Zdjęcie miesiąca

Kanarki - Wortal Jacky & Mark
Marzec 29, 2024, 11:14:55 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Tutaj znajduje się kopalnia wiedzy o kanarkach i ptakach egzotycznych.
   
  Strona główna Pomoc Linki Zaloguj się Rejestracja  

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej Polityce prywatności.

Strony: [1]   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Humanitarne aspekty hodowli  (Przeczytany 16298 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
klapuch
Mariusz Herich-H013
Redaktor
Aktywny użytkownik
*
Offline Offline

Katowice
Netykieta: Kontroluję Redaktora
Wiadomości: 2 068


http://glostery.katowice.pl


WWW
« : Październik 18, 2012, 04:18:02 »

Od pewnego czasu tak się zastanawiam czy warto poruszyć również temat humanitaryzmu hodowli czyli jak hodowcy postępują
ze swoimi "podopiecznymi". Pięknie się ogląda zdrowe ptaki w przestronnych wolierach, ale z drugiej strony - widziałem hodowle, gdzie kanarki były trzymane w klatkach 20x15x15 cm, kanarki transportowane w kieszeni kurtki w "tubie" o wymiarach coś 3x3x14 cm. Słyszałem jak "hodowca" (pozwolę sobie tak napisać) mówił (po prostu stwierdzał), że ukręcał łebki pisklakom, które mu nie odpowiadały.

Na forum też były takie wątki, ale zazwyczaj traktowane ostrożnie:
http://kanarki.eu/index.php/topic,412.0.html
http://kanarki.eu/index.php/topic,3488.msg18576.html#msg18576

Napiszcie jak rozumiecie humanitarne postępowanie z ptakami. Jeśli, oczywiście, w ogóle ktoś się przyzna do praktyk, ujmijmy to w ten sposób - dyskusyjnych.

O ile przycinanie pazurków każdy (mam nadzieję) uzna za konieczność to np. wyrywanie piórek już może być dyskusyjne, ale czasami konieczne.
Ale zadam trudniejsze pytanie - co robicie jeśli ptak urodzi się z defektem lub zrobi sobie krzywdę/chorobę którą trudno wyleczyć lub jest poza możliwością wyleczenia? Odnośnie tego ostatniego - słyszałem, że u jednego hodowcy ptak wyrwał sobie nogę razem z biodrem. Nie wiem jak i o co - nie pytałem. Hodowca powiedział, że ukręcił mu łebek.

Gdzie jest granica pomiędzy zabijaniem niepasujących pisklaków a skróceniem ewidentnego cierpienia?
Jaka metoda jest "najlepsza"? JeŹdzi ktoś do veta w celu uśpienia ptaka? Wiadro z wodą? Zamrażarka? Ukręcanie łebków? (wszystkie przykłady, może niestety, autentyczne).
Podejmie ktoś temat?
Zapisane


yotan
Uczeń3
Aktywny użytkownik
***
Offline Offline

Solec Kujawski
Tytuły: Hodowca Roku 2014
Wiadomości: 1 984



WWW
« Odpowiedz #1 : Październik 18, 2012, 05:02:40 »

Wg mnie podjąłeś kilka różnych tematów:

temat humanitaryzmu hodowli

i
jak hodowcy postępują ze swoimi "podopiecznymi".

to dwa osobne tematy.

3.
wyrywanie piórek już może być dyskusyjne, ale czasami konieczne

A to już sprawa etyki, nie humanitaryzmu.

4.
jeśli ptak urodzi się z defektem

Zależy z jakim - jak jest ślepy, to zabijać nie musisz, sam zgidnie z głodu, jak go przestaną karmić rodzice. Ale możesz go zabić - będzie to kosztowało Ciebie mniej wysiłku i zaoszczędzisz niepotrzebnego wysiłku w niepotrzebne wychowywanie młodego jego rodzicom. Zaoszczędzisz też na karmie.

5.
zrobi sobie krzywdę/chorobę którą trudno wyleczyć lub jest poza możliwością wyleczenia
To też jest zmienne w zależności od rodzaju krzywdy/choroby. Jeśli w jej wyniku nie będzie mógł sobie samodzielnie radzić w życiu - likwidacja. Jeśli choroba, któej nie da się wyleczyć, może zagrażać zdrowiu innym ptakom w hodowli - likwidacja. Wyjątek: choroba nie zabija i znajdziesz kogoś, kto się ptakiem zaopiekuje.

6.
u jednego hodowcy ptak wyrwał sobie nogę razem z biodrem. Nie wiem jak i o co - nie pytałem. Hodowca powiedział, że ukręcił mu łebek
Nie wierzę w to "biodro"... Ale jak tak, to mógł też ptaka zostawić - momentalnie by się wykrwawił na śmierć, ale o kilkanaście sekund dłużej by go bolało, więc zabijając go postąpił chyba humanitarnie. Choć nikt nie wie, czy urywanie łebka boli i czy coś boli potem....

Gdzie jest granica pomiędzy zabijaniem niepasujących pisklaków a skróceniem ewidentnego cierpienia?
Pytanie zawiera odpowiedŹ.

Jaka metoda jest "najlepsza"?
Bezbolesna i szybka. Oczywiście - jeśli jest takowa dostępna.

Każdy prędzej czy póŹniej musi stanąć przed decyzją: zlikwidować czy nie. Dla mnie sprawa jest prosta, jeśli to dotyczy moich ptaków, które znam, a także okoliczności towarzyszącym podejmowaniu decyzji.
Zapisane


yotan
Uczeń3
Aktywny użytkownik
***
Offline Offline

Solec Kujawski
Tytuły: Hodowca Roku 2014
Wiadomości: 1 984



WWW
« Odpowiedz #2 : Październik 18, 2012, 05:05:26 »

W sumie co do wyboru metody to powinienem napisać: możliwie szybka i przy tym możliwie bezbolesna.
Zapisane


jot-ka11
Redaktor
Aktywny użytkownik
*
Offline Offline

Częstochowa
Netykieta: Kontroluję Redaktora
Wiadomości: 1 140



« Odpowiedz #3 : Październik 19, 2012, 11:41:51 »

Wczoraj zgłaszając wystawę pod dozór weterynaryjny, skorzystałem z okazji i pozwoliłem sobie zadać kilka pytań panu doktorowi. Pytania dotyczyły również problemów poruszanych w tym wątku. Dowiedziałem się, że raczej nie warto "na siłę" leczyć małych ptaków bo efekty rzadko przynoszą pożądany rezultat a ptak wyleczony (z większości chorób) jest marnym materiałem do dalszej hodowli (raczej należy znaleŹć mu nowego opiekuna, u którego będzie egzystował jako pupil). Dowiedziałem się również, że dobrym środkiem do eutanazji jest eter.
Zapisane

yotan
Uczeń3
Aktywny użytkownik
***
Offline Offline

Solec Kujawski
Tytuły: Hodowca Roku 2014
Wiadomości: 1 984



WWW
« Odpowiedz #4 : Październik 19, 2012, 01:22:51 »

Masz rację - w większości przypadków leczenie na nic się zdaje. Nie jest to co prawda od razu wyrok na ptaszka, ale jeśli stawiam na szali całość hodowli, to jest to dla mnie jednoznaczne z likwidacją chorego. Przerabiałem już litowanie się nad jednym ptaszkiem i potem kilka musiałem do piachu wyrzucić i jeszcze kupę kasy na badania i leczenie wydać, żeby uratować hodowlę. I tu się z Panią Dr nie zgodzę - wyleczone ptaszki w tym roku mają znowu młode. A te młode które w zeszłym roku przeżyłu kurację - też mają młode. Kwestia tylko podejścia i uporu - jeśli już się brać za leczenie, to porządnie leczyć (=zrobić konieczne badania, odseparować chore ptaki i leczyć odpowiednimi lekami w odpowiednich dawkach, a na to wszystko wydać pieniądze). rzeba wziąć też pod uwagę fakt, że nie wszystko da się wyleczyć.
Co do eteru, to nie wpadłem na to. Jak na razie z "chemicznych" metod eutanazji próbowałem leków uspokajających - z efektem.
Ale najlepiej i najszybciej sprawdza się dekapitacja.
Zapisane


Chiara
Gość
« Odpowiedz #5 : Październik 20, 2012, 01:40:54 »

Takie tematy zawsze są dla mnie osobiście bolesne, chociaż wiem, że czasami trzeba uśmiercić jakiegoś ptaka (np. żeby się nie męczył po jakimś urazie czy w wyniku choroby na którą nie ma lekarstwa. Tak mi to tłumaczył ś.p. Dziadek, który "od zawsze" hodował kanarki. Były to lata (z tych które pamiętam) 80-te i wcześniejsze, więc Dziadek sam uśmiercał chore ptaki- właśnie ukręcając łebki. Tłumaczył mi że to najszybsza i najmniej bolesna metoda pozbawienia życia. I chociaż Dziadziuś wiele mnie nauczył, to akurat mnie nie przekonuje- chorego, męczącego się ptaka (zagrażającego innym lub takiego który więcej cierpi niż żyje normalnie) zaniosłabym na uśpienie do weterynarza.

Wczoraj zgłaszając wystawę pod dozór weterynaryjny, skorzystałem z okazji i pozwoliłem sobie zadać kilka pytań panu doktorowi. Pytania dotyczyły również problemów poruszanych w tym wątku. Dowiedziałem się, że raczej nie warto "na siłę" leczyć małych ptaków bo efekty rzadko przynoszą pożądany rezultat a ptak wyleczony (z większości chorób) jest marnym materiałem do dalszej hodowli (raczej należy znaleŹć mu nowego opiekuna, u którego będzie egzystował jako pupil). Dowiedziałem się również, że dobrym środkiem do eutanazji jest eter.
Miło mi, że ktoś z Was- prawdziwych hodowców, (siebie traktuję raczej jak miłośniczkę która rozmnaża ptaki) ma humanitarne podejście- czyli jak dla mnie- nie cytując definicji humanizmu- po prostu ma na względzie dobro ptaków, po eterze ptak po prostu zasypia- wystarczy iść do weterynarza (raczej żaden nie sprzeda butli eteru na własny użytek).

Cytat: klapuch
To też jest zmienne w zależności od rodzaju krzywdy/choroby. Jeśli w jej wyniku nie będzie mógł sobie samodzielnie radzić w życiu - likwidacja. Jeśli choroba, któej nie da się wyleczyć, może zagrażać zdrowiu innym ptakom w hodowli - likwidacja.
Zgadzam się z tym co napisałeś, ale przeraża mnie to jedno słowo: "likwidacja". Może uznacie że przesadzam, ale nie potrafię myśleć o moich ptakach (i innych) jak o czymś, czemu bliżej jest do "podmiotu bezosobowego" niż do "osobowego" (użyłam terminów z polonistyki, bo wydały mi się najbardziej odpowiednie).

W tej chwili jeszcze nie spotkałam się z przypadkiem- w mojej coraz większej hodowli- żebym była zmuszona podejmować takie wybory-n i mam nadzieję, że jeszcze długo mnie to nie spotka. Samiczkę ze sternostomatozą trzymałam w godnych warunkach, samą, żeby nie zaraziła innych ptaków i jednocześnie próbowałam ją leczyć- bezskutecznie, pomimo całej kuracji Ivomekiem. Miała dla mnie ona wartość- uczuciową, sentymentalną, i jako jej opiekunka nie miałam prawa przedwcześnie odbierać jej życia.
Zapisane

yotan
Uczeń3
Aktywny użytkownik
***
Offline Offline

Solec Kujawski
Tytuły: Hodowca Roku 2014
Wiadomości: 1 984



WWW
« Odpowiedz #6 : Październik 20, 2012, 06:55:17 »

Zgadzam się z tym co napisałeś, ale przeraża mnie to jedno słowo: "likwidacja". Może uznacie że przesadzam, ale nie potrafię myśleć o moich ptakach (i innych) jak o czymś, czemu bliżej jest do "podmiotu bezosobowego" niż do "osobowego" (użyłam terminów z polonistyki, bo wydały mi się najbardziej odpowiednie).

W tej chwili jeszcze nie spotkałam się z przypadkiem- w mojej coraz większej hodowli- żebym była zmuszona podejmować takie wybory-n i mam nadzieję, że jeszcze długo mnie to nie spotka. Samiczkę ze sternostomatozą trzymałam w godnych warunkach, samą, żeby nie zaraziła innych ptaków i jednocześnie próbowałam ją leczyć- bezskutecznie, pomimo całej kuracji Ivomekiem. Miała dla mnie ona wartość- uczuciową, sentymentalną, i jako jej opiekunka nie miałam prawa przedwcześnie odbierać jej życia.
Mając 1, 3 czy nawet 10 ptaków - zgadza się. Mają one imiona, zna się każdego ulubione dania i przyzwyczajenia. Ale kiedy hodowla się rozrasta do kilkudziesięciu czy kilkuset ptaków - trudno jest utrzymać takie podejście, z dwóch powodów: po pierwsze z powodu ilości ptaków, a po drugie dlatego, że w takiej hodowli zbyt szybko i zbyt wiele się zmienia. Co roku pojawiają się młode ptaki, z których większość to "nadwyżki hodowlane", które trzeba jakoś "zagospodarować". Co roku dochodzą nowe ptaki, którymi wzmacniamy hodowlę lub poprawiamy jakąś cechę w swoich ptakach. Są też ptaki, któro po pierwszym lęgu okazały się, że do hodowli nie pasują.
Zresztą sama definicja "hodowli" wyklucza zbyt sentymentalne podejście do podopiecznych.
Ale na pewno każdy z nas ma jakiegoś pupila, którego darzy większym sentymentem, niż pozostałe ptaki. U mnie takim ptaszkiem jest kanarek-kuternoga, któremu moja cóka nadałą imię Okruszek, i który umila mi życie śpiewem, choć nie-umila zapachem z klatki, bo "sika" i strasznie śmierdzi. A że jest w salonie, to muszę mu bardzo często sprzątać....
Zapisane


Chiara
Gość
« Odpowiedz #7 : Październik 20, 2012, 05:07:44 »

Do etapu o jakim piszesz- czyli posiadaniu prawdziwej hodowli, z celami hodowlami (na razie mam tylko program na dwie linie hodowlane- malinoisów i kanarków czarno-czerwonych) jeszcze mi daleko, przede wszystkim ze względu na brak miejsca i finanse. Zgodzę się też, że oprócz tych ptaków mam kilka (w sumie mam teraz 10 kanarków i gołąbka diamentowego) które albo będę musiała pozostawić jako bezparowych "pupili", wymienić/sprzedać, i obrać 2-3 na początek cele hodowlane (rasy) w krórych będę się doskonalić (a raczej swoje podejście i ptaki). Na tym etapie już widzę, że część z moich ptaków nie pasuje do moich planów... Wiem też że lepiej skupić się na 2 czy 3 rasach niż wielu ale pobieżnie. Jednak jak to będzie w praktyce- zobaczymy... Nie zawsze nasze plany hodowlane się spełniają, czasem jedna krzyżówka nieudana potrafi cofnąć lata hodowli (o ile nie w porę nie wyłapie się wady). Tego dopiero się uczę, a ciężko jest mi się zdecydować na "tylko kilka ras"- zbyt dużo z nich mi się podoba. Na pewno malinoisy- mam wstępny materiał- 2 samce, na 100% fiorino- w tych ptakach się zakochałam (na razie mam jednego). Jednak jak to będzie- czas pokaże, ja mogę jedynie dążyć do uzyskania potomstwa, stworzenia linii, ale niekoniecznie musi mi się to udać. I tak samo pewnie czas zmieni moje podejście co do selekcji (w tej chwili nawet nie jestem w stanie wymienić swoich pupili na inne ptaki, więc dalsze zakupy muszę planować już naprawdę ostrożnie...).

P.S. Pozdrowienia dla Okruszka Mrugnięcie, fajnie że masz takiego ptaszka (tzn.nie fajnie że nie on nóżki, ale że jest u Ciebie Uśmiech). 
Zapisane

canarissimo
Redaktor
Nowy użytkownik
*
Offline Offline

Aachen
Netykieta: Kontroluję Redaktora
Wiadomości: 387


fan izabelek


« Odpowiedz #8 : Grudzień 28, 2015, 10:51:20 »

Po paru dobrych latach podczytalam sobie ten watek... i dopisze swoje uwagi.

Interesowalam sie ostatnio hodowla przepiorek jako zwierzat uzytkowych - czyli dla jaj i miesa.  Do tego zalicza sie rowniez temat "jak humanitarnie zakonczyc zycie ptaka".  Wyszkolony rzeznik wg obowiazujacych norm najpierw zamroczy ptaka uderzeniem w tyl glowy drewnianym kolkiem, a dopiero potem utnie te glowe.  Zamroczenie musi byc poprawnie wykonane - bez krwi, szybko i celnie.  Ten, kto chce to robic sam, powinien miec najpierw mozliwosc zobaczyc doswiadczonego rzeznika przy pracy.  Mozna np zaprosic takiego kogos do siebie na pierwsza rzez.  Ja osobiscie mialabym problem wlasnie z zamroczeniem.  Musze sie tego nauczyc - wlasnie dla kanarkow - poniewaz moja hodowla juz jest spora, a na weta wydalam juz za duzo i niepotrzebnie (2x zle dawkowal + wyraznie nie lubi hodowcow, woli zwierzaki-pupilki, bo opiekunowie nie zadaja tylu pytan i chetnie placa za high-tech badania).  Dodatkowo uwazam, ze po paru latach hodowli wiemy, kiedy ptak jest nieuleczalnie chory - i nie ma co czekac, az bedzie tak cierpial, ze wet sie zgodzi na eutanazje bez pytan.

Innymi slowy:  najpierw trzeba zamroczyc, potem glowe uciac.  (Wiem - brzmi okropnie. Ale czytaj dalej...)

Ukrecanie glowy samo w sobie nie jest humanitarne.  Nie spotkalam sie z zadnym opisem takiej praktyki (szukalam oczywiscie na "ornung-muss-sein" niemieckich stronach)  Znamy rowniez budowe ptaka, jego szyja jest dluzsza niz sie wydaje, jest gietka i nie moznajej po prostu "przekrecic".  Ktos bez zrozumienia tej budowy moze po prostu bolesnie skrzywdzic ptaka i przedluzac jego cierpienie.   

O eterze slyszalam tylko z polskiej strony...  Nie mam pojecia, skad ludzie eter dostaja ot tak do rak.   Szok  Moze to i dziala, ale samo posiadanie i uzywanie eteru wydaje mi sie karalne.   Z politowaniem
Zapisane


Strony: [1]   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Zdjęcie miesiąca

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2018, Simple Machines
Kanarki - Wortal Jacky & Mark
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!