprócz skaleczeń przy okazji tego typu paniki nie rzadko dochodzi do złamań lotek i sterówek, nie mówiąc już o zupełnie szkodliwym, niepotrzebnym stresie zarówno dla ptaków jaki i hodowcy.
Co ciekawe, pomimo młodego wieku kanarczęta doskonale zdają sobie sprawę, że dopóki klatka jest zamknięta, nic im nie grozi, więc bez obaw zbliżają się do mnie tuż przy kratce, ale skoro tylko podnosiłem drzwiczki, natychmiast wybuchała totalna panika...
Usadowiłem się więc naprzeciwko wolierki i wsunąłem do wewnątrz małą kamionkową miseczkę z kiełkami. Wierzch dłoni oparłem o żerdkę i zamarłem w bezruchu. Przez dobre 10 minut w wolierce trwał niesamowity harmider, ale potem ptaki powoli się uspokoiły. Co prawda nie udało mi się zanęcić żadnego z nich do zjedzenia kiełków, ale po pół godzinie moja wsunięta do wolierki ręka przestała ptakom przeszkadzać. Czasem któryś zapuszczał się przypadkowo w pobliże miseczki, ale zorientowawszy się, że leży ona na mojej dłoni, czmychał gdzie indziej. Wytrzymałem ok. 40 minut, potem powoli wysunąłem rękę, co ku memu zadowoleniu ptaki zupełnie nie spłoszyło. Mniej więcej po godzinie ponowiłem próbę, tym razem trzymając w zaciśniętej pięści, między kciukiem, a palcem wskazującym kawałek świeżych brokułów. Wstępna panika nie była już tak intensywna jak poprzednio i trwała tylko kilka minut. Po tej fazie zauważyłem, że kilka z młodych kanarków wyraŹnie interesuje się brokułami. Jeden z nich usiadł sobie nawet bardzo blisko mojej dłoni, ale warzywa jednak nie spróbował... I znowu dopiero po ok. 30 minutach, spokojnie wysunąłem rękę z wolierki... Dzisiaj po pracy przynajmniej dwa razy powtórzę to ćwiczenie i jestem pewien, że nie póŹniej jak pod koniec tygodnia znajdzie się kilku pierwszych śmiałków, którzy dadzą się skusić smakołykami. Z doświadczenia wiem, że wystarczy tylko jeden odważny ptaszek, aby już wkrótce większość poszła za jego przykładem... W każdym razie będę próbował do skutku, bo oswojenie ptaków ma same plusy i warte jest zachodu.
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 20, 2009, 08:05:52 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #130 : Kwietnia 21, 2009, 03:00:03 » |
|
Oswajanie młodych kanarków przebiega szybciej i łatwiej niż się spodziewałem. Już wczoraj wieczorem trójka najśmielszych ptaszków po najedzeniu się trzymanych przeze mnie w dłoni brokułów, pospacerowała sobie po moim przedramieniu. Kilka innych spróbowało smakołyku siedząc na żerdce obok mojej dłoni. Pozostałe natomiast – i to cieszy mnie najbardziej – całkowicie ignorowały moją rękę i zachowywały tak, jakby jej wcale nie było. Jeszcze kilka „lekcji”, a ptaszki będą zupełnie oswojone. Skoro tylko bez obaw będą pożywiały się z mojej ręki, program zostanie poszerzony o następne fazy, a mianowicie o poruszanie ręką, o zmianę pozycji jej ułożenia, o praktykowanie karmienia przy otwartych, dużych drzwiczkach wolierki itd., aż do momentu, w którym ptaszki pozwolą mi wykonywać w wolierce każdą czynność bez wpadania w desperacką panikę...
Być może już w czasie weekendu uda mi się pstryknąć kilka fotek jedzących mi z ręki kanarcząt, które naturalnie natychmiast opublikuję na forum.
* * * Znoszenie jajek trzeciego lęgu zainaugurowała dzisiaj rano samiczka z lęgówki nr. 3. W odróżnieniu od jej sąsiadki z lęgówki nr. 4, która bez protestów dawała sobie zajmować gniazdko przez wszędobylskie, bezczelne „podloty”, samiczka z „trójki” nie pozwala przebywającym jeszcze ciągle w klatce pisklętom na zajmowanie jej gniazda i energicznie je przepędza. Coś mi się jednak wydaje, że podobnie jak to było przy drugim lęgu, w najbliższych dniach będę musiał utworzyć coś w rodzaju „przedszkola”, czyli połączyć wszystkie osiem kanarcząt z obu klatek z jednym samczykiem i umieścić je w większej fruwalce, aby obie samiczki w spokoju mogły rozpocząć ostatnie w tym roku wysiadywanie. W momencie gdy ptaszki usamodzielnią się ostatecznie, czyli gdzieś przy końcu miesiąca, przeniosę je do drugiej wolierki...
Jedno z pięciu jajek oliwkowej samiczki przestało się rozwijać. Jego zawartość „rozlała się" w jednorodną ciecz, bez pęcherzyka powietrza i wyraŹnego „zakotwiczenia” żółtka, jak to jest u jajek prawidłowo zalężonych. Nie widać w nim także charakterystycznych naczyń krwionośnych, więc można wyjść z założenia, że zarodek obumarł jednak w bardzo wczesnym stadium rozwoju. Pozostawiłem je co prawda w gniazdku tak „na wszelki wypadek”, ale nie wydaje mi się, abym się pomylił... No cóż, takie „niespodzianki” się trafiają, a czworo piskląt to także liczny lęg... Oby tylko było w nim jak najmniej szeków!
Czwórka oliwkowych kanarcząt zrobiła duże postępy. Ptaszki używają już poidełka, obdziobują brokuły i korzystają z zewnętrznych karmidełek. Poraniony przez ojca pisklak wyzdrowiał już całkowicie i bez problemów używa skaleczonego skrzydełka. Widać trochę jeszcze niewielką deformację lotek, ale myślę, że już niedługo w miejscu brakujących zaczną wyrastać nowe...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 21, 2009, 03:05:54 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #131 : Kwietnia 23, 2009, 08:59:28 » |
|
Wolierkowa młodzież jest coraz bardziej odważna. Wczoraj po południu kanarki walczyły o miejsce na moim wsuniętym do klatki przedramieniu! Co ciekawe, nie chodziło wcale o kawałek trzymanego w otwartej dłoni brokuła, ale właśnie o moje przedramię! Ptaszki spacerowały sobie wzdłuż ręki, robiły mi manicure, próbowały odgryŹć nieco od opuszków palców , zacięcie (i bardzo boleśnie!) mocowały się z owłosieniem... Niektóre siedząc, czyściły sobie piórka i przeciągały się, zupełnie jakby siedziały na żerdce!
Ponieważ rękę wsunąłem przez otwarte duże drzwiczki wolierki, cały czas istniało niebezpieczeństwo wyfrunięcia z wolierki któregoś z zwiedzających moje przedramię kanarków. Skoro tylko jakiś ptaszek posuwał się zbyt daleko, podnosiłem lekko palec drugiej, wolnej dłoni, a śmiałek natychmiast się cofał z powrotem do wolierki. Z czasem jednak ptaszki przestały się bać grożącego palca i wreszcie jeden z najbardziej odważnych wyfrunął na zewnątrz! W wolierce natychmiast nastąpiła konsternacja, ptaszki znieruchomiały, a uciekinier zrobił rundę w pokoju i usiadł mi na lewym ramieniu! Otworzyłem szeroko drzwiczki wolierki i podsunąłem mu wskazujący palec prawej ręki. Malec wahał się przez chwilę, potem jednak wskoczył na palec i dał się przetransportować do wolierki, zupełnie jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem i jakby zachowywał się tak dziesiątki razy! Nie mogłem wyjść z podziwu...
Dzisiaj rano przy zadawaniu świeżej karmy wolierkowe towarzystwo kompletnie się mnie nie bało, ptaszki ani nie uciekały, a niektóre nawet nie zwracały na mnie uwagi! Kilka siedzących na półeczce musiałem wręcz zgonić, żeby ustawić na niej „jeża” z jabłkiem i jarzynkami... W życiu nie pomyślałbym, że oswajanie tej, jeszcze nie tak dawno spanikowanej bandy przyjdzie tak łatwo! Co prawda oswajałem już kanarki w przeszłości, ale tak szybko nie udało mi się jeszcze nigdy.
Z ośmiu piskląt z lęgówek 3 i 4 musiałem stworzyć „przedszkole”, czyli umieścić je w większej fruwalce z jednym opiekunem, bo samiczka z klatki nr. 3 zaczęła podskubywanie. Trochę mnie to zdziwiło, bo samiczka ta jest w trakcie składania jaj (dzisiaj zniosła trzecie), a w tej fazie, kiedy gniazdo jest już gotowe, ptaszki nie są raczej zainteresowane budulcem. Zresztą to podskubywanie nie było jakieś nachalne i nagminne, ale wolałem nie ryzykować. Tak więc powtórzyła się sytuacja z pierwszego lęgu, kiedy to samczyk z lęgówki nr. 4 również opiekował się pisklętami z dwóch gniazdek. Przy okazji obrączkowania piskląt dodatkowymi, zaciskowymi obrączkami zauważyłem pewną rzecz, która bardzo mnie zaniepokoiła, a mianowicie, że jedno z piskląt ma całkowicie zamknięte lewe oczko. Kiedy próbowałem dokonać dokładniejszych oględzin, ptaszek zaczął skrzeczeć z bólu, więc zostawiłem go w spokoju. Pisklak ma problemy z poruszaniem się po klatce, bo jednym oczkiem trudno mu „obliczyć” dystans przy skakaniu po żerdkach, ale jakoś tam daje sobie radę. Został też nakarmiony przez opiekuna, więc na razie nie muszę się zbytnio o niego martwić. Jeśli po kilku następnych dniach nie otworzy oczka, będę musiał pojechać z nim do weta. Być może ptaszek zaprószył sobie to oko piaskiem, albo został w nie dziobnięty i teraz po prostu ma je zamknięte; w każdym razie nie był ślepy od urodzenia, bo mam zwyczaj sprawdzania kondycji młodych kanarków w wieku 12-14 dni i żadnych mankamentów nie zauważyłem... Miejmy nadzieję, że to tylko przejściowa historia... Ptaki są wzrokowcami i brak oczka bardzo ogranicza im polę widzenia i przez to utrudnia życie, chociaż oczywiście jakoś dają sobie radę.
Partnerka samczyka opiekującego się dziatwą zniosła dzisiaj swoje piąte jajko i rozpoczęła właściwe wysiadywanie. Ptaszek nie tęskni za samczykiem i nie nawołuje go, więc ten może spokojnie zająć się kanarczętami.
Wczoraj w szóstym dniu po wykluciu zaobrączkowałem cztery kanarczęta weteranki. Wszystkie ptaszki są w bardzo dobrej kondycji, niczego im nie brakuje. Matka dalej troszczy się o dzieci, więc nie spodziewam się żadnych przykrych niespodzianek.
Oliwkowe kanarczęta drugiego lęgu połączyłem we wspólnej fruwalce i tam pozostaną już aż do końca. Narazie jest ich siedmioro, więc miejsca mają dosyć...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 23, 2009, 01:51:03 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #132 : Kwietnia 24, 2009, 08:30:18 » |
|
Pisklę z chorym oczkiem piszczało wczorajszego popołudnia najgłośniej; prawdopodobnie było zaniedbywane przez opiekuna w karmieniu. Zabrałem je więc z fruwalki i przeniosłem na powrót do rodziców. Niestety ptaki odzwyczaiły się już od opieki i nie chciały malca nakarmić. Nie było więc innej rady jak dokarmienie przy pomocy strzykawki... Ptaszek bronił się na początku trochę, ale potem dał się jednak solidnie nakarmić rozrzedzonym nieco pokarmem białkowym. Przy okazji tej procedury zauważyłem, że pisklę na jednak oba oczka, ale to lewe, mocno łzawiące, ma zamknięte, prawdopodobnie właśnie z powodu tego łzawienia. Przetarłem je mu więc wilgotnym wacikiem i ponownie wpuściłem do fruwalki. Jeszcze tego samego popołudnia zauważyłem, że pisklę jest jednak karmione przez dorosłego opiekuna, co bardzo mnie ucieszyło. Myślę, że ptaszek da sobie jakoś radę, a oczko samo się wygoi. Dzisiaj przemyje mu je ciepłym naparem z rumianku. Pechowa samiczka, która wysiadywała obumarłe jajka zeszła wreszcie z gniazda. Wytrzymała na nim aż 19 dni... Zaraz po porzuceniu gniazda rozdzieliłem parkę ostatecznie... Gdyby samiczka bardzo mocno domagała się następnego lęgu, spróbuję dopuścić do niej innego samczyka. Tak właściwie parka ta odbyła zaledwie dwa normalne lęgi, bo w pierwszym samiczka po zniesieniu karłowatego jajka, nie wysiadywała go wcale i dopiero w jakiś czas potem rozpoczęła normalny, drugi lęg. Niestety z pięciu zniesionych jajek wykluło się tylko jedno pisklę, ale jak już pisałem wcześniej, parka ta wychowywała czwórkę sierotek po padłej samiczce... Następny lęg był kompletnie nieudany... Gdyby samiczka odbyła jeszcze jeden, dostanie samczyka od F. Perriego z lęgówki nr. 3. Oswajanie kanarcząt z wolierki weszło w ostateczną fazę. Wczorajszego popołudnia pstryknąłem kilka pierwszych fotek, a poza tym poprosiłem moją córkę, aby i ona spróbowała nakarmić kanarki z ręki. Chodziło mi o to, żeby ptaszki nie bały się żADNEJ ludzkiej ręki, a nie tylko mojej. Oczywiście z moją obecnością ptaki od dawna kojarzą różne przyjemne doznania, jak karmienie, kąpiele itd., ale będę chciał oswoić je w ten sposób, aby nie bały się też obcych... Kanarki na samym początku nieco się ociągały, ale potem zaakceptowały rękę mojej córki, co widać na załączonych fotografiach... Dzisiaj po południu przyjdzie kolej na żonę:) Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 27, 2009, 10:43:44 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #133 : Kwietnia 27, 2009, 10:39:31 » |
|
W piątek po powrocie do domu czekała mnie miła niespodzianka, a mianowicie w gniazdku samiczki z lęgówki nr. 4 przybyło szóste, wyraŹnie końcowe jajko! Tak więc, gdyby i ono było zapłodnione, jedno pisklę wykluje się z jednodniowym opóŹnieniem... Jej sąsiadka z dołu zniosła piąte jajeczko i również rozpoczęła właściwe wysiadywanie. NajpóŹniej pojutrze prześwietlę jajka z obu gniazd i mam nadzieję, że ten trzeci, ostatni lęg będzie najliczniejszy. Praktycznie wszystkie młode kanarki w fruwalce odżywiają się już same i prawdopodobnie od jutra opiekujący się nimi samczyk powróci do klatki lęgowej. Wczoraj wieczorem dokarmiane było tylko kalekie, jednookie pisklę; pozostała siódemka opiekuna już nie potrzebuje, a niektóre z kanarcząt nawet próbują odganiać go od kamionkowych miseczek. Wzrastająca agresja między młodymi, a ich opiekunami czy rodzicami jest nieomylnym znakiem, że kanarczęta chcą być tylko wśród rówieśników. Ptaszek z zamkniętym oczkiem radzi sobie coraz lepiej, ale jeszcze od czasu do czasu prosi o pokarm. Jak tylko wyrośnie, zabiorę go do weterynarza, żeby dowiedzieć się ostatecznie czy będzie on jednooki, czy też jest to jakaś przejściowa choroba... Jutro kluje się czwórka piskląt oliwkowej samiczki z lęgówki nr. 5. Dzisiaj rano podałem parce nieco pokarmu białkowego, a po południu zaproponuję samiczce porządną kąpiel. W sobotę zaobrączkowałem dwójkę piskląt drugiej z oliwkowych samiczek, ale ewentualnej szekowatości stwierdzić się jeszcze nie dało. Muszę uzbroić się w cierpliwość i poczekać do czasu wyfruwu młodych z gniazdka. Pisklęta weteranki rosną jak na drożdżach; są już częściowo opierzone, a przy karmieniu nieŹle popiskują. Samiczka przestała je ogrzewać, bo ptaszki załatwiają się już poza gniazdko. Najwięcej radości sprawia mi kanarcza młodzież, która jest już kompletnie oswojona. Po każdorazowym otwarciu drzwiczek i wsunięciu ręki, ptaszki natychmiast sfruwają na otwartą dłoń, kłócąc się i walcząc ze sobą o najlepsze miejsca... Co najważniejsze, wskakują na każdą wsuniętą do wolierki dłoń – w sobotę „zwiedzały” przedramię małżonki, a wczoraj mojego sąsiada... Pozostają na ręce nawet przy zmianie jej pozycji, czy powolnym poruszaniu palcami... Poniżej zamieszczam kilka nowych fotek kanarcząt na mojej ręce...  Wstawiane do wolierki bukiety z chwastów i traw stają się coraz bardziej urozmaicone. Nie wiem jak to jest w Polsce, ale u nas w Berlinie wiosna w pełni, a park, od którego dzieli nas jedynie jedna ulica, zazielenił się przepięknie i zaczyna obrastać w coraz to nowe kanarcze smakołyki. Codziennie wieczorem idę tam na „zbiór”, który w domu sortuję, płuczę w wodzie i odstawiam na noc do obeschnięcia na balkon. Rano związuję trawy i zioła w pęczki i w szklaneczkach z wodą wstawiam kanarkom do wolierki i klatek. Ponieważ chwastów jest coraz więcej, dostają je nie tylko młode kanarki, ale i samiczki karmiące młode, a więc weteranka i oliwkowa. Zauważyłem bowiem, że obie samiczki bardzo chętnie skarmiają niedojrzałe nasionka pisklętom. Na stronie internetowej niemieckiego hodowcy i teoretyka kanarczarstwa, pana Olafa Hungenberga, ( http://www.hungenberg-online.de/shop/pdf/halbreif.pdf?PHPSESSID=7eac02d05b05505c1c4f05969133d292 ) wyczytałem, że obok pokarmu białkowego niedojrzałe nasiona są najlepszą karmą właśnie dla piskląt i jeśli ma się takie możliwości, powinno się je podawać parkom w czasie lęgów. Ta rozprawka obok treści u dołu zawiera fotki Źiół, więc poglądowo mogą z niej skorzystać także hodowcy niekoniecznie władający językiem niemieckim... Poniżej zamieszczam kilka fotek „naszego” parku i „zbiór” chwastów, które nadają się dla kanarków. Fotki są co prawda zeszłoroczne, ale tematycznie jak najbardziej aktualne, a poza tym wykonałem je również wiosną, mniej więcej w połowie maja...   Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 27, 2009, 10:44:35 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
DarekF
Uczeń3
Aktywny użytkownik
 
Offline
Katowice/Manchester.
Wiadomoci: 1 107
|
 |
« Odpowiedz #134 : Kwietnia 27, 2009, 01:37:03 » |
|
Feno-typie u nas tez wiosna w pełni, bynajmniej w Katowicach.Pozdrawiam.
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|