|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #90 : Marca 11, 2009, 04:54:56 » |
|
Wczorajsze popołudnie prawdopodobnie na zawsze zapadnie w mojej pamięci… Jak już napisałem wczoraj, w lęgówce nr. 6 wykluło się dwoje piskląt, więc kiedy po południu zaraz po powrocie z pracy zajrzałem do kanarkowego pokoju, byłem pewny, że w gniazdku znajdę komplet, czyli czwórkę nowo wyklutych piskląt. Wchodząc do pokoju, natychmiast zauważyłem, że samiczki nie ma na muldzie, więc bez problemów będzie można sprawdzić stan gniazdka. Nie namyślając się zatem zbyt długo, szybkim krokiem podszedłem do klatki lęgowej i... zesztywniałem z przerażenia. Tuż pod drzwiczkami klateczki gniazdowej, na dnie klatki leżała... martwa samiczka. Moje przerażenie było tak wielkie, że przez dobre kilkanaście długich sekund stałem jak skamieniały, wpatrując się w nieżywego ptaka. Z tego zupełnie obezwładniającego mnie letargu wyrwał mnie w końcu głos żony, która z przedpokoju spytała o wyklute pisklęta. Zupełnie odruchowo zajrzałem do gniazdka. Dwójka porannych piskląt leżała nienaturalnie zwinięta, trzeci pisklak tkwił jeszcze w pękniętej na pół skorupce. Cała trójka wydawała mi się tkwić w absolutnym, śmiertelnym bezruchu. Jedno z piskląt obejmowało malutkimi skrzydełkami niewyklute, czwarte jajeczko, a jego główka spoczywała na skorupce w ten sposób, jakby ptaszek nasłuchiwał, co dzieje się wewnątrz... Uderzyłem palcem w klateczkę gniazdkową – bezruch. Drugie uderzenie – bezruch. Drżącymi rękoma zdjąłem klateczkę z drzwiczek, wierzchem palców prawej dłoni dotknąłem małych ciałek... Potworny, śmiertelny chłód... Trącałem po kolei maleństwa i nagle zauważyłem niewielki ruch jednego z piskląt. Wyziębiona kruszynka poruszała się jak w zwolnionym filmie... Od razu było widać, że z wyziębienia balansuje na granicy życia i śmierci. Ale jeszcze żyła. Zupełnie automatycznie oswobodziłem na wpół wyklute pisklę ze skorupek i nagle także u tego pisklęcia dostrzegłem minimalny ruch. Wreszcie raz jeszcze trącam trzecie pisklę, to obejmujące skrzydełkami jajeczko, a ono nagle flegmatycznie podnosi główkę, która natychmiast z powrotem opada na jajko... W oka mgnieniu wiedziałem, co należy zrobić. Jeśli pisklęta jeszcze żyją, to potrzebują przede wszystkim ciepła! Właśnie ciepła, a nie pokarmu, bo to nie głód, ale kompletne wyziębienie może je zabić... Zawołałem na pomoc żonę, oddałem jej do potrzymania gniazdko, zdjąłem z półki lampę podczerwieniową, jeszcze chwila i pokój zalała czerwona, ciepła poświata. Skierowałem lampę na ustawione w specjalnym stojaczku gniazdko, dłonią sprawdziłem siłę promieniującego ciepła... Mijały niesamowicie długie sekundy, minuty... W międzyczasie wyjąłem z klatki martwą samiczkę. Ptak był zupełnie sztywny, więc śmierć musiała nastąpić przed wieloma godzinami, prawdopodobnie zaraz po naszym wyjściu z domu do pracy... Od tamtego czasu pisklęta leżały więc w gniazdku nieogrzewane aż do 17-stej! Obejrzałem dokładnie martwego ptaka, sprawdziłem, czy nie ma ran, czy ma kompletne upierzenie, obejrzałem kloakę pod kątem ewentualnego zatoru... Nic! żadnych oznak walki z samcem, żadnego najmniejszego zadraśnięcia... Zresztą w klatce nie było żadnych piórek... Zawinąłem ptaszka w czystą serwetkę i odłożyłem na półkę. Dopiero po 10-ciu minutach naświetlane pisklęta zaczęły się lekko poruszać. Robiły to ciągle jeszcze bardzo wolno, ale już po chwili te dwa wcześniej wyklute próbowały podnieść główki i uchylić dziobki. Najgorzej miał się biedak, który przepołowił skorupkę prawdopodobnie już po śmierci matki. Widać było, że wysychał nieogrzewany, bo pozlepiany puszek ciągle jeszcze ściśle przylegał mu do ciałka... W miarę ożywiania się piskląt, zaczynałem zastanawiać się, co począć dalej. Karmienie takich maleństw, nawet rzadką papką z samego żółtka nie wchodziło w rachubę; nowowyklute pisklęta potrzebują matczynego ptasiego mleczka i tylko ono gwarantuje im przeżycie... Ale ich matka nie żyła... Jajeczka wygrzewają u mnie jeszcze dwie inne samiczki; u tej z lęgówki nr. 2 termin klucia dwojga piskląt przypadał na dzisiaj, u drugiej, oliwkowej z lęgówki nr. 1. – na piątek... Wybór zatem wydawał mi się prosty: postanowiłem podrzucić sieroce pisklęta pierwszej z samiczek, już chociażby ze względu na zaledwie jednodniową różnicę terminów klucia. * * * Zanim kontynuował będę moją relację, muszę kilka słów poświęcić samiczce z klatki nr. 2. Otóż jest to ta, która w zupełnie nieudanym pierwszym lęgu zniosła zaledwie jedno, karłowate jajeczko. Drugi lęg był już bogaty w jajeczka, ale z pięciu zalężonych jajek trzy w bardzo wczesnym stadium obumarły. Samiczka ma bardzo dziwny sposób wysiadywania jajek, a mianowicie robi sobie długie, czasem przerażająco długie, przerwy, podczas których starannie się pożywia, układa upierzenie, przeciąga się, czasem wręcz napusza się i tkwi nieruchomo, przymrużając oczy, zupełnie jakby miała zamiar porzucić wysiadywane jajka... Potem niespodziewanie otrząsa się i wraca na gniazdo, na którym pozostaje następną godzinę... Wbrew pozorom taki sposób wysiadywania jest dla kanarzycy korzystniejszy niż intensywne wysiadywanie z krótkimi przerwami na posiłek i wypróżnienie, bo poprzez dłuższe przerwy rzadko dochodzi do niebezpiecznych, pokarmowych zatorów i nadwyrężenia organizmu spowodowanego długotrwałym brakiem ruchu. Tak więc wybór padł na tą właśnie samiczkę. Odczekałem moment jej zejścia z gniazdka i ostrożnie przełożyłem doń coraz żywsze, ale jeszcze bardzo słabe sierotki wraz z niewyklutym jeszcze, czwartym jajkiem. Zawiesiłem klateczkę gniazdową na drzwiczkach i w napięciu czekałem na reakcję przyszłej mamki. Ta oczywiście – jak w czasie każdej przerwy – zupełnie nie interesowała się gniazdem. Najpierw pożywiła się, potem zaczęła gruntowną „toaletę”, następnie bardzo dokładnie przeszukała dno lęgówki, a ja z największym trudem wytrzymywałem napięcie... Mijały drogocenne minuty, nawet samczyk zaczął już z zainteresowaniem zaglądać do gniazdka, a samiczka dalej pozostawała na żerdce... Wreszcie po dobrym kwadransie, jak zwykle kilkoma skokami osiągnęła gniazdko i... przestraszona odskoczyła na bok! Konsternacja, nowy skok na gniazdko, następne przerażenie... Ptaszek zaczął piszczeć i gorączkowo przeskakiwać z żerdki na żerdkę, wyciągając co chwila szyję i zaglądając, z dezaprobatą do gniazdka... Byłem zrozpaczony, bo takie zachowanie nie wróżyło niczego dobrego. Samiczki rzeczywiście bardzo rzadko akceptują radykalną zmianę w gniazdku, w którym gdy je opuszczały leżały tylko jajka, a po powrocie niespodziewanie pojawiły się pisklęta. Przynajmniej pierwsze klucie się pisklęcia samiczka musi bowiem przeżyć siedząc na gniazdku, bo w trakcie jego trwania ptak powoli przyzwyczaja się do nowej sytuacji. Podczas klucia się pierwszego pisklęcia kanarzyca bardzo często zagląda do gniazda, dokładnie śledzi kolejne fazy oswabadzania się pisklęcia ze skorupki, czasem mu w tym pomaga. W ten sposób przyzwyczaja się jednocześnie do ruchów pisklęcia i do jego obecności w gniazdku. Dopiero potem można w razie potrzeby podrzucić jej jakieś obce, wyklute już pisklęta, bo po poprzednich doświadczeniach ich widok już jej nie przeraża. Niestety moja samiczka nie chciała wrócić na gniazdko i w miarę upływu czasu coraz bardziej bałem się nie tylko o ponownie marznące z zimna podrzutki, ale i o znajdujące się w gniazdku jej własne jajka... Jedyną alternatywą była druga wysiadująca jajeczka, oliwkowa kanarzyca z lęgówki nr. 1. Ten ptaszek bardzo wytrwale wysiadywał jajka, więc miałem nadzieję, że inaczej zareaguje na pisklęta. Ponownie odczekałem moment sfrunięcia oliwkowej samiczki z gniazdka i przełożyłem do jej muldy nieszczęsne kanarcze sierotki... Ku mojemu przerażeniu także i ta samiczka nie chciała wrócić na „odmienione” gniazdko! Jednakże w odróżnieniu od jej poprzedniczki, samiczka wskakiwała na brzeg gniazdka, przyglądała się przez chwilę pisklętom, a potem zeskakiwała na żerdkę, głośno popiskując... Wtedy to właśnie przyszedł mi do głowy pomysł sztucznego przyspieszenia zmierzchu, czyli stopniowego przyciemnienia światła w pokoju. Z doświadczenia wiem, że wewnętrzny przymus wysiadywania wzrasta u samiczek wraz z zapadającym zmierzchem. Spuściłem więc okienną żaluzję i zacząłem powoli przyciemniać światło... Dopiero przy bardzo słabym świetle oliwkowa samiczka wskoczyła na brzeg gniazdka, raz jeszcze zajrzała do środka i usiadła na muldzie! Sztuczna „noc” trwała dobre 10 minut. Chciałem, aby samiczka przyzwyczaiła się do obecności piskląt. W półmroku obserwowałem jej zachowanie, które na szczęście nie zdradzało niczego niepokojącego... Potem, ze względu na inne, głośno protestujące ptaki, ponownie bardzo powoli rozjaśniłem światło. Oliwkowa mamka pozostała na gnieŹdzie... Pierwszy warunek przeżycia piskląt został zatem spełniony – nie groziło im już wyziębienie. Teraz ważne było, aby jeszcze przed nocą pisklęta chociaż raz zostały nakarmione... I znowu moja cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę, bo mimo coraz póŹniejszej pory, mamka nie zdradzała ochoty nakarmienia piskląt. Na szczęście rozbudzone ostatecznie z śmiertelnego letargu pisklęta same zaczęły domagać się jedzenia, co na zewnątrz objawiało się charakterystycznym podnoszeniem się samiczki na gniazdku i częstym zaglądaniu do jego środka. Około godz. 20-stej ptaszek dał wreszcie za wygraną i cofnąwszy się na brzeg muldy, bardzo ostrożnie zaczął karmić pisklęta... Z niesamowitym wzruszeniem przyglądałem się tej scenie. Najpierw zauważyłem tylko dwa rozwarte dziobki, ale już po chwili dołączył do niej trzeci, w który samiczka również „wstrzyknęła” nieco płynnego pokarmu... * * * W pół godziny póŹniej samiczka w lęgówce nr. 2. zaczęła niespokojnie wiercić się na gniazdku i co chwila zaglądać do środka, więc byłem pewny, że czwarte sieroce pisklę rozpoczęło klucie... Rzeczywiście, wkrótce potem ptaszek wyniósł z gniazdka połówkę skorupki, a ja zajrzałem do muldy... Pisklak leżał między dwoma jajeczkami z główką podkurczoną pod brzuszek... Zaraz po powrocie samiczki na gniazdko został nakarmiony ptasim mleczkiem... Tego wieczoru w pokoju kanarkowym światło wyłączyłem o godzinę póŹniej, dopiero ok. 21.00. W międzyczasie nakarmiłem jeszcze pisklaka z gniazdka „szczególnej troski” i pozdejmowałem karmidełka z niedojedzonymi resztkami kiełków i pokarmu jajecznego... * * * Dzisiejszego poranka, już o godzinie 5-tej cała czwórka sierotek została nakarmiona, a około godziny szóstej wykluł się drugi pisklaczek w lęgówce nr. 2... Poniżej zamieszczam fotkę oliwkowej samiczki karmiącej troje podrzutkowych piskląt.  Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Marca 18, 2009, 01:13:18 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
tymm
Uczeń2
Nowy użytkownik

Offline
Tytuły: Hodowca Roku 2012
Wiadomoci: 376
|
 |
« Odpowiedz #91 : Marca 11, 2009, 05:21:52 » |
|
Witam! Serdecznie dziękuje Panom Markowi i Jurkowi za opisanie choroby czarnej plamy. Czekam na dalsze, ciekawe relacje z lęgów;) Pozdrawiam!
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #92 : Marca 13, 2009, 09:45:42 » |
|
Dzisiaj rano przeniosłem dwójkę sierocych piskląt do gniazdka lęgowki nr. 2, w którym wykluło się jedno pisklę siedzącej w niej parki i czwarte pisklę sieroce. U oliwkowej samiczki z lęgówki nr. 1, która przedwczoraj tak dzielnie spisała się w ratowaniu trójki sierotek, pozostał tylko jeden pisklaczek. Pozostawiłem go w tym gniazdku celowo, aby samiczka dalej wysiadywała jej własne jajka. Obawiałem się bowiem, że gdybym zabrał jej wszystkie pisklęta i pozostawił tylko jej własne, niewyklute jajeczka, na nagłe zniknięcie piskląt ptaszek mógłby zareagować porzuceniem gniazdka... Skoro tylko wyklują się jej własne pisklęta, także ostatnia sierotka powędruje o piętro wyżej, do trójki rodzeństwa i dwójki czerwono-czarnych kuzynów...
Taki podział jest konieczny z dwóch powodów, a mianowicie ze względu na trzydniową różnicę wieku, jaka powstałaby po jutrzejszym wykluciu się trójki kanarcząt oliwkowej samiczki, a także ze względu na barwiony pokarm białkowy, który muszą otrzymywać sierotki. Gdybym pozostawił je w gniazdku wraz z kanarczętami czarno-żółtymi, powstałaby ta sama sytuacja jak w przypadku dwóch zeszłolęgowych czarno-żółtych podrzutków drugiej z oliwkowych samiczek, które z braku alternatywy dorastają w gniazdku kanarków czerwono-czarnych i są karmione barwionym pokarmem...
Samiczka z lęgówki nr. 3 kończy budowę drugiego gniazdka. Nie interesuje się ona już prawie wcale piątką piskląt, których karmieniem zajął się całkowicie jej partner. W tej lęgówce wszystko przebiega więc wzorcowo; prawdopodobnie po wyfruwie młodych samiczka będzie w trakcie znoszenia jajek drugiego lęgu, więc aby zapewnić jej spokój, będę mógł przekwaterować resztę rodziny do jednej z dużych fruwalek. Prawdopodobnie dodam do tej grupy dwójkę kanarcząt weteranki, która także zaczyna zdradzać ochotę budowy następnego gniazdka. Reszta kanarcząt pierwszego lęgu, czyli ptaszki z gniazdka lęgówki nr. 4 i dwa pisklaki weteranki zamieszkają wraz z samczykiem w drugiej fruwalce... Niestety ten samczyk będzie musiał „wędrować”, czyli każdego ranka i popołudnia odwiedzać własną samiczkę w klatce lęgowej, która na razie nie pali się do drugiego lęgu i może rozpocząć go grubo po wyfruwie młodych kanarków z pierwszego gniazdka...
Dokarmiane przeze mnie rano, po południu i wieczorem pisklę rozwija się dość dobrze, choć bardzo powoli. Ptaszek staje się coraz silniejszy i coraz odważniejszy, chociaż o pokarm jednak mimo wszystko nie prosi. Dzisiaj rano dodałem mu do jego pożywnej papki nieco zmielonych na pył skorupek, a także odrobinkę czystego piasku. Podpatrzyłem to u karmiących pisklęta kanarków, które także od czasu do czasu, między kolejnymi porcjami pożywienia dla piskląt, zeskakują na dno klatki i połykają pokruszone skorupki i ziarenka piasku, które następnie wraz z pokarmem skarmiają kanarczętom...
Pozdrawiam
Ponieważ w gniazdku oliwkowej samiczki dzisiejszego ranka leżały jeszcze trzy niewyklute jajka, pozostawiłem jej także pisklę-sierotkę. Mam nadzieję, że do południa wyklują się jej własne pisklęta i będę mógł przełożyć starszego o trzy dni podrzutka do gniazdka w lęgówce nr. 2., w której samiczka bardzo dobrze troszczy się o resztę jego rodzeństwa. Mamka nie schodzi praktycznie z gniazdka; pokarm donosi jej bardzo pilny partner, więc pisklaki dostają jedzenie dwukrotnie przetrawione.
Wczoraj po południu przyłapałem na kilku kopulacjach parkę w lęgówce nr. 4., więc przewiesiłem klateczkę gniazdkową z pisklętami na drugie drzwiczki, a samiczka dostała do dyspozycji pusty, wyłożony jedynie wkładami filcowymi, koszyk gniazdkowy, którym się natychmiast zainteresowała. Wygląda więc na to, że i w tej klatce – wbrew moim wczorajszym przypuszczeniom – pojawią się wkrótce jajka drugiego lęgu.
Tylko weteranka, zajęta wychowywaniem czwórki piskląt nie zdradza żadnych objawów przedlęgowego niepokoju; musi więc jakoś wyczuwać, że jeszcze jakiś czas będzie pisklętom potrzebna i instynktownie zwleka z rozpoczęciem drugiego lęgu. Takie zachowanie jest typowe dla samiczek samotnie wychowujących dziatwę – zwykle nie spieszą się one tak bardzo jak te, które wychowują pisklęta razem z partnerem.
Kanarczej dziatwie zaczyna brakować miejsca w przepełnionych gniazdkach; niektóre ptaszki w ciągu dnia siadają sobie już na jego krawędzi. Jutro niektórym z nich mija właśnie 18-ty dzień życia, więc prawdopodobnie w czasie weekendu rozpocznie się wielki „wyfruw”. Cieszę się z tego powodu, bo codzienne czyszczenie koszyczków i okolicy klatek z obfitych kanarczych kupek już mnie trochę mierzi...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 24, 2009, 08:15:48 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
Granos
Go
|
 |
« Odpowiedz #93 : Marca 13, 2009, 03:46:43 » |
|
feno-typie mam pytanie. Pisałeś ,że z żółtek nie jest siew stanie wykarmić ręcznie jednodniowe pisklęta a czy dało by się mieszankami do ręcznego karmienia?
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #94 : Marca 13, 2009, 06:44:52 » |
|
feno-typie mam pytanie. Pisałeś ,że z żółtek nie jest siew stanie wykarmić ręcznie jednodniowe pisklęta a czy dało by się mieszankami do ręcznego karmienia?
Podobno właśnie wyklutych piskląt nie da się utrzymać przy życiu sztucznym dokarmianiem, bo potrzebują one pokarmu od matki (ptasie mleczko) . I nie chodzi tu nawet o skład tego lekkostrawnego pokarmu, ale o zawarte w nim substancje uodparniające pisklę przed infekcjami, rozstrojem przewodu pokarmowego itd. Bez tego pokarmu pisklę nie przeżyje... Nie wiem jakie doświadczenia mają inni hodowcy, ja wykarmiam pisklę dopiero pierwszy raz w życiu, więc być może się mylę, ale w mądrych książkach piszą, że ręcznie wykarmić można pisklę nie młodsze niż 7 – 9 dni. Najodpowiedniesze jedzenie ptaszkom może podać tylko matka lub mamka, a po kilku dniach także samczyk, jeśli znajduje się on w klatce lęgowej... żadne, nawet najlepsze mieszanki do ręcznego karmienia tego nie zastąpią... Pozdrawiam
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #95 : Marca 14, 2009, 11:52:41 » |
|
Dopiero dziasiaj rano, a więc po14 dniach wykluło się dwoje piskląt w gniazdku oliwkowej samiczki. W gniazdku pozostało jeszcze jedno niewyklute jajeczko; mam nadzieję, że pisklę przyjdzie na świat jeszcze dzisiejszego dnia... Naturalnie starszy o cztery dni kuzyn-sierotka powędrował natychmiast do gniazda w lęgówce nr. 2, czyli do swojego rodzeństwa. Od wczoraj zaprzestałem dokarmiania opóŹnionego pisklęcia, bo aż dwa razy byłem wieczorem świadkiem bardzo intensywnego karmienia go przez samiczkę. Pisklak nie tylko prosił o pokarm, trzepiąc skrzydełkami, ale wydzierał się przy tym tak głośno, że trudno nie było spojrzeć w jego stronę. Tak więc akcja ratunkowa w jego wypadku przyniosła pozytywne efekty; teraz powinien bardzo szybko nadrobić straty do o wiele większego od niego rodzeństwa. Zgodnie z przewidywaniami dzisiejszego ranka zaraz po karmieniu rozpoczął się powszechny wyfruw młodych kanarków z gniazd w klatkach Nr. 3 i 4. Jako pierwszy wyskoczył na żerdkę oliwkowy pisklaczek-podrzutek, który dzisiaj ukończył 18 dzień życia. Zaraz za nim podążyły inne. Strasznie się ucieszyłem widząc, że ptaszek pozostał oliwkowy (żółty), pomimo karmienia go przez mamkę barwionym na czerwono pokarmem białkowym. Mogę więc autorytatywnie stwierdzić, że w wypadku tej rasy barwienie rzeczywiście nic nie daje, tym bardziej, że reszta kanarków z tego gniazdka jest rdzawa i bardzo się od oliwkowego pisklaka różni. Drugi z oliwkowych kanarków trafił do gniazdka „szczególnej troski“, a więc wyfrunie nieco póŹniej, ale już teraz można się zorientować, że i on nie zareagował na barwienie. Wychodzi więc na to, że kanarki czarno-żólte rzeczywiście nie posiadają genu umożliwiającego odkładanie w upierzeniu kantaksantyny i można je w razie potrzeby bez obaw oddać na wspólne wychowanie wraz z kanarkami czerwono-czarnymi bez ryzyka „zmiany ubarwienia“. Samiczka w lęgówce nr. 3 szykuje się do zniesienia pierwszego jajka. Gniazdko jest już gotowe, więc to już chyba lada dzień... Niestety, nieoczekiwany kłopot sprawiła mi wchodząca powoli w drugi lęg samiczka w lęgówce nr. 4, bo zaraz po wyfruwie pierwszego z pisklaków, zaczęła go podskubywać. Zachowuje się ona w ten sposób, bo jest w trakcie budowy drugiego gniazdka i siedzące nieruchomo, napuszone pisklaki stanowią dla niej nie lada pokusę wykorzystania ich upierzenia do wymoszczenia gniazda. W klatce jest oczywiście wystarczająca ilość innego budulca, ale samiczka mimo to zainteresowała się pierzem maluchów. Oczywiście natychmiast rozdzieliłem rodzinę; samczyk pozostał w prawej części wraz z dziatwą, a samiczka z drugim gniazdkiem i budulcem w lewej. Trochę się jej to na początku nie podobało, ale powoli przyzwyczaja się do tej separacji. Rano i póŹnym popołudniem będzie odwiedzał ją w jej części samczyk, ale potem parkę znowu rozdzielę. Podskubująca pisklęta samiczka potrafi doszczętnie zrujnować im upierzenie, które potem nawet po młodzieżowym wypierzeniu się pozostaje gorszej jakości... A oto aktualne fotki: 1. Rozdzielona przegrodą rodzinka  2. Gniazdko w klatce nr. 3 jeszcze przed wyfruwem maluchów  3. Sierokti w gniazdku klatki nr. 2.  Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Marca 17, 2009, 02:54:02 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #96 : Marca 16, 2009, 03:35:37 » |
|
W sobotę popołudniu wykluł się ostatni, trzeci pisklak w gniazdku drugiej z oliwkowych samiczek, tej, która kilka dni opiekowała się sierotami. Termin przypadał w piątek, 13. marca, ale ptaszki nie życzyły sobie prawdopodobnie takiej feralnej daty urodzenia... Wczoraj pierwsza dziesiątka kanarcząt powędrowała wraz z opiekunami do fruwalek. Przy okazji posortowałem ptaki w/g rodziców, przydzielając każdej rodzinie dodatkowe, zaciskowe obraczki o określonym kolorze założone na lewą nóżkę. W ten sposób ptaki będzie można bardzo szybko zidentyfikować, bez potrzeby wyłapywania... Pozostawienie wszędobylskich kanarcząt jeszcze przez jakiś czas w klatkach lęgowych związane było z wieloma niedogodnościami, tak dla przygotowujących się do drugiego lęgu samiczek, którym pisklaki zaczęły okupowywać nowe gniazdka, jak i ze względu na ciasnotę i związane z tym trudne warunki higieniczne. Przy siedmiu kanarkach w jednej klatce lęgowej podłoga klatki bardzo szybko się zabrudzała. We fruwalkach kanarczęta mają o wiele więcej miejsca na naukę samodzielności; mogłem tam też poustawiać na podłodze kamionkowe miseczki z pokarmem białkowym i zakiełkowanym ziarnem, aby kanarczęta miały do nich lepszy dostęp. Oczywiście obaj dorośli opiekunowie nie byli zadowoleni z rozstania się z ich samiczkami i całe wczorajsze popołudnie terroryzowali mnie głośnymi protestami i nawoływaniami odpowiadających im z lęgówek partnerek. Tak jest, niestety, zawsze, ale z doświadczenia wiem, że już po dwóch dniach dorosłe samce wyciszają się i potem nie ma już z nimi żadnych problemów. Nawet wczoraj, pomimo protestów, dorosłe ptaki bardzo sumiennie karmiły kanarczęta, które w dużych klatkach lęgowych od razu poczuły się raŹniej. Zresztą mam zamiar wieczorami, na godzinę przed wyłączeniem światła, przenosić samców do klatek lęgowych, w których pozostaną przez całą noc i pierwszą poranną godzinę, przynajmniej do rozpoczęcia przez samiczki wysiadywania jajek drugiego lęgu. Myślę, że młode kanarki już za dobry tydzień usamodzielnią się do tego stopnia, że samczyki będą mogły powrócić na stałe do partnerek w lęgówkach. Dzisiaj rano minęła czwarta doba od początku wysiadywania jajek przez oliwkową samiczkę, tą, która w pierwszym lęgu porzuciła dwa jajeczka w ostatnim dniu przed wykluciem. Pisklęta, jak już pisałem, wychowały się w gniazdkach kanarków czerwono-czarnych. W drugim lęgu oliwkowa samiczka zniosła cztery jajka i wszystkie wydają się być zalężone... Niestety u dwójki jej piskląt wystąpiła nieznaczna szekowatość; oba ptaszki mają po jednym jasnym pazurku. Ciekawe, czy tą szekowatość odziedziczyły po ojcu, czy po matce; gdyby przekazał im ją ojciec, to u czwórki piskląt drugiej samiczki też można by się spodziewać podobnych niespodzianek, gdyby jednakże trójka właśnie wyklutych piskląt nie miała tej wady, znaczyłoby to, że szekowatość posiada w genach tylko pierwsza samiczka... Dzisiaj po południu zaobrączkuję czwórkę sierotek oraz ich kuzyna z lęgówki nr. 2. Ptaszki skończyły dzisiaj szósty dzień życia, więc z założeniem obrączek nie powinno być żadnych problemów. Poniżej zamieszczam fotki fruwalek z maluchami. Pozdrawiam   
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Marca 16, 2009, 07:05:38 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #97 : Marca 17, 2009, 03:02:06 » |
|
Zwolnione z obowiązków wychowawczych samiczki z lęgówek nr. 3 i 4 zniosły dzisiaj rano, niemalże równocześnie swoje pierwsze jajka drugiego lęgu. Tak więc decyzja o przeniesieniu kanarczej dziatwy wraz z samczykami do fruwalek była słuszna i podjęta w odpowiednim czasie. Dzisiaj rano spróbowałem na chwilę wpuścić do lęgówek samce, ale samiczki nie tylko nie przykucały już do krycia, ale zareagowały wręcz agresywnie, więc dalszych prób nie będzie. Myślę, że drugi lęg został już zapłodniony, bo obie kanarzyce przechodziły niedawno okres bardzo intensywnych kopulacji... Tymczasem opiekunowie kanarczej dziatwy w obu fruwalkach przyzwyczaili się do swoich obowiązków i bardzo sumiennie je spełniają. Czasem muszą się wręcz napraszać u piskląt o przyjęcie pokarmu, więc wszystko jest w najlepszym porządku. Obserwując dzisiaj rano młode kanarki stwierdziłem znaczne postępy: maluchy nie wydają się już takie zagubione w wielkich fruwalkach i coraz pewniej skaczą, czy też fruwają z żerdki na żerdkę. Często zeskakują też na podłogę i pilnie ją przeszukują, co chwila coś tam połykając... Zaglądają także do miseczek z pokarmem, więc wszystko rozwija się we właściwym kierunku. Wczoraj po południu zaobrączkowałem czwórkę sierotek i pisklę ich mamki. Ptaszki są w wyśmienitej kondycji, nie widać po nich żadnych ujemnych skutków niebezpiecznego wyziębienia w pierwszym dniu po wykluciu, po niespodziewanej śmierci ich matki. Zresztą parka zastępczych rodziców spisuje się doskonale; ptaszki dalej dostają podwójnie przetrawiony pokarm, bo samiczka bardzo wytrwale przesiaduje na nich na gniazdku, a pokarm prawie bez przerwy donosi jej samczyk. Czasem karmi on też pisklęta bezpośrednio, ale zwykle robi to samiczka, która „odbiera” jedzenie, siedząc na pisklętach. Wygląda to dziwnie, bo maluchy są już spore i wychylają spod niej główki, prosząc o pokarm, a samczyk wcale na te prośby nie reaguje, tylko intensywnie karmi trzepiącą skrzydełkami samiczkę... jak tylko odfruwa, samiczka przekazuje jedzenie pisklakom. Chyba jeszcze o tym nie pisałem, więc spieszę donieść, że gniazdkiem szczególnej troski od kilku już dni opiekuje się moja „weteranka” z lęgówki nr. 7. Ponieważ wszystkie ptaszki przyjmują już dzielnie pokarm i rozwijają się bez problemów, postanowiłem oddać je pod opiekę właśnie tej samiczki, która od samego początku samotnie wychowywała piątkę piskląt i nie zdradza jeszcze najmniejszego zainteresowania drugim lęgiem. Pod jej czułą opieką „spóŹnialskie” pisklaki nie muszą się więc spieszyć z opuszczeniem gniazda. Podejrzewam, że szczególnie ten ptaszek, któremu pomagałem przymusowym dokarmianiem, nieco póŹniej dojrzeje do wyfruwu i dopiero kiedy ostatecznie opuści gniazdko, będę mógł przesadzić wszystkie spóŹnialskie ptaszki do fruwalek. Potem spróbuję połączyć samiczkę na nowo z „wdowcem”, który od śmierci samiczki siedzi w klatce sam i prawie bez przerwy śpiewa... Prawdopodobnie będę musiał ptaki ponownie ze sobą zapoznać, tzn. rozdzielić je na jakiś czas siatkową przegrodą, ale myślę, że po zabraniu z lęgówki piskląt nie powinno być raczej żadnych trudności.
Tak więc mimo wielu perypetii i niespodzianek jakoś szczęśliwie udało mi się przebrnąć przez pierwszy lęg bez strat, tzn. wszystkie 22 wyklute dotychczas pisklęta przeżyły i rozwijają się prawidłowo... Ciekawe czy drugi lęg będzie bardziej udany i liczniejszy...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Marca 18, 2009, 03:33:19 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
DarekF
Uczeń3
Aktywny użytkownik
 
Offline
Katowice/Manchester.
Wiadomoci: 1 107
|
 |
« Odpowiedz #98 : Marca 17, 2009, 05:35:03 » |
|
Moje gratulacje, bardzo fajnie że tak dobrze Ci iodzie, mam nadzieje że mi się jeszcze wszystko ułozy i niepozostane na trójce młodych kanarków, Mam przekonanie że poprostu mam pecha, ale zobaczymy.
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #99 : Marca 18, 2009, 08:21:08 » |
|
Moje gratulacje, bardzo fajnie że tak dobrze Ci iodzie, mam nadzieje że mi się jeszcze wszystko ułozy i niepozostane na trójce młodych kanarków, Mam przekonanie że poprostu mam pecha, ale zobaczymy.
Dziękuję za gratulacje. Tak nawiasem mówiąc, pech to jedno, a doświadczenie i wiedza, to drugie... Niektórych rzeczy i sytuacji rzeczywiście nie da się przewidzieć, ale nawet na przykre niespodzianki trzeba nauczyć się prawidłowo reagować, a to wcale nie jest takie proste, bo często wymaga zdolności wczucia się w sytuację samych ptaków i przewidywania skutków podejmowanych decyzji... Inna rzecz, że z tego co czytam i słyszę od innych, hodowla glosterów jest na pewno trudniejsza niż hodowla kanarków barwnych, także tych moich czerwono-czarnych. Dobrze, że nie tracisz nadziei; tą trzeba zawsze mieć, bo człowiek najskuteczniej uczy się na własnych błędach, stając się coraz mądrzejszym... Trzymam kciuki za udane następne lęgi! Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Marca 18, 2009, 03:03:41 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
Jacky
Administrator
Aktywny użytkownik
Offline
Łódź
Netykieta: Nadzór mam nad Adminem
Wiadomoci: 2 752
|
 |
« Odpowiedz #100 : Marca 18, 2009, 08:59:43 » |
|
No Jurku muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem Twoich dokonań, zarówno tych hodowlanych, jak i tych opisowych. Mimo, że zacząłeś opisywać lęgi, jako jeden z ostatnich hodowców, to jednak piszesz systematycznie i sworzyłeś napełniejszy obraz sezonu lęgowego (mam nadzieję, że będziesz kontynuował swe dzieło do końca sezonu). Opisujesz zarówno swoje zwycięstwa, jak i porażki. Prawie każdego dnia sprawdzam co dzieje się w Berlinie. Mimo, że nie wszystko Ci się udaje, to jednak jestem przekonany, że wielu hodowców przegląda Twoje opisy i czerpie z Twoich pomysłów i doświadczenia. Jak zwykle życzę kolejnych udanych legów!
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #101 : Marca 18, 2009, 12:24:03 » |
|
Wczoraj po południu, po powrocie do domu nieŹle się zdenerwowałem... Okazało się, że podłoga jednej z fruwalek, a mianowicie tej, w której dziatwą opiekował się trzyletni intensywny samczyk od Fabio Perriego, usłana była piórkami młodych kanarcząt. W sumie gdzieś ok. 50-80 piórek! Ponieważ w drugiej fruwalce piórek nie zauważyłem, nietrudno było odgadnąć, że sprawcą tego przedwczesnego „pierzenia się” maluchów jest podskubujący je wyżej wymieniony samczyk.
Zaraz po zadaniu popołudniowej karmy, usiadłem więc sobie przed klatami i postanowiłem przekonać się, w jaki sposób ten niecny proceder się odbywa. Nie musiałem długo czekać. Samczyk karmił właśnie jedno z piskląt, gdy nagle inny pisklaczek sfrunął na przednią kratkę i wędrując po niej, bez przerwy trzepał skrzydełkami. Samczyk natychmiast przerwał kamienie i ostro zaatakował wspinającego się po kratce malca, dziobiąc go gdzie popadnie. Mały spadł na podłogę, a samczyk zeskoczył na jedną z żerdek, w którą wytarł dziobek z przylepionych do niego kilku piórek. Po jakimś czasie sytuacja się powtórzyła, gdy jedno z piskląt nie trafiło na żerdkę i trzepocząc skrzydełkami, opadło na dno klatki. Także i tym razem samczyk gwałtownie je zaatakował... Wniosek był zatem jeden: samczyk reaguje agresją na każdy gwałtowny ruch pisklęcia, związany z trzepotaniem skrzydełkami! Niestety, małe pisklęta, które dopiero uczą się właściwego poruszania się po klatce, mają prawo do takich gwałtownych zachowań, mają prawo wspinać się po kratkach, niespodziewanie nie trafiać na przeciwległą żerdkę i z trzepotem spadać na podłogę, więc nerwowo i agresywnie reagujący na tego typu dziecięce harce samczyk, absolutnie nie nadaje się na opiekuna i wychowawcę! Z kolei nie można było mu tej nerwowości brać za złe, bo właśnie ten samczyk bardzo ciężko znosił rozstanie z nawołującą go bez przerwy z lęgówki, niewidoczną samiczką i przez cały czas kipiał po prostu z wściekłości, że go od niej oddzielono. Widać było, że okropnie za nią tęskni i jest kompletnie sfrustrowany, więc każde zbyt żywe zachowanie któregoś z kanarcząt, natychmiast wyprowadzało go z równowagi.
Nie było innej rady, musiałem jak najszybciej odseparować znerwicowanego samczyka od kanarcząt, które przesadziłem do pierwszej z fruwalek... Drugi z samczyków zachowywał się nienagannie, a i tęsknota za jego samiczką nie była aż tak wielka, więc pomyślałem sobie, że chyba da sobie jakoś radę z dziesiątką kanarcząt, które i tak coraz odważniej przymierzały się do pokarmów w kamionkowych miseczkach na podłodze fruwalki, pożywiając się już w przerwach między karmieniami samodzielnie. Samczyk otoczony taką zgrają maluchów, zgłupiał przez chwilę, ale bardzo szybko się połapał, a po kilku minutach zaczął nawet karmić jedno z nowych piskląt.
Obserwowałem go jeszcze z godzinę i z niemałym zadowoleniem stwierdziłem, że doskonale daje sobie radę! Bardzo szybko „obskoczył” wszystkie kanarcze dzieciaki i dopiero gdy żaden z nich nie reagował na dalsze propozycje nakarmienia, zajął się układaniem piórek... W nagrodę powiesiłem mu na drzwiczkach fruwalki basenik z wodą, a samczyk z bardzo widoczną przyjemnością porządnie się w nim wykąpał!
Drugi samczyk powędrował do lęgówki, ale trochę się obawiałem, że pod wpływem nagromadzonej tęsknoty może zacząć molestować składającą jajka samiczkę lub zdemolować gniazdko, więc przedzieliłem parkę siateczką. Oczywiście przez kwadrans napalony amant próbował poprzegryzać druty siatki, ale wkrótce dał za wygraną i zupełnie się wyciszył...
Przy okazji tak licznej obsady fruwalki zauważyłem, że pisklęta potrafią dość skutecznie... odciąć samczyka od rurkowego, zewnętrznego poidełka, siadając tuż przy jego ujściu i blokując je w ten sposób przed próbującym się napić opiekunem. A trzeba wiedzieć, że dorosłe kanarki w czasie intensywnego karmienia piskląt bardzo często gaszą pragnienie, więc taka sytuacja z zablokowanym dojściem do poidełka jest absolutnie niedopuszczalna. Czasem na żerdce przy poidełku siada w rządku kilka kanarcząt i wtedy nawet delikatne próby napicia się „ponad” blokującym poidełko pojedynczym ptaszkiem, są nieskuteczne. Z kolei odganianie kanarcząt przez hodowcę też nic nie daje, bo one po pewnym czasie i tak wracają na stare miejsce i problem zaczyna się od nowa.
W takiej sytuacji jedyną radą jest rozmieszczenie kilku innych piodełek, tak, aby kanarczy opiekun zawsze miał dojście do wody. Innym rozwiązaniem byłoby takie umieszczenie rurki z wodą, aby w pobliżu nie było żerdek, a dorosły ptak podczas picia trzymał się pazurkami kratki, ale to z kolei jest niewygodne dla pijącego ptaka, a dodatkowo odcina od poidełka kanarczęta, które powinny nauczyć się z niego korzystać. Zwykle dzieje się to niejako przypadkowo, przy okazji szwendania się po klatce i dziobania wszystkiego dookoła, podczas którego młody kanarek w którymś momencie „trafia” także na ujście poidełka i po raz pierwszy w życiu samodzielnie gasi pragnienie.
Tak więc metoda kilku (3-4) poidełek jest o wiele lepsza i ze względów „pedagogicznych” godna polecenia.
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Marca 19, 2009, 12:21:53 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #102 : Marca 19, 2009, 10:59:06 » |
|
Samczyk opiekujący się dziesiątką piskląt jest fantastyczny! Czegoś podobnego jeszcze nie widziałem... Wczoraj po południu poza ziarnem w klatce z kanarczętami nie było nic innego, chociaż przezornie pozostawiłem „stół” obficie zastawiony. Samczyk dosłownie WSZYSTKO skarmił pisklętom! Po zadaniu świeżej karmy miałem okazję przekonać się, jak to przebiega. Ptak zobaczywszy pełne karmidełka, przez dobrą godzinę zachowywał się jak w transie. Skakał od potrawy do potrawy, łykał pokarm tak szybko jak tylko mógł, ogryzał sałatę, jabłko, brokuły i natychmiast karmił któreś z piskląt! Potem skok do poidełka, „przepłukanie” gardła, nowe napychanie sobie wola i ponowne karmienie. Uwijał się przy tym jak w ukropie! Dopiero gdy wszystkie pisklęta zostały nakarmione i ustało proszące popiskiwanie, samczyk wskoczył do jednego z przedziałów żerdki lamelowej przytwierdzonej do sufitu fruwalki i odpoczął chwileczkę... Kiedy dzisiaj rano po uzupełnieniu karmidełek i miseczek włączyłem światło, samczyk zachowywał się podobnie. Nie rozpoczął dnia od układania piórek, jak to czynią inne kanarki, ale strząsnął się tylko i natychmiast rozpoczął karmienie. Oczywiście głodne pisklaki piszczały jeden za drugim, więc samczyk znowu musiał nieŹle się napracować... Byłem szczęśliwy, że po jakimś czasie kilkoro piskląt zeskoczyło na podłogę i zaczęło wydziobywać pokarm białkowy z miseczki; oby jak najprędzej nauczyły się jeść samodzielnie, bo aż litość bierze, kiedy się ogląda tego zabieganego opiekuna... W gniazdku „szczególnej troski” – zgodnie z przewidywaniami, pozostał tylko pisklak, któremu dokarmianiem pomogłem przetrwać pierwsze dwa tygodnie życia. W zasadzie jest on już na tyle silny, że mógłby również opuścić gniazdko, ale trochę się jeszcze waha... Być może dzisiaj popołudniu zastanę go już na zewnątrz. Na szczęście samiczka-weteranka dalej nie objawia żadnego zainteresowania drugim gniazdem, a od jutrzejszego popołudnia będę miał dwa dni czasu na szczegółowe obserwacje i być może dokonam jakichś „przetasowań”... Samiczki w lęgówkach nr. 3 i 4 zniosły „solidarnie” po trzecim jajeczku. Poniżej zamieszczam aktualne fotki dziesiątki piskląt w fruwalce i „malucha” w gniazdku weteranki. Pozdrawiam 
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #103 : Marca 21, 2009, 03:31:07 » |
|
Wczoraj po południu znowu zatęskniłem za... emeryturą. Gdybym był w domu, nie doszłoby bowiem do takiego przykrego zdarzenia... Ale może po kolei... Rano, przed wyjściem do pracy zauważyłem, że jeden z młodych kanarków w wolierce zamiast przyjmować pokarm, agresywnie prowokuje samczyka-opiekuna i nieustannie go obskakuje, piszcząc przy tym i trzepocząc skrzydełkami. Takie zachowania obserwowałem w przeszłości już niejednokrotnie; zdaje się, że była też mowa o tym na wortalu... Agresywne zachowanie piskląt w stosunku do próbujących je nakarmić rodziców czy opiekunów, nie da się niczym logicznym wytłumaczyć, czasem tak się dzieje i nic nie można na to poradzić. Zwykle też dorosłe kanarki cierpliwie znoszą takie „szykany“, uciekając po prostu zbyt „namolnym“ pisklakom. Zwykle, ale nie zawsze. Czasem dorosły ptak, z reguły samczyk, nie da sobie zbyt długo „podskakiwać“ i dość energicznie karci zadziorne pisklęta. One natomiast z reguły reagują ucieczką, a po pewnym czasie potulnieją i dają się karmić, bez tych wszystkich agresywnych tańców i obskakiwania. Tak bywa w 99% przypadków, ale zdarzają się też jeszcze gorsze wyjątki... Czasem młody ptaszek nie daje za wygraną, a opiekun bierze go „na celownik“ i nie tylko przestaje go karmić, ale dodatkowo cały czas tępi dość brutalnie! W takiej sytuacji istnieje tylko jedno rozwiązanie, a mianowicie trzeba zabrać zbyt zadziorne pisklę z klatki, dać mu porządnie wygłodnieć (3-4 godziny), a potem wpuścić je ponownie do klatki. Zwykle takie przeraŹliwie głodne pisklę zapomina o agresji i myśli tylko o jednym, a mianowicie o jedzeniu, więc natychmiast potulnie prosi o nie i otwiera dziobek, skoro tylko w pobliżu znajdzie się dorosły opiekun... Niestety, przez 10 godzin nie było mnie w domu... Wychodząc do pracy liczyłem, że wyjątkowo cierpliwie opiekujący się dziesiątką piskląt samczyk, da sobie jakoś radę, a agresywny maluch „spuści z tonu“, ale stało się inaczej. Zaraz po powrocie zajrzałem do fruwalki i natychmiast zauważyłem zupełnie przestraszonego malca, siedzącego w rogu fruwalki. Na każde zbliżenie się dorosłego samczyka biedak reagował tak przeraŹliwym skrzekiem, że przykro było słuchać! Co gorsza, po dnie fruwalki walały się drobne piórka, a pisklak był w połowie łysy! Oczywiście natychmiast zabrałem nieboraka z klatki, a stwierdziwszy, że jest kompletnie wygłodzony, nakarmiłem go papką z pokarmu białkowego... Potem wpuściłem go do zapasowej klateczki, gdzie natychmiast... zasnął. Na całe szczęście bardzo szybko nasunęło mi się odpowiednie rozwiązanie. Otóż jeden z kanarcząt gniazdka „specjalnej troski“ odstawał poziomem rozwoju od pozostałej trójki i doskonale nadawał się do fruwalki, więc zamieniłem po prostu oba ptaszki: wyskubany biedak powędrował do klatki weteranki, a silne pisklę do fruwalki. Naturalnie podmiany dokonałem dopiero póŹnym wieczorem, kiedy pisklak zgłodniał na nowo i bez problemów dał się nakarmić przez samiczkę-weterankę... Dzisiaj rano pisklak był już zupełnie potulny i bez problemów przyjmował jedzenie, więc chyba jakoś da się do wprowadzić „w dorosłość“... Niestety, piórka na główce odzyska prawdopodobnie dopiero po młodzieżowym pierzeniu... Szkoda, bo akurat ten ptaszek jest wyjątkowo dobrze wybarwiony (lotki i sterówki), ale jest też całkiem prawdopodobne, że w tak nienaturalny sposób utracone upierzenie główki już nigdy nie będzie prawidłowe... Wczorajsze popołudnie było jakieś wyjątkowo pechowe, bo obok problemów z pisklakiem, przy zaobrączkowywaniu trojga piskląt drugiej z oliwkowych samiczek okazało się, że cała trójka ma szekowate stopki! U jednego z piskląt prawie wszystkie pazurki są białe, u drugiego po dwa u każdej stopki, a u trzeciego dwa u lewej! Wychodzi zatem na to, że szekowatość przekazuje pisklakom samczyk, chociaż sam jest rasowo nienaganny! Oczywiście istnieje też możliwość, że obie samiczki posiadają tą ukrytą wadę, czego niestety nie da się jednoznacznie stwierdzić, więc prawdopodobnie jesienią sprzedam dziatwę wraz z rodzicami... Jedno jest pewne, na giełdach, nawet tych z okazji mistrzostw Niemiec nie kupię już więcej żadnego ptaka... Cóż z tego, że oferowane ptaki wyglądają nienagannie, skoro kryją w genach takie „niespodzianki“? Dzisiaj rano dokonałem drugiej kontroli jajek samiczki z lęgówki nr. 5 i okazało się, że cała czwórka piskląt żyje i nieŹle już w skorupkach rozrabia... Termin klucia wypada 25 marca, więc już wkrótce moje stadko powiększy się o następne cztery oliwkowe... szeki  Samiczka z lęgówki nr. 3 zniosła dzisiaj piąte, wyraŹnie „końcowe“ jajeczko i razem z jej sąsiadką „z góry“, czyli samiczką z lęgówki nr. 4 (cztery jajeczka), rozpoczęła wlaściwe wysiadywanie. Doskonale rozwijają się kanarcze „sierotki“. Ponieważ ich opiekunka zaczyna zdradzać zainteresowanie następnym lęgiem, przeniosłem maluchy do dodatkowego gniazdka, a samiczce przygotowałem nowy koszyk. Pisklętami opiekuje się teraz głównie samczyk. Kanarczęta w fruwalce zaczynają posilać się samodzielnie i chyba w poniedziałek przesadzę kilkoro tych najbardziej „zaawansowanych“ do drugiej wolierki. Samczyk odetchnie trochę, pisklęta będą miały więcej swobody, a ja mniej pracy, bo teraz muszę sprzątać fruwalkę codziennie... Jest to konieczne, gdyż ptaszki myszkują po dnie i połykają różne rzeczy, więc piasek musi być nienagannie czysty... Poniżej zamieszczam fotki wyskubanego pisklaka, sierotek w dodatkowym gniazdku z opiekunem i posilających się piskląt w fruwalce. Pozdrawiam 
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Marca 21, 2009, 05:37:47 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
Lukas
Redaktor
Użytkownik
Offline
Lasocice/Nysa
Netykieta: Kontroluję Redaktora
Wiadomoci: 746
Z066
|
 |
« Odpowiedz #104 : Marca 21, 2009, 08:29:48 » |
|
więc już wkrótce moje stadko powiększy się o następne cztery oliwkowe... szeki  Oj nie koniecznie!
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|