|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #135 : Kwietnia 28, 2009, 11:41:52 » |
|
Niestety oliwkowa samiczka nie pozwoliła mi zajrzeć dzisiaj rano do gniazdka, więc nie wiem, czy rozpoczęło się u niej klucie piskląt. Ale sam fakt, że nie chciała zejść z gniazdka przemawia raczej za kluciem...
Oczywiście nie wytrzymałem i prześwietliłem jajka w obu gniazdach samiczek z lęgówek nr. 3 i 4. Z jedenastu zniesionych jajeczek (5 + 6) dziesiątka wydaje się być zalężona, po pięć jajek w każdym gniazdku. Tylko jedno jajko w lęgówce nr. 4 jest czyste i to nie jajko końcowe, ale pierwsze! Nie mam co do tego wątpliwości, bo chociaż jajeczek nie oznaczałem, to pierwsze było największe i tym samym łatwe do odróżnienia, natomiast jajko końcowe ma bardziej intensywną barwę i jest zalężone... Tak więc jak wszystko przebiegnie bez niespodzianek, ten lęg będzie rzeczywiście najliczniejszy, tak jak sobie tego życzyłem.
Samczyk-opiekun ósemki kanarcząt z fruwalki wrócił do swojej partnerki w lęgówce nr. 4. Zdecydowałem się na to posunięcie, bo ptak karmił młode kanarki już bardzo rzadko, ale za to intensywnie odganiał je od kamionkowych miseczek z pokarmem, przez co dochodziło do nieustannych awantur. Trochę boję się o niewidzącego na lewe oczko małego kanarka, którego samczyk karmił najintensywniej, ale nie miałem raczej innego wyboru, a poza tym ptaszek musi w końcu nauczyć się samodzielnego odnajdywania jedzenia, co zresztą przychodzi mu coraz łatwiej... Zaraz po zabraniu z fruwalki samczyka, młode kanarki obsiadły pełne miseczki i bardzo ochoczo zabrały się za jedzenie... Kaleka siedział przez chwilę na żerdce, ale potem również sfrunął na podłogę i podreptał do reszty. Myślę, że jakoś da sobie radę...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 12, 2009, 01:25:42 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #136 : Kwietnia 30, 2009, 10:22:10 » |
|
Cztery nowo wyklute pisklęta oliwkowej samiczki z lęgówki nr. 5 rozwijają się bezproblemowo. Wszystkie podnoszą pięknie główki i proszą o pokarm, a to jest w tej chwili najważniejsze. Od wczoraj karmi je także ojciec, chociaż przeważnie robi to matka, która bardzo rzadko schodzi z gniazdka. Cieszę się z tak licznego lęgu, bo większość piskląt tej samiczki nie zdradza śladów szekowatości, ale za to prawie wszystkie ptaszki mają niesamowicie szeroką i mocno zarysowaną melaninę. Aż szkoda, że jest to jej ostatni lęg... Ponieważ ptaszek tak dobrze się u mnie sprawdził, pozostawię go sobie na następny sezon i niemalże na pewno skojarzę z samczykiem od Fabio Perriego. Również jego ptaki odznaczają się przepiękną szeroką melaniną, więc potomstwo będzie wspaniałe... Podobnie jak to było przy poprzednich lęgach, zmuszony zostałem porozdzielać siatkowymi przegrodami parki w lęgówkach nr. 3 i 4. Szczególnie w trzeciej klatce co chwilę wybuchały takie gonitwy i bójki, że zacząłem się poważnie obawiać o jajeczka. Zupełnie nie rozumiem skąd bierze się ta wzajemna wrogość i bezwzględne zwalczanie się; obie parki bardzo zgodnie wychowały już całe mnóstwo piskląt, a w okresie wysiadywania dochodzi do takich dziwnych antypatii... No cóż, w tej chwili najważniejsze jest bezstresowe wysiadywanie, więc połączę ptaki dopiero po wykluciu się piskląt. Przy okazji dokonałem drugiej kontroli obu gniazd i z przykrością stwierdziłem obumarcie jednego z zalężonych jajeczek w lęgówce nr. 4. Pozostałe cztery embriony rozwijają się prawidłowo, a w lęgówce nr. 3 wszystkie pięć jajeczek jest ok., więc dalej jest się z czego cieszyć... Dwudziestosiedmiodniowe pisklęta w fruwalce korzystają już z zewnętrznych karmidełek oraz gaszą pragnienie w poidełku. Także ślepe na jedno oczko pisklę, którego fotkę zamieszczam poniżej, radzi sobie coraz lepiej. Ptaszek nie nawołuje już dorosłego opiekuna, ale pożywia się samodzielnie. Szczególnie przypadły mu do gustu miękkie kiełki i świeży ogórek, coraz lepiej radzi sobie też z poruszaniem się po klatce, co przy jednym oczku wcale nie jest takie proste. Niestety nie udało mi się dotąd z cała pewnością stwierdzić, czy ptaszek wykluł się już ślepy, czy też stracił oko przez zbyt agresywnego rodzica... Może doszło do tragedii podczas jakiejś zaciekłej gonitwy dorosłych ptaków, które przekłuły malcowi oczko pazurkiem... Ciągle jeszcze wydaje mi się, że podczas regularnych kontroli gniazda wszystko było w porządku i nie jest to ślepota wrodzona. Być może wizyta u weta pozwoli ostatecznie rozwiązać zagadkę...  Ptaki mają tak rozstawione oczka, że potrafią patrzeć praktycznie dookoła głowy; tylko niewielki kąt – jakieś 10 – 15° za główką – nie jest obejmowany wzrokiem, ale poprzez zupełnie nieznaczne skręcenie główki ptak likwiduje ten „martwy kąt”, a że dzieje się to bardzo szybko, można bez przesady powiedzieć, że obejmuje on wzrokiem wszystko, co dzieje się dookoła jego główki. Jeśli uświadomimy sobie dodatkowo, że ptak może jednocześnie odbierać i błyskawicznie analizować różne obrazy postrzegane z obu stron główki, a rozstawienie oczu gwarantuje mu przestrzenne widzenie przedmiotów znajdujących się z przodu, to łatwo można sobie wyobrazić jak wielkim utrudnieniem jest posiadanie tylko jednego oka... Mój półślepy maluch nie tylko nie jest w stanie prawidłowo „obliczyć” dystansu przy skoku na sąsiednią żerdkę, ale z powodu zaciemnienia połowy pola widzenia, musi nieustannie kręcić główką, aby choćby częściowo objąć wzrokiem swoje otoczenie... Wyobrażam sobie, że jest to szalenie męczące... żyjąc w naturze taki na wpół ślepy ptak nie ma szans przeżycia, bo stałby się bardzo łatwą zdobyczą skradających się wrogów, ale akurat kanarek może z takim kalectwem dożyć „póŹnej starości”, jeśli tylko zapamięta przestrzenne właściwości klatki czy woliery i nauczy się po niej bez problemów poruszać... Nie musi zdobywać jedzenia, a naturalnych wrogów wokół siebie nie ma... Od poniedziałku zaczynam dwutygodniowy urlop, ale już jutro „uczczę” 1-szo majowe święto rozstawieniem drugiej wolierki i przekwaterowanie do niej części mojej kanarczej młodzieży. Mam nadzieję, że cała operacja, poprzedzona gruntownym sprzątnięciem całego pokoju, odbędzie się w miarę sprawnie i bez przykrych niespodzianek. Już w sobotę powinienem zamieścić pierwsze zdjęcia... Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 30, 2009, 10:27:19 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #137 : Maja 02, 2009, 12:05:17 » |
|
Korzystając z przepięknej pogody, zaraz z rana wybrałem się do parku. żona prosiła mnie, abym przyniósł parę gałązek bzu, ale ja oczywiście nie zapomiałem również o kanarkach:) W parku było po prostu przecudnie! Słowiki, kosy i sikorki wyśpiewywały swoje poranne pieśni, słońce powoli przedzierało się przez gęste już listowie drzew i krzewów, a trawa pokryta była rosą... Ponieważ zabrałem ze sobą aparat fotoraficzny, pozwalam sobie wkleić w tym miejscu kilka fotek...  Do domu wróciłem dopiero po godzinie. Po ułożeniu bukietów z bzu, zabrałem się za obróbkę "przytachanego" do domu zielska. Przebrałem i posortowałem łodyżki, po czym powiązałem wszystko w odpowiednie pęczki i dokładnie spłukałem pod bieżącą wodą. Gotwowe kanarcze porzysmaki odstawiłem na balkonie do przeschnięcia.  Tym razem niedojrzałe nasionka traw i pastuszki dostały wszystkie moje kanarki, także rodzice w lęgówkach. Ptaki obsiadły zielsko natychmiast i przez dobrą godzinę w pokoju kanarkowym zapanowała kompletna cisza... Jest tak zawsze po podaniu zielska; od czasu do czasu słychać tylko skrzek jakichś drobnych przepychanek, ale poza tym panuje absolutny spokój... Oczywiście kanarcza młodzież w wolierce dostała kilka pęczków, żeby nie było kłótni, ale i tak do tego głównego na półeczce natychmiast ustawiła się kolejka...  Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 06, 2009, 08:31:09 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #138 : Maja 06, 2009, 08:10:56 » |
|
Mój internetowy provider wiedział chyba, że będę miał sporo pracy przy kanarkach, więc zablokował mi dojście do sieci:) Oczywiście to tylko żart, ale rzeczywiście od niedzielnego wieczora do dzisiejszego ranka, nie miałem dostępu do internetu, więc w poniedziałek posprzątałem pokój kanarkowy, a wczoraj przywiozłem z piwnicy i poskładałem drewnianą wolierę i trzecią fruwalkę dla wystudzanych samiczek. Co prawda fruwalka będzie potrzebna dopiero za tydzień, ale tak sobie pomyślalem, że można przytachać ją do mieszkania już teraz, przy okazji rozgardiaszu z gruntownym sprzątaniem i montowaniem wolierki. Ustawiłem więc ją na metalowej wolierce, czystą i gotową do przyjęcia zmęczonych trudami lęgów samiczek. Jako pierwsza powędruje do niej oliwkowa samiczka z lęgówki nr. 5, której pisklęta mają obecnie 6 dni, a której fotkę przy karmieniu piskląt zamieszczam poniżej.  Pokój kanarkowy prezentuje się doskonale. Z wszystkimi klatkami i wolierkami jest miejsce na 60 – 70 ptaków. Rozmieszczanie kanarczej młodzieży przebiegać będzie zgodnie z ustalonym planem, dopiero po wypierzeniu się młodych kanarków i podziale lęgówek na 16 boksów treningowych będę musiał dokonać następnych „przetasowań”, ale to dopiero gdzieś na początku września...  W dużej drewnianej wolierce zamieszkały już pierwsze „podloty“, czyli miesięczne kanarki z klatek nr. 3 i 4, wraz z ptaszkiem ślepym na jedno oczko... To właśnie o niego bałem się najbardziej, sądząc, że się pogubi w tak dużej klacie, ale maluch, podobnie jak jego rodzeństwo i kuzyni, dość szybko przystosował sie do nowych warunków. Korzystając z faktu, że ptaszki nie są jeszcze tak płochliwe, zrobiłem kilka zdjęć. Przynajmniej trójka ptaków z tej ósemki jest wyjątkowo ładna; już teraz, mimo „przejściowego“ upierzenia, ptaki mają wspaniałą, szeroką i bardzo ciemną melaninę rysunku i nienaganną sylwetkę. Mam nadzieję, że po wypierzeniu się będą wyglądały jeszcze ładniej.  Osiem kanarcząt w wolierce o wymiarach 1,10 x 0,70 x 1,60 m musi się co prawda „szukać“, ale już wkrótce przybędą 21-dniowe obecnie kanarczęta weteranki, a potem dziewiątka piskląt z klatek nr. 3 i 4, naturalnie jeśli wszystkie się wyklują... Razem byłoby wtedy 21 kanarków, ale weterankę czeka jeszcze jeden, trzeci i ostatni lęg, więc docelowo w tej wolierce kanarków może być trochę więcej. A´propos weteranki... Także i w tym lęgu ptaszek dzielnie wychowuje czwórkę piskląt, zupełnie nie zdradzając ochoty na nowe gniazdo. Ptaszki powoli próbują pożywiać się same. Idzie im to jeszcze dość opornie, więc mama dokarmia je nieustannie czym tylko może. Oczywiście w ogóle nie interesują jej ich piórka, a to jest bodajże najważniejsze... Jej pratner wydziera się w klatce u góry przez cały dzień, ale weteranka wcale się tym nie przejmuje, ani nie przykuca, ani nie nawołuje samczyka, jakby wiedziała, że będzie jeszcze kilka dni potrzebna kanarczętom.  Natomiast druga z kanarczych mam, oliwkowa samiczka z lęgówki nr. 1 zaczęła w niedzielę „kręcić młynki“, akurat w dniu wyfruwu z gniazdka jej dwójki piskląt. Chociaż i ta samiczka nie podskubuje piskląt, na wszelki wypadek zawiesiłem jej drugie gniazdko i podałem nieco budulca, a ptaszek natychmiast rozpoczął budowę trzeciego gniazdka. Wczorajszego popołudnia dopuściłem do niej samczyka i ptaki odbyły kilka prawidłowych kopulacji, po czym samiczka próbowała samczyka przepędzić, prawdopodobnie z obawy o dwoje piskląt. Oczywiście zaraz zabrałem go z klatki, a samiczka, jakby się nic nie stało, zajęła się karmieniem dwójki dzieci, które podczas pobytu samczyka czmychnęły z powrotem do gniazdka. Tym razem zainteresowanie trzecim lęgiem przyszło o kilka bardzo istotnych dni póŹniej; myślę, że dopiero gdzieś za dwa dni rozpocznie się składanie jaj, a to oznacza, że wysiadywanie samiczka rozpocznie nie wcześniej niż za tydzień, a do tego czasu bez problemu wprowadzi swoją dwójkę w całkowitą samodzielność...  Zmieniłem decyzję i pozwoliłem jednak na czwarty lęg nieintensywnej samiczce od Fabio Perriego, która jak dotychczas miała tylko jedno pisklę. Ptaszek bardzo intensywnie domagał się lęgu, a ponieważ pierwszego (z karłowatym jajeczkiem) praktycznie nie było, jestem pewny, że to ostatnie wysiadywanie samiczki zbytnio nie obciąży... Piskląt się raczej nie spodziewam, bo po trzech nieudanych lęgach i regularnym obumieraniu większości zarodków, także i tym razem wszystko odbędzie się prawdpodobnie tak samo... Dzisiaj ptaszek zniósł czwarte jajko i rozpoczął intensywne wysiadywanie; więc jutro oddam samiczce oryginały...  Jak już wspomniałem, w lęgówce nr. 4 dzisiaj rozpoczyna się klucie; natomiast w piątek przyjdą na świat pisklęta w klatce nr. 3. Obie parki harmonizują doskonale, czupurna parka z trójki uspokoiła się, a samczyk zastępuję nawet partnerkę regularnie w wysiadywaniu pięciu jajek. Podobnie zachowuje się samczyk z czwórki, ale trochę mniej pilnie, niż jego sąsiad z dołu... Ten za to nieustannie rozpieszcza swoją partnerkę dokarmianiem... Cieszy mnie ta sytuacja, bo obie samiczki jako następne trafią na początku trzeciej dekady maja do fruwalki na wystudzenie, a pisklętami będą musiały zająć się samczyki...  Oliwkowe kanarki z dolnej fruwalki wyrosły na bardzo ładne ptaki; różnica wieku zatarła się już zupełnie – wszystkie ptaki zachowują się tak samo... Prawdopodobnie już wkrótce dotrze do nich dwójka oliwkowych z metalowej wolierki, bo pierwszolęgowe ptaszki zaczną się już niedługo pierzyć i nie chciałbym je trzymać razem z kanarkami czerwonymi, ze względu na podawany barwnik. Tak więc wszystkie oliwkowe kanarki zajmą obie dolne fruwalki i będą dostawały pokarm białkowy z luteiną, podczas gdy czerwono-czarne spędzą pierzenie się (i dobarwianie kantaksantyną) w dwóch wolierkach...  Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 06, 2009, 08:32:04 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #139 : Maja 07, 2009, 08:31:40 » |
|
Niestety w gniazdku parki z lęgówki nr. 4 wykluło się tylko troje piskląt... Chociaż obumieranie zarodków, czy – jak w tym przypadku – ukształtowanych już całkowicie piskląt należy do hodowlanej codzienności, to jednak gdy pisklę z jakichś niewyjaśnionych przyczyn umiera tuż, tuż przed wykluciem, sprawa jest bardzo bolesna...
Około siódmej rano, widząc, że w gniazdku, obok trójki piskląt leży jeszcze jajko, wyjąłem je, aby przyjrzeć się mu z bliska. W trakcie obracania go w palcach zupełnie dla mnie niespodziewanie nacięta wokoło „czapeczka“ skorupki pękła, a gdy ją ostrożnie zdjąłem, moim oczom ukazał się zwinięty w kłębuszek, całkowicie rozwinięty już, ale niestety nieżywy pisklak. Biedak zdołał zatem przepiłować skorupkę, ale prawdopodobnie nie miał już sił doprowadzić do jej pęknięcia. Nie zaglądałem wczoraj do gniazdka, aby nie niepokoić niepotrzebnie bardzo uparcie siedzącej na muldzie samiczki i dopiero dzisiaj rano, gdy ptaszek się pożywiał skontrolowałem wynik lęgu... Dramat musiał zatem rozegrać się w najniekorzystniejszej dla klucia porze, a mianowicie w nocy, bo poza tym jajkiem w gniazdku nie było żadnych skorupek, więc pozostałe pisklęta prawdopodobnie wykluły się już dużo wcześniej... Być może jajeczko leżało niekorzystnie pod śpiącą samiczką i słabiutkie przecież pisklę nie było w stanie doprowadzić do pęknięcia przeciętej już skorupki, być może akurat skorupka tego jajka była wyjątkowo gruba – nie wiem...
Robię sobie wyrzuty, że nie skontrolowałem wczoraj wieczorem tego gniazda, chociaż prawdopodobnie i tak nic bym nie zrobił, widząc wyraŹne nacięcia. Z zasady bowiem staram się nie pomagać przy kluciu, wychodząc z założenia, że ten akt jest pierwszą bardzo ważną próbą witalności pisklęcia i że powinno ono poradzić sobie z tym samo. Poza tym, wszelkie manipulacje przy klującym się pisklęciu (a do nacięcia trzeba by użyć czegoś ostrego, np. czubka nożyka) mogą bardzo łatwo doprowadzić do zranienia ściśle przylegającego do skorupki pisklęcia, więc lepiej takich „operacji“ nie próbować... Oczywiście wszystko to jest słuszne, ale kiedy przeżywa się coś takiego jak to poranne odpadnięcie „czapeczki“, człowiek mimo wszystko robi sobie wyrzuty, że być może jednak należało jakoś pomóc...
No cóż, szkoda ptaszka, tym bardziej, że właśnie od tej parki jak dotychczas doczekałem się wyjątkowo ładnych ptaków... Kilka z jej przychówku widać na wczorajszych fotkach, to te z białymi obrączkami zaciskowymi na lewych nóżkach...
Jutro klucie pięciu piskląt w gniazdku nr. 3. Dzisiaj rano parka zupełnie niespodziewanie ponownie rozpoczęla zaciekłe kłótnie i walki, więc musiałem ptaki rozdzielić. Chyba pozostawię przegrodę aż do weekendu, żeby pisklęta miały spokojne klucie i zostały przynajmniej kilka razy dobrze nakarmione. Wszelki niepokój w tej fazie może skończyć się jeszcze większą tragedią...
Samiczka w lęgówce nr. 2 zniosła przed godziną piąte, turkusowe, nieco większe od pozostałych jajko końcowe i otrzymała do wygrzewania pozostałe cztery... Termin ewentualnego klucia przypadnie zatem 20-go maja.
Oliwkowa samiczka z lęgówki nr. 1 przesiaduje na gotowym już gniazdku, tylko sporadycznie schodząc zeń, dla nakarmienia dwójki piskląt. Te z kolei, jakby wiedziały, że mama już niedługo będzie miała dla nich o wiele mniej czasu, bardzo dzielnie zwiedzają klatkę, próbując nawet potraw z kamionkowych miseczek. Myślę, że gdzieś najpóŹniej w niedzielę ptaszki zaczną odżywiać się same i będzie je można przenieść do czekającej na nie, pustej wysprzątanej fruwalki. Oczywiście nie będę się z przeprowadzką spieszył; akurat ta samiczka bardzo sumiennie wypełnia swoje obowiązki nawet w okresie znoszenia kolejnych jajek, schodząc z gniazdka przy najmniejszym, proszącym popiskiwaniu piskląt. Tak było poprzednim razem i tak będzie prawdopodobnie i teraz, więc ptaszki będą mogły zostać w lęgówce aż do samodzielności...
Także czwórka piskląt weteranki rozwija się bardzo szybko; ptaszki myszkują po całej lęgówce, a to jest zwykle początek samodzielnego jedzenia. Weteranka dalej nie zdradza żadnego zainteresowania trzecim lęgiem, więc akurat w tej klatce problemów raczej nie będzie...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 10, 2009, 11:38:18 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #140 : Maja 10, 2009, 09:46:24 » |
|
Zgodnie z harmonogramem, w piątek rozpoczęło się klucie w gniazdku lęgówki nr. 3. Niestety, także i tutaj nie odbyło się ono bezproblemowo.
Jak już niejednokrotnie wspominałem, parka w tej klatce bardzo często się kłóci; po dokładniejszych obserwacjach doszedłem do wniosku, że wina leży po stronie samiczki. Otóż ptak ten ma – powiedziałbym – lekko „wypaczony” instynkt obrony gniazdka i praktycznie od momentu składania jajek, regularnie każdego ranka wszczyna brudy. Natychmiast po sfrunięciu z gniazdka, niezwykle zaciekle atakuje samczyka, który na początku umyka, ale po pewnym czasie odpowiada atakiem, a potem robi się taki harmider, że z klatki sypią się pióra i piasek z podłogi... Zwykle rozdzielam wtedy parkę, co nie jest jednak zbyt praktyczne, bo przedział z gniazdkiem ma tylko jedno karmidełko zewnętrzne, więc reszta bogatego w okresie wychowu piskląt menu musi być podawana samiczce w innych naczyniach typu kamionkowe miseczki na podłodze, czy zawieszane na siatce przegrody wewnętrzne pojemniczki i karmidełka. O podaniu zieleniny czy innych warzyw nie ma nawet mowy... Sytuacja jest dodatkowo "wredna", bo akurat samczyk tej parki niezwykle troskliwie opiekuje się pisklętami, karmi je od samego wyklucia, siada na nich podczas nieobecności partnerki, czyści gniazdko, poprawia je – słowem zachowuje się nienagannie. Jeśli wśród ptaków istnieje coś na wzór naszej ludzkiej zazdrości, to być może ona jest tą „kością niezgody“, a samiczka zwalcza samczyka właśnie za tą jego, denerwującą ją nadtroskliwość...
Jakie by jednak nie były przyczyny tego zachowania, jedno jest pewne, a mianowicie, że – jak to bywa także wśród nas ludzi – na tej niezgodzie najbardziej tracą... dzieci. Samiczka, która z rana, zamiast nakarmić pisklęta, zajmuje się walkami z samcem, automatycznie dyskwalifikuje się jako kanarcza matka. Co gorsza, kiedy rozdzielę ptaki stałą przegrodą, przez którą nie mają one kontaktu wzrokowego, to właśnie samiczka histeryzuje najbardziej! Schodzi z gniazdka i tak „lamentuje“ za utratą partnera, że pisklęta dalej pozostają „głodne i chłodne”... Podobnie zachowuje się też samczyk, ale u niego jest to raczej tęskonta za pisklętami, bo zwykle po kilkunastu minutach takiej rozłąki, zaczyna „karmić“ oczko drzwiczek zapadkowych swojego przedziału, upychając w nie pokarm zwracany z wola...
Rozdzielenie parki, zwłaszcza teraz w czasie trawania trzeciego, ostatniego lęgu byłoby też niekorzystne ze względu na mające wkrótce nastąpić wystudzanie samiczki, w czasie którego pisklętami (ok. 10-12 dniowymi) musi zająć się samczyk. Póki mam urlop i jestem w stanie zapobiegać kłótniom, wszystko jakoś się układa, ale kiedy nie ma mnie w domu, sprawy ponownie mogą skończyć się tragicznie; to w gniazdku tej właśnie parki, padło w drugim lęgu ich piąte pisklę...
Ale wróćmy może do piątkowego klucia... Jak to zwykle bywa, od jego rozpoczęcia, gdzieś ok. godziny 10-tej, samiczka przestała sfruwać z gniazdka. Ponieważ ciągle podnosiła się na nim, zaglądała doń i coś tam z niego wyjadała, wiedziałem, że wykluło się już przynajmniej jedno z jej piskląt. Osobiście mam zwyczaj nie przeszkadzania ptakom w tej fazie lęgów i gniazdo kontroluję tylko wtedy, gdy samiczka dobrowolinie zeń sfrunie, a to może się niestety, przeciągać... Samiczki, w których gniazdkach klują się pisklęta schodzą zeń rzadko i przeważnie wtedy, gdy „powietrze jest czyste“, czyli nie ma w pobliżu ludzkiego opiekuna. Wiedząc o tym, także w piątek przygotowany byłem na dość długie czekanie... Ponieważ nie siedzę w pokoju kanarkowym bez przerwy, dopiero ok. godziny 17-stej, udało mi się wykorzystać moment nieobecności samiczki i zajrzeć do gniazdka. Leżały w nim pozwijane nowowyklute pisklęta i jedno jajko. Oczywiście zawsze w takiej sytuacji ostrożnie „mieszam“ palcem w gniazdku, aby policzyć pisklęta. I oto z przerażeniem doliczyłem się ich tylko troje, chociaż jajek było pięć! Natychmiast spenetrowałem wzrokiem dno klatki i dostrzegłem czwarte pisklę, na piasku, nieopodal gniazdka! Leżało ono zupełnie nieruchomo, więc sądziłem, że już nie żyje. Otworzyłem drzwiczki i wyjąłem je z klatki. Dopiero teraz, trzymając biedaka na dłoni, zauważylem, że się jednak rusza. Czynił to bardzo słabo i „w zwolnionym tempie“, co wskazywało na kompletne wyziębienie... Zacząłem więc chuchać na biedaka, żeby chociaż trochę go rozgrzać, a potem bardzo ostrożnie włożyłem go ponowinie do gniazdka. Samiczka usiadła na nim natychmiast po zamknięciu drzwiczek klateczki gniazdkowej, więc sprawa dogrzania „wyrzutka“ została póki co pozytywnie załatwiona.
Oczywiście dość intensywnie zastanawiałem się, co mogło być przyczyną tego wydarzenia. W rachubę wchodziły jedynie dwie możliwości: albo pisklę zostało wyniesione z gniazdka wraz z połowką skorupki, albo między ptakami znowu doszło do jakichś przepychanek na gniazdku i przy okazji szamotaniny, jedno z rodziców „wykopało“ pisklaka na zewnątrz... Jakby na potwierdzenie drugiej tezy, już po kilkunastu sekundach samiczka sfrunęla z gniazdka i ponownie ostro zaatakowała samczyka... Natychmiast rozdzieliłem ptaki, ale zadziorna samiczka, zamiast wrócić na wyziębione pisklę i jego rodzeństwo, próbowała sforsować siatkę, z wściekłością rozstawiając skrzydła. „Popędziłem jej kota“, czyli postraszyłem nieco z zewnątrz, żeby zapomiała o samczyku i wróciła na gniazdko... To poskutkowało natychmiast, ale nie rozwiązało sprawy na dłuższą metę, bo rozłoszczony ptak ciągle na nowo sfruwał z gniazda i atakował siatkę. Kiedy zamieniłem ją na stałą przegrodzę, wyrodna matka również zeszła z gniazda i miotała się po przedziale „rozpaczając“ w niebo głosy za utraconym samczkiem. Byłem bezradny... Nie pozostało mi nic innego, jak usiąść obok segmentu i ciągle na nowo „dbać o spokój“...
Mniej więcej ok. 18.30 wykluło się piąte pisklę, bo samiczka wyniosła w dziobie połowę skorupki. Oczywiście moja tak bliska obecność przy klatce gwarantowała „zawieszenie broni”, ale niepokoiła samiczkę, która tylko sporadzycznie przyjmowała jakieś potrawy, a jeszcze rzadziej karmiła pisklęta... A skoro tylko oddalałem się od klatek, ptak natychmiast wszczynał kłótnię... W takiej sytuacji odchowanie pięciorga piskląt wydawało mi się absolutnie niemożliwe...
I wtedy to przyszła mi do głowy myśł, że można przecież zamienić pisklęta, czyli klateczkę gniazdkową z trójką trzydniowych piskląt z lęgówki nr. 4 zawiesić na drzwiczkach niezgodnej parki, a piątkę ich nowowyklutych piskląt oddać pod opiekę ich sąsiadom „z góry“.
W tym miejscu muszę wyjaśnić, że parka z lęgówki nr. 4 niezwykle zgodnie opiekuje się pisklętami; samiczka praktycznie nie schodzi z gniazdka, a pokarm donosi jej niestrudzony samczyk, który „zmusza“ ją wręcz do jego bardzo częstego przyjmowania... Naturalnie samiczka natychmiast skarmia pokarm pisklętom, czyści gniazdko i rozsiada się na nim ponownie...
Zamiana piskląt miała więc sens, bo piątka piskląt, wraz z nowowwyklutym i tym wyziębionym „wyrzutkiem“, otrzymalaby wreszcie rozsądną i właściwą opiekę; ciepło wytrwale siedzącej na gniazdku samiczki i dostateczną ilość podwójnie przetrawionego pokarmu, donoszonego przez samczyka...
Cała, bardzo szybko przeprowadzona "operacja" nie wzbudziła żadnego podejrzenia; „objętościowo“ troje trzydniowych piskląt zajmuje tyle samo miejsca, co piątka nowowyklutych, więc parka w lęgówce nr. 4 natychmiast troskliwie zaopiekowała się nieco liczniejszym „przychówkiem“...
Wczoraj rano sprawdziłem kondycję piskląt i ku mojej wielkiej radości zaraz po dotknięciu klateczki gniazdkowej, w górę poszybowało pięć rozwartych małych dziobków... Także trójka piskląt u „histeryczki” zareagowała prośbą o nakarmienie, więc zamiana sprawdziła się doskonale!
Prawdopodbnie jeszcze cały dzisiejszy dzień spędzę na „godzeniu“ kłótliwej parki, ale dobrze wykarmione, starsze pisklęta bardzo intensywnie domagają się karmienia i parka ma coraz mniej czasu na bijatyki, więc mam nadzieję, że już wkrótce wszystko się jakoś unormuje... Jedno jest pewne, impulsywna samiczka opuści klatkę lęgową tak szybko, jak tylko będzie to możliwe i już do niej nie powróci... Jej partner na 100 % sam sobie poradzi z wychowaniem trojga piskląt... sąsiada:)
* * *
Oliwkowa samiczka od dwójki piskląt znosi jajeczka i karmi młode. Dzisiaj pojawiło się w gniazdku trzecie jajko, więc dość dzielnie poczynające już sobie 23-dniowe pisklaki mają jeszcze dwa dni czasu na ostateczne nauczenie się samodzielnego jedzenia i wraz ze sporadycznie tylko dokarmianym pisklętami weteranki, najpóŹniej we wtorek powędrują do pustej fruwalki...
Druga z oliwkowych samiczek zaczyna powoli zdradzać przedlęgowy niepokój i prawdopodobnie jutro przekwatweruję ją do „klatki-wystudzalki” na zasłużony, polęgowy wypoczynek...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 13, 2009, 06:21:41 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #141 : Maja 12, 2009, 10:42:00 » |
|
Pierwsza z oliwkowych samiczek, ta od dwójki 24-dniowych piskląt, zniosła piąte jajeczko i od dzisiaj siedzi na oryginałach. Niestety, dziatwę trzeba było z klatki usunąć, bo ptaszki zrobiły się zbyt bezczelne... Nie tylko obskakiwały gniazdko, zabrudzały odchodami atrapy, ale nawet gdy samiczka siedziała na muldzie, wskakiwały na jej brzeg i... podskubywały siedzącą w niej mamę! Jak więc widać, czasem także pisklęta skubią rodziców:) Oczywiście to „skubanie“ nie polegało na wyrywaniu piórek, ale był to raczej rodzaj zabawy, która podobała się tylko maluchom, bo samiczce to skubanie jednak dość istotnie przeszkadzało. Biedaczka cały czas kręciła się na gniazdku i próbowała uniknąć natrętnych dziobków... Dziwne, że nie wpadła na pomysł skarcenia maluchów; widocznie nie lubi przemocy  ... Nie pozostało mi więc nic innego, jak przeprowadzić maluchy do fruwalki. Mimo iż mają one dopiero 24 dni, radzą sobie z samodzielnością bardzo dobrze – o wiele lepiej niż o trzy dni starsze, ale rozpieszczane nieustannym dokarmianiem pisklęta weteranki... Oliwkowa samiczka w miarę składania kolejnych jajek, coraz rzadziej dokarmiała własne maluchy, które w ten sposób o wiele szybciej zainteresowały się „poszukiwaniem“ pożywienia i już w 22 dniu „odkryły“ kamionkowe miseczki na podłodze lęgówki wypełnione kiełkami i pokarmem białkowym. Weteranka natomiast „rozbestwiła“ swoją czwórke, regularnym dokarmianiem, więc jej dziatwa jest bardziej leniwa i o wiele mniej „obrotna“. Ponieważ chciałbym weterance dać kilka dni odpoczynku przed trzecim lęgiem, postanowiłem także jej dzieci przekwaterować do fruwalki. Pomyślałem sobie, że od „oliwkowych“ nauczą się szybciej samodzielnego jedzania i już wkrótce dadzą sobie radę bez mamy. Niestety kanarczęta rozsiadły się na żerdkach i czekały na karmienie, popiskując prosząco jedno przez drugie. Nie było rady, musiałem wpuścić do fruwalki ich mamę i chyba pozostawię ją tam aż do jutra... Korzystając z przeprowadzki, gruntownie wymyłem i odkaziłem zwolnioną lęgówkę; zdiąłem nawet kratkowy przód i wyszorowałem go pod gorącą wodą z resztek kanarczych kupek pod drzwiczkami na klateczki gniazdkowe, a także z pozostałóści przyschniętego, wtykanego między kratki jedzenia. Po wymszorowaniu żerdek i wnętrza klatki, spryskałem ją jeszcze dodatkowo środkiem bakterio- i grzybobójczym („Barriera“, włoskiej firmy Pineta). Takie odkażenie klatek przed kolejnym lęgiem stosuję każdorazowo, bo chociaż kosztuje to trochę pracy, mam potem czyste sumienie, że lęgówka jest znowu w miarę „sterylna“... Kanarczęta w obszernej fruwalce zadomowiły się prawie natychmiast. Oliwkowe, nie poznając czerwonej weteranki, nawet nie prosiły o jedzenie, a czerwono-czarne maluchy rzeczywiście szybko poszły za ich przykładem i zaczęły pożywiać się same z miseczek na podłodze. Weteranka dokarmia je jednakże dość często, chociaż młode ptaszki, o dziwo, coraz mniej o to proszą! Poniżej zamieszczam zdjęcie fruwalkowego towarzystwa:  Druga z oliwkowych samiczek, mimo iż jej pisklęta ukończyły dwa tygodnie, nieustannie przesiadywała obok nich na gniazdku, a wczoraj rano przyłapałem ją nawet na charakterystycznym „wcieraniu się“ w muldę, jak przy formowaniu gniazdka. Ten widok przesądził o jej natychmiastowej izolacji w „fruwalce-wystudzarce“, w której ptaszek miota się teraz niemożliwie, ale w której pozostanie już aż do czasu pierzenia się. W pierwszych tygodniach izolacji samiczka będzie dostawała jedynie ziarno, wodę i nieco zielonek – nic więcej. Dopiero po rozpoczętym pierzeniu się dieta zostanie wzbogacona.  Na szczęście samczyk natychmiast przejął opiekę nad czwórką piskląt, karmi je bardzo dobrze i sprawiedliwie, a ponieważ mają one coraz większy apetyt, ich ojciec nie ma zbyt wiele czasu na „tęsknotę“ i odpowiadanie na rozpaczliwe nawoływania samiczki, przez co ta z kolei, powoli się wycisza... Dzisiaj rano zaborączkowałem też trójkę piskląt w lęgówce nr. 3. Ptaszki są dobrze karmione i – zgodnie z moimi przypuszczeniami – w miarę ich wzrastania, parka koncentruje się na karmieniu, a nie na gonitwach i bójkach. Samiczka spędzi w lęgówce jeszcze najwyżej jeden tydzień, po czym dołączy do oliwkowej w „wystudzarce“. Natomiast piątka jej piskląt pod opieką „sąsiadów z góry“ rośnie bardzo szybko i wielkością już prawie nie ustępuje starszym o dwa dni kuzynom. Wszystkie ptaszki są przy tym tak samo rozwinięte, co świadczy o prawidłowym karmieniu. Cieszę się z tego powodu, bo ich rodzice nie sprawdzali się przy dwóch poprzednich lęgach tak dobrze, więc sobotnia zamiana piskląt była z wszechmiar słuszna. Kanarcza młodzież w metalowej wolierce powoli wchodzi w okres wymiany piór. Aż mnie to trochę dziwi, bo zwykle ptaki pierwszego, lutowego lęgu rozpoczynają pierzenie dopiero z końcem maja lub na początku czerwca; faktem jest, że przy sprzątaniu odnajduję wokół woliery coraz więcej piórek, a niektóre z ptaszków zaczynają „czerwienić się“ na ramionkach i piersiach, co jednoznacznie wskazuje na rozpoczęte pierzenie. Tym razem spróbuję moje ptaki dobarwiać jedynie barwionym pokarmem białkowym, a nie poprzez wodę do picia; jak widzę pokarm jedzą chętnie wszystkie kanarki, więc chyba nie powinno być problemów. Młode samczyki coraz pilniej trenują śpiew. Mój rejestr, o którym wspominałem już w jednym z poprzednich sprawozdań, zapełnia się powoli krzyżykami; niektóre z ptaków mają ich już po kilka, co jednoznacznie wskazuje na ich „męskość“  Jestem przy tym bardzo rygorystyczny i krzyżyki przy numerach ptaszków stawiam tylko wtedy, gdy próby śpiewu są bardzo wyraŹne, bo takie popiskiwanie „pod nosem“, przy przymrużonych oczkach zdarza się często także samiczkom. Krzyżyk za „śpiew“ dostaje tylko taki ptak, który nadyma gardełko i próbuje rzeczywiście głośnych, różnorodnych treli. * * * Na koniec chciałbym napisać jeszcze o pewnej konstrukcji, którą warto polecić. Chodzi mi o zabezpieczenie okna, przed ucieczką kanarków, które zaistalowałem przed kilkoma dniami. Zacznę może od tego, że okno jest dla ptaków bardzo niebezpieczne, bo zamknięte stanowi niewidzialną dla nich przeszkodę, której gwałtowne „sforsowanie“ może skończyć się śmiercią lub przynajmniej dotkliwym poturbowaniem, a o niebezpieczeństwie otwartego okna, nie muszę raczej pisać. Przed laty mój syn stracił w ten sposób trzy młode ptaszki, dwa uciekły „w siną dal“, a jeden rozpędziwszy się lotem przez cały pokój rozbił się o szybę okenną i wkrótce potem padł... Tak więc kwestię okna trzeba jakoś rozwiązać, zwłaszcza gdy jak to jest w moim przypadku, posiada się pomieszczenie przeznaczone tylko dla kanarków, które trzeba często wietrzyć. Bo o ile zamknięte okno można jeszcze zabezpieczyć jakąś luŹno zwisającą ku podłodze firanką, która złagodziłaby ewentualne rozbicie się o szybę, o tyle w przypadku otwartego okna, firanka może okazać się mało skuteczna w zapobieżeniu ucieczki. Poza tym firanki w oknie z kanarkami wyglądają trochę śmiesznie i są niepraktyczne, chociażby ze względu na zbierający się na nich kurz... Niektórzy hodowcy zakładają na okna siatki, podobne do tych, które stosuje się w wolierach, ale i to zabezpieczenie ma swoje wady. Oczka takich siatek, chociaż widoczne dla fruwających kanarków, są zwykle tak duże, że nie stanowią żadnej przeszkody dla wpadających do środka insektów, a te z kolei mogą stać się przyczyną różnych bakteriologicznych chorób... Wszelkiego rodzaju muchy i muszki, komary (które również atakują śpiące kanarki!) czy inne pajączki i insekty dostające się do środka przez Źle zabezpieczone okno, w niejednej hodowli stały się przyczyną groŹnych epidemii. Dlatego też ja osobiście polecam zamontowanie w oknie porządnej moskitiery! Pod pojąciem „porządnej“ rozumiem taką, która ani się nie odczepi, ani nie rozerwie od uderzającego w nią z impetem, zbiegłego kanarka. Najlepiej jeśli jest to moskitiera z włókna sztucznego lub wręcz tłoczona z delikatnego plastiku. Przed kilkoma dniami kupiłem sobie u „Aldiego“ taką konstrukcję i poniżej zamieszczam jej fotki. Komplet składa się z bardzo ciekawie rozwiązanej aluminiowej ramy, którą przez odpowiednie przycięcie można dopasować do każdego otworu okiennego, oraz mocnej siateczki z plastiku o bardzo drobniutkim splocie, przez który nie dostanie się do wewnątrz nawet najmniejsza muszka octówka. Ponieważ mieszkamy w starym budownictwie i nasze ramy okienne mają od zwenątrz wystające, przeciwdeszczowe „prożki“ (widoczne na drugim zdjęciu), musiałem w wnęce okiennej zamontować oddaloną nieco od okna drewnianą ramę zbitą z normalnych grubych listew, tzw. „kantówek“, a następnie do niej przymocować ramę z moskitierą. Rama moskitiery ma sprężynkowe uchwyty, które przyciskają ją do ramy okiennej lub – jak w przypadku mojego okna – do ramy zbitej z listewek, a ponieważ jest bardzo lekka, nie wymaga żadnych innych zabezpieczeń. „Niewinnie“ i delikatnie wyglądające, sprężynkowe uchwyty przyciskają ramę tak mocno, że nawet wichura czy nawałnica nie są w stanie aluminiowej ramy od okna oderwać... Jeśli jednak zachodzi taka potrzeba (np. przy myciu czy innych pracach), ramę można bez problemu wyjąć z przestrzeni okna, co w przypadku zamontowania moskitiery bezpośrednio do ramy okiennej nie jest możliwe, bez jej uszkodzenia. Poza tym, przylepce, którymi zwykle przymocowuje się normalną moskiterę mogą „puścić“, gdy ptak uderzy w siatkę, więc taką „prowizorkę“ raczej odradzam. W zeszłym roku miałem zabezpieczenie normalną moskitierą, ale właśnie bardzo często odrywały się od przylepców jej fragmenty (najczęściej w rogach okna), więc w końcu zmuszony byłem przybić ją na stałe przy pomocy tzw. „tackera“, czyli wstrzeliwacza zszywek... Aluminiowa rama to absolutny komfort i doskonałe rozwiązanie, które serdecznie wszystkim polecam! Nie była ona wcale droga; za komplet o wymiarach 150 x 130 cm zapłaciłem tylko 19 Euro. Wydaje mi się, że w „polskich“ sklepach Aldiego są one o wiele tańsze... Moje okno ma wymiary 140 na 110 cm, więc ramę musiałem odpowiednio przyciąć piłką do metalu... Od dnia założenia moskitiery otwieram klatki i wolierki ZAWSZE przy otwartym na całą szerokość oknie, bo jeśli nawet któryś z kanarków umknie mi pod ręką, nie rozbije się o szybę, ale po prostu zawiśnie na amortyzującej uderzenie siatce moskitiery i bez problemu można go z niej „zebrać“... Dodatkowo okno cały dzień może być szeroko otwarte, co doskonale służy ptakom, bez ryzyka dostania się do wewnątrz niebezpiecznych insektów... Słowem - jest to świetna rzecz i serdecznie ją Wam polecam! Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 22, 2009, 02:37:33 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #142 : Maja 15, 2009, 08:44:32 » |
|
Cztery z pięciu jajeczek oliwkowej samiczki z lęgowki nr. 1. wydają się być prawidłowo zalężone. Piąte jest „niepewne“, tzn. nie wygląda na typowo „czyste“, ale też nie jest w takim sammym stadium rozwoju jak pozostałe cztery. Następna kontrola w niedzielę powinna przynieść ostateczną pewność.
Pisklęta w klatkach 3 i 4 rosną bardzo szybko; wczoraj zaobrączkowałem piątkę z klatki nr. 4.
Niestety dalej mam problemy z niezgodną parką w lęgówce nr. 3, którą nieustannie muszę dzielić i „uspakajać“. Dzisiejszej nocy samiczka nie spała już na gniazdku, chociaż pisklęta mają dopiero siedem dni i jeszcze przynajmniej przez dwie, trzy następne noce powinne być ogrzewane. W związku z tym, aby utrzymać nieco wyższą temperaturę w pokoju, dzisiejszej nocy kanarki spały przy szczelnie zamkniętym oknie.
Niezgodna parka niepokoi mnie tym bardziej, że dzisiaj kończy mi się dwutygodniowy urlop i od poniedziałku ptaki przez cały dzień pozostaną same. Prawdopodobnie dla pewności rozdzielę parkę siateczką, pozostawiając pisklęta z matką. Chakterystyczne dla tej parki jest bowiem to, że ptaki – pomimo wybuchających co chwilę sprzeczek – niezwykle za sobą tęsknią i gdy tylko przestają się widzieć, wszczynają istną histerię, zupełnie nie troszcząc się o potomstwo! Tak więc ptaki muszą się, niestety, widzieć aż do całkowitego odchowania trójki piskląt i aby sprawiedliwie podzielć obowiązki, będę zamieniał je każdego ranka pozostawiając z pisklętami raz ojca, a raz matkę.
Zupełnie inaczej wychowywanie piskląt przebiega u sąsiadów „z góry“, co bardzo korzystnie odbija się na rozwoju piątki kanarcząt. Wszystkie są jednakowo duże, żadne nie jest zaniedbywane czy niedokarmiane, a samiczka ciągle jeszcze godzinami ogrzewa je, także w ciągu dnia.
Doskonale spisuje się oliwkowy samczyk w roli samotnie wychowującego czwórkę piskląt ojca. Ptaszki ukończyły dzisiaj szesnasty dzień życia i są w świetnej formie. Bardzo wytrwale naśladują „wentylatory“, czyli stojąc na gniazdku puszczają w ruch skrzydełka... Takie zachowanie zdradza mający niebawem nastąpiś wyfruw, którego spodziewam się najpóŹniej w niedzielę. Samczyk ma niezwykle rozwinięty instynkt rodzicielski, bo nie tylko czule troszczy się o apetyty własnych dzieci, ale także je „broni“. Objawia się to tym, że każdorazowo gdy zbliżam się do klateczki gniazdkowej samczyk natychmiast przyfruwa w pobliże, najczęściej siada na brzegu gniazdka i groŹnie nastrasza wszystkie piórka, kiwając się na boki, zupełnie jakby chciał mnie od gniazdka z pisklętami odgonić... W ten sposób nie zachowuje się żaden z pozostałych ptaków, nawet matki piskląt, więc nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dziatwa zostanie bezproblemowo wprowadzona w całkowitą dorosłość... Wystudzana matka piskląt powoli się uspakaja, chociaż ciągle jeszcze „kręci młynki“ i charakterystycznym trylem nawołuje swego partnera...
Kanarczęta pierwszego lęgu rozpoczęły pierzenie się. Wokół wolierki i fruwalki w których siedzą, pojawia się coraz więcej piórek. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale mnie cieszy ten fakt, bo okres wymiany piór zawsze traktuje jako swego rodzaju wyzwanie i naciekawszy okres w rozwoju corocznego przychówku. To właśnie w czasie pierzenia się mam na moje kanarki największy wpływ; poprzez odpowiednie karmienie, a także dobarwianie „kształtuję“ je i „upiększam“... Wszędobylskie piórka wcale mi nie przeszkadzają – wręcz przeciwnie, obligują mnie do utrzymywania jeszcze większej czystości wokół ptaków i dodają energii przy częstszym niż zwykle sprzątaniu...
Bardzo ciekawie zachowuje się weteranka, która w dalszym ciągu nie zdradza ochoty na trzeci lęg. Gdyby tak pozostało, wcale bym się tym faktem nie zmartwił, bo samiczka i tak wykonała swą rolę „na piątkę“. Zniosła w sumie 9 jajeczek w dwóch lęgach, z których wykluło się 8 zdrowych piskląt. Ptaszek sam je wychował, a w czasie pierwszego lęgu przez jakiś czas niezwykle czule opiekował się także „gniazdkiem szczególnej troski“, czyli czwórką słabszych piskląt zebranych z pozostałych gniazdek, o czym pisałem wcześniej. Nie było żadnych problemów z podskubywaniem, żadnego „wcierania się“ w muldę obok piskląt czy przysypywania ich budulcem, więc nawet po dwóch lęgach samiczka zasłużyła sobie na odpoczynek i wcale nie musi wysiadywać trzeciego lęgu. Narazie siedzi sama w lęgówce nr. 5, ale samczyka dopuszczę do niej dopiero na jej bardzo wyraŹne „życzenie“, czyli w przypadku jednoznacznych zachowań lęgowych. Gdyby się nie pojawiły, ptaszek w pod koniec maja zostanie przeniesiony od razu do wolierki, aby nie narażać go na stres spowodowany niepokojem wystudzanych współtowarzyszek.
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 15, 2009, 05:01:12 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #143 : Maja 20, 2009, 09:36:06 » |
|
Czwórka oliwkowych kanarcząt, przebywających w lęgówce tylko z ojcem, w sobotę wyfrunęła z gniazdka, a już w niedzielę po południu zaczęły się problemy. Otóż okazało się, że doskonale jak dotychczas spisujący się samczyk od momentu wyfruwu kanarcząt bardzo szybko tracił ochotę do ich dokarmiania... Robił to bardzo rzadko i dopiero po namolnym dopraszaniu się piskląt, które w zasadzie cały czas były głodne. Na domiar złego, wczoraj po południu odnalazłem na dnie klatki mnóstwo piórek, w tym także piórka długie, czyli lotki i sterówki. Poobserwowałem zachowanie samczyka przez kilka następnych minut i okazało się, że drań niemiłosiernie podskubuje pisklęta! Nie było rady, musiałem zabrać go z lęgówki i oczywiście pojawił się problem, co robić z jego mało samodzielną, sponiewieraną i niedokarmioną dziatwą. Nie chciałem ptaszki łączyć z matką, bo ta już o nich z całą pewnością zapomniała, a poza tym nie ma zupełnie żadnej gwarancji, że i ona, ciągle jeszcze „kręcąc młynki”, nie podskubywałaby kanarcząt w ramach „zbierania materiału” na nowe gniazdko... W końcu przyszła mi na myśl weteranka. Ptaszek nie zdradza żadnych zachowań lęgowych, niedawno jeszcze opiekował się własnymi pisklętami, więc jest bardzo prawdopodobne, że na usilne prośby oliwkowych kanarcząt zareaguje sporadycznym chociażby tylko dokarmianiem. Dorosłe ptaki w okresie lęgów bardzo często reagują w ten sposób także wobec obcych piskląt, a nawet wtedy, gdy nie wychowywały swoich własnych, jak w przypadku dopuszczanych tylko do krycia samczyków. Niestety, do czasu wyjścia z domu nie zauważyłem ani jednego karmienia, ale pomysł z weteranką wydaje mi się sensowny, bo nawet gdyby ptak nie karmił piskląt, to będzie dla nich dobrym przykładem właściwego odnajdywania pożywienia. Oczywiście na dnie klatki stoją miseczki pełne pokarmu białkowego i kiełków, jest też miękkie jabłko i łatwe do obskubywania brokuły. Ponieważ ojciec piskląt nie karmił ich zbyt często, kanarczęta są bardzo aktywne i próbują już samodzielnego jedzenia, więc zachowanie weteranki, którą ptaszki bardzo uważnie obserwują, na pewno im w tych próbach pomoże...
Oliwkowy samczyk, słysząc popiskiwania piskląt, szaleje teraz z „tęsknoty” i bez przerwy je nawołuje, ale ze względu na proceder wyrywania piór, do dzieci już go nie dopuszczę...
Rozdzieliłem ostatecznie parkę z lęgówki nr. 2, bo niestety wszystkie zniesione przez samiczkę w trzecim lęgu jajka były albo czyste, albo zalężone i obumarłe... Tak więc parka ta spisała się najgorzej, bo doczekała się tylko jednego pisklęcia. Jedyny pożytek jaki z niej miałem, to opieka nad sierotkami po padłej samiczce z lęgówki nr. 6., które ta parka bardzo dobrze wychowywała... Myślę, że wina za ten stan rzeczy leży po stronie samczyka, który nie spisywał się najlepiej w czasie godów, a obumieranie embrionów jest dodatkową wskazówką, że któreś z ptaków jest, niestety genetycznie „felerne”... Odczekałem więc, aż samiczka porzuci trzecie gniazdko, a następnie natychmiast umieściłem ją w „wystudzarce”. O dziwo, ptak natychmiast zaakceptował nową sytuację i ani nie nawołuje samczyka, ani nie kręci młynków... Trochę się kłóci z oliwkową samiczką o jedzenie, ale to w zasadzie jest normalne także u zupełnie wystudzonych ptaków.
Druga z oliwkowych samiczek będzie miała cztery pisklęta; jedno jajeczko, niestety, obumarło. Bedą to moje ostatnie pisklęta w tym sezonie lęgowym, który prawdopodobnie zakończę liczbą 56 młodych kanarków przychówku, jeśli naturalnie wszystkie cztery pisklęta się w sobotę wyklują... Myślę, że przy uwzględnieniu niespodziewanej śmierci jednej z samiczek i pechowej parki z tylko jednym pisklęciem, 56 kanarków można uznać za hodowlany sukces. Nawet jeśli od tej liczby odjąć cztery sierotki po padłej samiczce i pisklę pechowej parki, to pozostanie 51 piskląt od pięciu pozostałych parek, co daje średnią po 10 piskląt od parki, czyli całkiem nieŹle...
Na podsumowanie sezonu i kilka najważniejszych danych „statystycznych” przyjdzie jeszcze czas po wychowie ostatnich czterech piskląt, ale już teraz mogę powiedzieć, że z wyników jestem bardzo zadowolony. Przychówek jest bardzo ładny, nawet szekowatość u kanarków żółto-czarnych nie wystąpiła z taką siłą, jak się tego na początku obawiałem, bo większość młodych jest zewnętrznie bez skazy, przy jednoczesnej doskonałej, szerokiej melaninie i bardzo ładnej postawie.
O czerwono-czarnych kanarkach po ptakach Fabio Perriego można mówić tylko w samych superlatywach, więc ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że tak ładnych ptaków jeszcze po prostu nie miałem i z całą pewnością od nich rozpocznę hodowlę kanarków – jak to się mówi – „z najwyższej półki”...
Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 20, 2009, 03:47:27 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #144 : Maja 21, 2009, 06:07:21 » |
|
Gdyby kanarki można było odznaczać orderami zasługi, natychmiast udekorowałbym takim orderem weterankę  Ptaszek jest po prostu fantastyczny! W środę, po powrocie z pracy zastałem oliwkową dzieciarnię nakarmioną i spokojną. Od razu było widać, że weteranka zaadoptowała pisklęta i troskliwie się o nie troszczy. Karmidełka były niemalże puste, więc dzieciarnia prawdopodobnie po raz pierwszy od dłuższego czasu była naprawdę syta.  Wyrodny ojciec szamocze się w swojej klatce do dzisiaj, ale nic mu to nie pomoże, bo dziatwa zostanie aż do końca z czerwono-czarną opiekunką. Zresztą ptaszki próbują już jeść same, więc opieka na pewno nie będzie musiała trwać długo; myślę, że od poniedziałku będę mógł zostawić je już same.  Niejako w nagrodę za tak pozytywny epilog, przeniosłem całą piątkę do obszernej fruwalki, w której dotychczas siedziały kanarczęta weteranki i dwa oliwkowe z lęgówki nr. 1. Ponieważ ptaszki były już zupełnie wyrośnięte i samodzielne, czworo kanarcząt weteranki wspuściłem do drewnianej wolierki, a dwie „oliwki“ musiałem oddzielić i umieściłem je przejściowo w wolnej lęgowce nr. 2. Czerwono-czarne kanarczęta w wolierkach otrzymują już barwiony pokarm i nie chciałbym je trzymać razem z żółto-czarnymi, którym przygotowuję nieco inną mieszankę z luteiną. Docelowo zamierzam „żółtymi“ zapełnić wszystkie trzy fruwalki, najpierw te pod lęgówkami, a potem wystudzarkę, gdy już nie będzie potrzebna. Gdyby wykluły się wszystkie cztery pisklęta u ostatniej, wysiadującej oliwkowej samiczki, miałbym w sumie 19 kanarcząt żółto-czarnych, więc miejsca będzie dosyć... Weteranka jako jedyna samiczka nie będzie musiała być wystudzana we fruwalce; ptaszek nie ma absolutnie żadnej ochoty na trzeci lęg, więc umieszczę ją od razu razem z młodzieżą w największej, meblowej wolierce... Do „wystudzarki“ trafiła natomiast wczoraj samiczka z niezgodnej parki z lęgówki nr. 3. Wykorzystałem przeciągającą się kłótnię, w czasie której samiczka niemiłosiernie atakowała partnera, więc po jej zniknięciu, samczyk najwyraŹniej odetchnął z ulgą i wcale nie rozpaczał za stratą zadziornej furiatki, ale ze spokojem zajął się karmieniem trojga piskląt. Robi to bardzo sumiennie i chyba raczej nie powinno być problemów. Pisklęta ukończyły właśnie 13 dzień życia i potrafią już dość intensywnie przypomnieć opiekunowi o potrzebie karmienia, a samczyk natychmiast na te prośby i popiskiwania reaguje.  Zauważyłem też, że oba samczyki, z klatek nr. 3 i 4 wybierają teraz z kiełków duże ziarenka fasolki mungo oraz soji i po dokładnym rozdziobaniu nasion na kawałki, skarmiają je pisklętom. Pozostałe kanarki tych ziaren raczej nie zjadają, więc większość z nich dotychczas się po prostu marnowała. Teraz zbieram je przy zadawaniu karmy do osobnego naczyńka i podaję wlaśnie tym dwóm samczykom... Oczywiście oba ptaki karmią pisklęta także pokarmem białkowym i jarzynami, ale najlepiej „zchodzi“ fasolka mungo i soja... Wystudzanym samiczkom podałem dzisiaj pęczek nasion chwastów i trawy, żeby miały zajęcie i przestały kręcić te swoje monotonne młynki. Niestety, wciąż jeszcze „gorące“ kanarzyce tylko przez kilka minut zainteresowały się zielskiem, a potem ponownie zozbiegły się po fruwalce, rozpaczliwie machając skrzydłami i nawołując rozśpiewanych partnerów. Trochę to jeszcze niestety potrwa... Prawdopodobnie w niedzielę przeniosę do „babińca“ także samiczkę z lęgówki nr. 4. Jej partner jest najlepszym wychowawcą z wszystkich samczyków; w poprzednich lęgach opiekował się nawet obcymi kanarczętami i doskonale dawał sobie radę, więc wyprowadzenie obecnej piątki, a w razie potrzeby także trójki piskląt z lęgówki nr. 3, nie powinno mu sprawić żadnego kłopotu. Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 21, 2009, 07:14:41 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #145 : Maja 22, 2009, 02:25:36 » |
|
W wystudzarce „mieszka“ już czwórka samiczek… Wczoraj wieczorem „przyłapałem” na próbach kopulacji parkę z lęgówki nr. 4, więc ptaki natychmiast rozdzieliłem. Samczyk, zgodnie z moimi przewidywaniami, nawet specjalnie długo nie „rozpaczał” i po kilku trelach zaakceptował separację. Myślę, że jest on już nieco lęgami i z zakończeniem sezonu po odchowaniu piątki piskląt akurat on nie będzie miał żadnych problemów. Najbardziej wydziera się parka oliwkowych; samczyk reaguje nawoływaniem nie tylko na trele samiczki, ale ciągle jeszcze na popiskiwania jego dzieciarni. Oba ptaki rzadko się pożywiają – przez cały boży dzień tylko piszczą i uparcie „kręcą młynki”... Ich dziatwa pod opieką weteranki radzi sobie natomiast coraz lepiej. Ptaszki wskakują już na krótkie żerdki zewnętrznych karmidełek i wyjadają z nich pożywienie. Jeden z młokosów „odkrył” wczoraj poidełko i dzisiaj już zupełnie celowo ugasił w nim pragnienie po uprzednim najedzeniu się pokarmu białkowego. Wczoraj dokonałem też ostatecznej kontroli czterech jajek drugiej z oliwkowych samiczek, przed jutrzejszym kluciem. Trójka niewyklutych piskląt bardzo wyraŹnie poruszała się w jajkach, natomiast w czwartym jajku takiej aktywności nie stwierdziłem. Mimo to zostawiłem je w gniazdku; pisklę jest już tak duże, że moglem się po prostu pomylić... Zobaczymy... A tak w ogóle, to myślę, że nadszedł już czas, abym „zwrócił honor” moim ptakom żółto-czarnym, które na początku sezonu tak bardzo krytykowałem za szekowatość. W miarę klucia się następnych piskląt sytuacja poprawiała się z lęgu na lęg. Z wyklutych dotychczas 15 piskląt tylko 1/3 czyli 5 młodych kanarków wykazuje szekowatość w tym dwa bardzo mocną, natomiast 10 jest zewnętrznie bez skazy, a przynajmniej połowa z tej dziesiątki robi wręcz fantastyczne wrażenie. Nazywam je „tygrysami”, bo obok ładnej żółci ptaki mają przepiękne, bardzo szerokie i doskonale zarysowane, melaninowe paski, tak na grzbietach jak i flankach, a nawet na piersiach. Główki także pokryte są drobnymi, gęstymi paseczkami, nóżki i pazurki są bardzo ciemne, a dziobki wręcz czarne! Tak ciemnych dziobków nie mają nawet ptaszki po kanarkach Fabio Perriego... Oczywiście ptaki czeka jeszcze młodzieżowa wymiana piór i wygląd ich może ulec znacznym zmianom, ale już teraz mogę powiedzieć, że chyba jednak będę miał z nich sporo pociechy. Moim następnym celem hodowlanym na przyszłe lata będzie zatem wyeliminowanie lub przynajmniej bardzo znaczne ograniczenie błędu szekowatości, co w zasadzie nie powinno być zbyt trudne, jako, że tylko u piskląt jednej z samiczek występuje ona bardzo wyraŹnie, zatem zakładając, że druga jest czyta rasowo, to jej przychówek stanowić będzie materiał do dalszych kojarzeń. Jak już kiedyś pisałem, jesienią chciałbym ponownie odwiedzić Fabio Perriego i nabyć u niego kilka ptaków, tym razem właśnie żółto-czarnych. Także jego ptaki odznaczają się piękną, szeroką melaniną, więc kojarząc je z moim przychówkiem, mogę doczekać się bardzo dobrych ptaków... Jedno jest pewne, żółto-czarne wejdą na stałe do corocznego „programu” mojej hodowli... Poniżej zamieszczam zdjęcie ptaka żółto-czarnego, prezentowanego przez Perriego, które zrobiłem podczas mojej zeszłorocznej u niego wizyty. Pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 22, 2009, 02:40:05 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
Mark
Administrator
Użytkownik
Offline
Częstochowa
Netykieta: Nadzór mam nad Adminem
Wiadomoci: 709
|
 |
« Odpowiedz #146 : Maja 22, 2009, 08:04:35 » |
|
Jurek wcale nie rozumiem o czym piszesz mówiąc o szekowatośći,napisz co ty rozumiesz pod słowem szekowatość.Bo jeśli z Twoich 15 młodych 5 szt, jest nieczysta rasowo czyli jest szekowata w takim znaczeniu jak ja to rozumiem to ja raczej bym się takich ptaków wyzbył całkowicie.Potocznie się mówi że szek to ptak w różne łaty lub ptak dwu lub kilku kolorowy czyli np. gloster zielono-żółty to szek,ale może Ty jakoś inaczej rozumiesz pojęcie szekowatośći.
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
feno-typ
Go
|
 |
« Odpowiedz #147 : Maja 23, 2009, 08:01:01 » |
|
Jurek wcale nie rozumiem o czym piszesz mówiąc o szekowatośći,napisz co ty rozumiesz pod słowem szekowatość.Bo jeśli z Twoich 15 młodych 5 szt, jest nieczysta rasowo czyli jest szekowata w takim znaczeniu jak ja to rozumiem to ja raczej bym się takich ptaków wyzbył całkowicie.Potocznie się mówi że szek to ptak w różne łaty lub ptak dwu lub kilku kolorowy czyli np. gloster zielono-żółty to szek,ale może Ty jakoś inaczej rozumiesz pojęcie szekowatośći.
Cześć Mark, Kiedyś powiedziano mi, że szekowatość występuje u kanarków z różnym nasileniem, tzn. może być bardzo mocna i wtedy – tak jak piszesz – ptaki są „łaciate“, albo zupełnie nieznaczna (np. jeden jasny pazurek u ptaka czarnego lub jedno piórko długie w skrzydełku lub ogonie). Otóż moje trzy ptaki-rodzice, które zewnętrznie nie objawiają żadnej szekowatości, czyli wszystko u nich na pozór wydaje się w porządku, dają potomstwo z takimi bardzo drobnymi wadami (np. jasna lotka w skrzydełku, jeden, dwa pazurki jasne itp.) Ponieważ mam 2 samiczki i 1 samczyka kupione u trzech różnych hodowców (na giełdzie w Bad Salzuflen) i w obu gniazdkach kluły się pisklęta z tymi drobnymi mankamentami, ale u jednej z samiczek tylko dwa pierwsze ptaki mają zaledwie po jednym jasnym pazurku, a reszta jest absolutnie bez skazy, a u drugiej szekowatość objawiła się jak narazie u trzech ptaków, ale za to nieco silniej, wychodzę z założenia, że zarówno samczyk, jak i ta druga samiczka nie są czyste rasowo, a te ptaszki od pierwszej z samiczek z dwoma jasnymi pazurkami, odziedziczyły te błędy po ojcu, a ich matka jest wolna od wady szekowatości... Oczywiście to są tylko takie moje przypuszczenia, bo naturalnie może być i tak, że wszystkie trzy ptaki mają ukrytą szekowatość, którą przekazują potomstwu. Masz rację, że ptaków z błędami należy się pozbyć i zarówno samczyk jak i ta dająca mocniej szekowate potomstwo samiczka zostaną sprzedane; mój problem polega jednak na tym, że te cholerne „rozjaśnienia“ są absolutnie JEDYN¡ wadą młodych kanarków, bo poza tym ptaki są po prostu kapitalne. A więc duże, niesamowicie ciemne, z pięknym rysunkiem, o pięknej postawie itd... Zwłaszcza te melaninowe paski są tak równe i pięknie ułożone wzdłuż grzbietu, na bokach, a nawet na piersiach, że patrząc na te ptaki, dech człowiekowi zapiera. W międzyczasie naoglądałem się już sporo kanarków czarnych, ale takich „tygrysich“ rysunków jeszcze nigdzie nie widziałem! Na dodatek – jak napisałem – zdecydowana większość czyli 10 ptaków nie ma żadnych rozjaśnień! Jedna z samiczek, ta dająca mocniej szekowate potomstwo, siedzi jeszcze na jajkach (dzisiaj – jutro przypada termin klucia), więc co do tych przyszłych piskląt narazie nic nie mogę powiedzieć, ale prawdopodobnie również tylko część z nich będzie miała jakieś rozjaśnienia... Tak więc mam dylemat, bo z jednej strony rozsądek podpowiada, że ptaki z błędami trzeba by jak najszybciej „upłynnić“, a z drugiej strony szkoda mi tych wszystkich innych cech, które młode ptaki już teraz objawiają. Skądinąd wiadomo, że gdy w parce samiczka jest czysta rasowo, a jej potomstwo po ojcu ma jakieś lekkie wady, to najlepszym sposobem radykalnego pozbycia się (lub przynajmniej mocnego ograniczenia) tych ojcowskich wad, jest skojarzenie samiczki z jej synem i to chciałbym w przyszłym roku wypróbować. Niemcy powiadają, że tego typu dość „radykalne“ skojarzenie juz w pierwszym pokoleniu ujawnia wszystkie dodatnie i ujemne cechy tkwiące w ptakach... Gdyby więc i to skojarzenie dało pisklęta z rozjaśnieniami, pozbędę się wszystkich ptaków, ale gdyby się okazało, że wykluły się pisklęta czyste rasowo, zachowam ptaki z bardzo dobrymi innymi cechami i w następnym sezonie, a więc za dwa lata, będę je mógł bez ryzyka kojarzyć z potomstwem ptaków Perriego, od którego chcę w tym roku nabyć żółto-czarną parkę... Nie wiem, czy dostatecznie jasno się wyraziłem, zresztą i tak prosiłbym Cię bardzo o jakąś radą, bo na pewno masz o wiele więcej doświadczenia w rozwiązywaniu tego typu problemów... Tak nawiasem mówiąc, przy jednym z moich wcześniejszych sprawozdań (na stronie ósmej) jest seria fotek jednego z kanarków tej samiczki, która miała tylko dwa szeki na 12 wyklutych piskląt... To są te zdjęcia, gdzie ptaszek między innymi siedzi obok czerwono-czarnych na żerdce lamelowej. Na dwóch fotkach bardzo wyraŹnie widać ten jego jasny pazurek, który ja nazywam „szekowatością“  Z góry dziękuję za ewentualną pomoc i pozdrawiam
|
|
|
|
« Ostatnia zmiana: Maja 23, 2009, 08:07:18 wysane przez feno-typ »
|
Zapisane
|
|
|
|
Mark
Administrator
Użytkownik
Offline
Częstochowa
Netykieta: Nadzór mam nad Adminem
Wiadomoci: 709
|
 |
« Odpowiedz #148 : Maja 23, 2009, 08:34:48 » |
|
Cześć Jurek. Teraz rozumiem co Ty rozumiesz pod pojęciem szekowatośći i można powiedzieć ze się z Twoją definicja zgadzam.Co do Twoich ptaków to rzeczywiści młode prezentują się dobrze ,ale te jasne pazury to rzeczywiście katastrofa.Powiem szczerzę że sam nie wiem co Ci doradzić ,bo to ciężkie decyzje czy trzymać się tych ptaków czy się ich wyzbyć.Wiadomo jak spróbujesz chowu wsobnego to efekty mogą być różne ,a stracisz kolejny rok hodowlany na nieudany eksperyment.Ja na Twoim miejscu poczekałbym z decyzjami do jesieni i wtedy mając kilka kart ocen z kilku wystaw (oczywiście mówimy o wystawianiu ptaków bez jasnych pazurków ) podjąłbym wtedy ostateczną decyzje czy trzymam się tych ptaków czy też nie.Jeśli Twoje ptaki wypadną bardzo dobrze to wtedy rzeczywiście warto te ptaki sobie zostawić i z nimi dalej pracować,ale jeśli wypadną przeciętnie to szkoda czasu na próby poprawy ich genetyki.Tak na marginesie takie białe pazurki podobno można przed wystawą pomalować lakierem do paznokci na czarno i podobno niektórzy to praktykują z powodzeniem  .
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
jot-ka11
Redaktor
Aktywny użytkownik
Offline
Częstochowa
Netykieta: Kontroluję Redaktora
Wiadomoci: 1 140
|
 |
« Odpowiedz #149 : Maja 23, 2009, 09:38:08 » |
|
Witam! Przepraszam,że przeszkadzam w tak ciekawej dyskusji,ale korzystając z okazji mam pytanie do Marka-jeżeli pazurek lakierem,to czym czarne piórko u czerwonego koroniaka? 
|
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|