Czy można mieć w domu koty i kanarki. Jeśli zabezpieczę klatkę przed upadkiem i otwarciem to koty ptakom nie mogą nic już zrobić?
Sama nie wiem czy zdecydować się na kanarki, nie wyrzucę przecież kotów jak będą niebezpieczne dla nich. Pomóżcie.
Słynny nieżyjący już austriacki noblista, filozof, zoolog i ornitolog Konrad Lorenz odkrył i opisał w jednej ze swoich licznych książek pewne ciekawe zjawisko dotyczące zwierząt domowych, które nazwał terminem
„Burgfriedensprinzip“, co można przetłumaczyć jako „zasadę pokoju na zamku”.
Termin
"Burgfrieden" pochodzi ze Średniowiecza i oznacza sytuację, w której nawet dwaj bardzo wrogo do siebie nastawieni czy wręcz zwalczający się rycerze-szlachcice, będąc gośćmi stojącego od nich wyżej w hierarchii ważności arystokraty (np. magnata czy księcia, nie mówiąc już o królu) nie tylko nie mieli prawa wszczynać kłótni, ale musieli wręcz okazywać wobec siebie przychylność, zupełnie jakby wcale nie byli zwaśnieni. Oczywiście po opuszczeniu zamku mogli się dalej zwalczać do woli...
Konrad Lorenz twierdził, że podobnymi zasadami kierują się instynktownie zwierzęta domowe, żyjące, że tak powiem, pod jednym dachem z człowiekiem, czyli na jego „zamku”. I tak psy, które normalnie są naturalnymi wrogami kotów, znoszą ich obecność w domu ich „człowieka”, nie zagryzają świnek morskich czy królików, a koty nie zabijają białych myszek czy kanarków, chociaż jest to wbrew ich „łowieckiej” naturze. Poprzez własne udomowienie i respekt wobec stojącego ponad nimi ludzkiego „pana”, zwierzęta te bez problemów wzajemnie się akceptują. Dopiero gdy pana zabraknie, albo „wróg”, czy „zdobycz” znajdzie się na „neutralnym” terenie, zwierze domowe wraca do wrodzonych pierwotnych zachowań...
Tak więc zgodnie z zasadą K. Lorenza, widok kici śpiącej w objęciach owczarka niemieckiego, albo kanarusia dziobiącego w nos kicię nie należy interpretować jako objaw wzajemnej „przyjaŹni” tych zwierzątek, albo ich „dobroci” czy „wielkoduszności”, bo zachowują się one w ten nienaturalny sposób tylko ze względu na obecność stojącego nad nimi w skali ważności „pana”...
Koni, krów czy kóz, a nawet Azora mieszkającego na stałe w budzie na podwórku – słowem zwierząt żyjących poza ludzkim domem (zamkiem) – zasada
„Burgfrieden” już nie obowiązuje, chociaż i one zachowują się w stosunku do siebie tolerancyjniej, gdy jest w pobliżu ich „pan”. I dlatego może się zdarzyć, że Azor zdusi podkradającą mu z miski jedzenie kurę, koń kopnie w stajni namolnego Azora, a Mruczek bez skrupułów „złowi” zagubionego na podwórku słodkiego kurczaczka...
Zgodnie z powyższym kanarek w domu, w którym są koty, będzie tak długo bezpieczny, jak długo w pobliżu będzie właściciel tychże kotów, który poprzez swoją obecność „dławi” w nich ich łowieckie zapędy, ale kiedy człowieka zabraknie, sprawy mogą potoczyć się zupełnie inaczej, zwłaszcza jeśli koty dodatkowo będą wyjątkowo głodne:) Dlatego w przypadku posiadania antagonistycznie do siebie nastawionych zwierzątek domowych, należy zawsze zadbać o to, aby nie mogły one zrobić sobie krzywdy w czasie nieobecności domowników, czyli ZAWSZE je od siebie odizolować. Sam fakt, że kanarek siedzi w „bezpiecznej”, dobrze zamkniętej klatce, która dodatkowo wisi przy suficie i jest „trudno dostępna”, jest absolutnie niewystarczający, bo koty są mistrzami w skokach wzwyż, a ich łapy bez problemów przecisną się przez druciane pręty, więc po powrocie właściciela kanarek mimo bezpiecznego zawieszenia i kratek może po prostu „zniknąć”...
Na koniec mam jeszcze jedną bardzo ważną uwagę, a mianowicie, że
„Burgfriedensprinzip” funkcjonuje tylko w przypadku gdy to człowiek w odczuciu swoich domowych zwierząt stoi na samej górze hierarchii ważności, bo kiedy np. kotom wydaje się, że to one „rządzą” na „zamku”, o kupnie kanarka lepiej od razu zapomnieć...
Pod tym adresem można sobie poczytać o uczonym:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Konrad_Lorenz , który napisał też wiele arcyciekawych książek o ptakach.
Pozdrawiam